Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 13

Perspektywa:Thomas

Siedzimy przed wejściem do namiotu szpitalnego już dobre dwadzieścia minut.
Wtedy właśnie przybiegł do nas Gally z informacją że z Brendą jest źle. Robią jej dodatkowe badania, nie wiadomo jeszcze co to jednak wszyscy podejrzewamy najgorsze.

-Minho, Thomas wejdźcie.-przez namiot wychyliła się Angela.

Angela to była lekarka DRESZCZ-u. Zdradziła ich w trakcie ostatecznej walki i ryzykując życiem przeszła na naszą stronę. Ufam jej.

-Co jej w końcu jest?!-denerwował się Minho stając obok Gally'ego.

Blondyn dziwnie wzdrygnął się na to i lekko odsunął od mojego przyjaciela. Minho jednak nic sobie z tego nie zrobił.

-Obawiam się że to pożoga...-powiedziała powoli akcentując każde słowo. W tej sekundzie spełniły się moje najgorsze koszmary. Stałem sparaliżowany nie mogąc wydobyć z siebie głos.

Tu nawet nie chodzi o wyleczenie jej, bo z tym sobie jakoś poradzimy. Przecież mamy serum. Jeśli ona się zaraziła oznacza że musiała mieć jakiś kontakt z poparzeńcami. Na wyspie jest niebezpiecznie.

Cholera! Wiedziałem że tu jest za spokojnie!

-Ile zostało nam jeszcze serum?-zapytałem odrywając wzrok od szafki naprzeciwko mnie.

-Dwie fiolki...-westchnął Gally.

-Podajcie jej jedną fiolkę serum. Ktoś musi ją pilnować.-rozkazał Minho.-Hariett poradzisz sobie?-spojrzał na stojącą w kącie z Sonyą ciemnoskórą dziewczynę. Ta pokiwała głową mówiąc coś jeszcze na ucho blondynce. -Thomas, ogłoś zebranie. Tylko opiekunowie i ważniejsze osoby.-nie oglądając się na nikogo wyszedłem z namiotu.

Szybko skierowałem się do mojego i Minho "pokoju" żeby napisać ogłoszenie.

Uwaga!
Zebranie o 21:00 w pokoju map. Opiekunowie oraz przedstawiciele labiryntów. (Jorge, ty też)
Proszę zabrać ze sobą notesy lub coś podobnego, mogą się przydać.

Zastępca przywódcy- Thomas

Nabazgrolił szybko a następnie podbiegłem do pustej tablicy ogłoszeń zrobionej z dwóch belek ciemnego drewna.

Po chwili wokół kartki zaczęły zbierać się osoby. Usłyszałem przekrzykiwania się i wołania jednak zignorowałem kierując się do bazy.

Siedział tam Minho. Załamany Minho.

-Stary, nie przejmuj się...-poklepałem go po plecach a ten podniósł na mnie smutny wzrok.

-Nie jest tu bezpiecznie Thomas. Skoro Brenda się zaraziła tym fujalstwem inni nieodporni też mogą.-warknął cicho.- Ja, ja chciałem im stworzyć bezpieczne miejsce, bezpieczną przystań...-dodał.-Najwyraźniej na tym świecie wszystko jest ogarnięte pożogą.

-Ale przecież jak biegaliśmy po wyspię nie spotkaliśmy najmniejszych śladów po poparzeńcach.-przypomniałem.

-Thomas...ja już nie wiem co robić.-nastolatek, a raczej już młody dorosły rozpłakał się przytulając się do mnie. Na początku zdziwiłem się. Minho i płakanie? To niedorzeczne. Jednakże wtedy zrozumiałem.

Minho jest tylko człowiekiem.
Wszyscy jesteś tylko ludźmi, i jakbyśmy się nie starali nie zmienimy tego.

Jesteśmy miękcy i uczuciowi, potrafimy lubić, szanować i...kochać. To są główne różnice między nami, a poparzeńcami, oni utracili najważniejsze cechy występujące u społeczeństwa...

Przytuliłem więc przyjaciela pozwalając mu się wypłakać w swoje ramię.

Newtie, jeśli obserwujesz nas z góry...wiedz że cię kocham i nigdy nie przestanę...Do końca świata i jeden dzień dłużej.

-Minho, idą inni.-szepnął odsuwając od siebie chłopaka. Widocznie mu się poprawiło. Podałem mu jeszcze chusteczki leżące niedaleko aby wytarł ślady po swojej małej zbrodni a następnie usiedliśmy czekając na rozpoczęcie zebrania.
(Właśnie sobie zdałam sprawę jak to dwuznacznie brzmi XD)

[...]

-To jest niemożliwe aby na wyspie byli poparzeńcy!-krzyknął Minho uciszając tym samym kłócące się towarzystwo. Ja, siedziałem rozwalony na krześle od dobrych dwóch godzin jedynie przysłuchując się kłótnią.

-Jak purwa niemożliwe hermano skoro Brenda złapała to świństwo?!-przekiwał go Jorge. Oj tak, jeśli chodzi o Brendę z Jorgem lepiej nie zadzierać...

-Cisza!-wrzasnąłem w przypływie irytacij. Wszyscy zebrani zamilkli spoglądając na mnie z szokiem. -Poparzeńców na tej wyspie nie ma! Nie ma. Mam przeliterować?

-Em...mogę coś powiedzieć?-odezwał się chłopak w wieku około trzynastu lat, zapewne przedstawiciel swojego rocznika.

-Tak, tak...-uspokoiłem się a następnie pokiwałem głową. Jak my się zachowujemy przy dzieciach?

-Ee...Brenda się zaraziła pożogą, to wiemy. -wszyscy pokiwali głową.-A jeśli nie przez poparzeńców, to może ktoś ją tak jakby zatruł? No nie wiem, wstrzyknął jej to dziadostwo?

-To nie jest głupi pomysł...-powiedział pod nosem Gally. Inni siedzieli cicho na swoich miejscach zastanawiając się nad słowami chłopaka.

-Nie wiem jak wy, ale zastanawia mnie gdzie jest Teresa.-dodał ciszej najmłodszy z zebranych jakby bojąc się naszej reakcji.

Popatrzyłem na blondyna zdziwiony nie za bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Czy on sądzi, że Teresa podała Brendzie to cholerstwo? Tylko dlaczego miałaby to robić? Przecież jest po naszej stronie...

-Teresa jest po naszej stronie.-odpowiedziałem niepewnie. Sam nie wiem czy wierzyć w te słowa.

-Wiem to. Jednakże z tego co się orientuje to tylko ona i Angela potrafią przygotować obydwie wersje serum.-odpowiedział przestraszony.

-Angela nie mogła tego zrobić bo cały dzień była ze mną.-odezwał się Jorge a kilka osób pokiwało głową potwierdzając jego słowa.

-A Teresy nie ma...-warknął Minho.- Gdzie do purwy jest Tereska?! Widział ją ktoś dzisiaj?

Wszyscy obecni na sali pokręcili przecząco głową. Zajebiście.

-Ogłaszam koniec zebrania!-powiedział zdenerwowany jak nigdy dotąd Minho.-Thomas, Jorge, Sonya i Victor, wy zostańcie.

Stanąłem obok przyjaciela. Gdy zauważyłem że blondyn wychodził zaczepiłem go.

-Hej, młody jak masz na imię?

-Isaac.-to imię uderzyło we mnie z wielką siłą. Miałem wrażenie że poznałem już kiedyś kogoś o takim imieniu...Ba, na pewno poznałem.

Gdy odwróciłem się z powrotem w kierunku drzwi, blondyna już nie było.

Wzruszyłem ramionami postanawiając jeszcze go kiedyś zaczepić i znów skupiłem swoją uwagę na Minho.

-Musimy znaleźć Teresę. Nie wiem jak wy, ale ten chłopak miał rację. To musi być ona.-powiedział przenosząc wzrok z osoby na osobę. -Od jutra zaczynamy poszukiwania. Jeśli ktoś ją znajdzie niech przyprowadzi ją odrazu do mnie. Zezwalam na użycie siły.-jego twarz przyozdobił szatański uśmiech.

Się porobiło...nigdy bym nie podejrzewał Teresę o takie coś. Owszem, była kiedyś po stronie DRESZCZ-u jednak byłem pewien że jest po naszej stronię.

Czy to możliwe, aby ktoś z tej piekielnej organizacji przeżył?

Pokręciłem głową starając się wyrzucić niechciane myśli z głowy. Pożegnałem się z Victorem oraz Sonyą a następnie razem z Minho skierowaliśmy się do naszego namiotu.

Nie, to niemożliwe. DRESZCZ przepadł i nigdy nie powróci...a Teresa...no cóż, ja się z nią policze... Nie pozwolę jej krzywdzić moich przyjaciół.

Ale długi rozdział dzisiaj xdd ponad 1000 słów.

Mam nadzieje że się wam podobało.❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro