rozdział 12
Perspektywa:Thomas
-Brenda, cholera!-krzyczałem rozglądając się na boki.
Niemożliwe aby zapuściła się aż tak daleko. Miała iść tylko po patyki, więc po co miałaby się oddalać o około pięć kilometrów?
Minho zdecydowanie przesadza, a Brenda zapewne jest już na obozowisku z Gally'm.
-Minho, wracajmy!-szarpnąłem chłopaka za ramię gdy ten nie chciał się zatrzymać. -Minho, purwa stój!
-Musimy ją znaleźć. To nasza przyjaciółka.-westchnął zatrzymując się.
Chyba nie wspominałem że Brenda i Minho się zaprzyjaźnili. Otóż tak. Od momentu kiedy wsiedliśmy do samolotu dużo gadali, są niczym brat i siostra.
Tak jak ja i Teresa...kiedyś.
-Wiem, ale rozejrzyj się.-wskazałem palcem na pobliskie krzaki.-Jest ciemno.
Zawiesiłem wzrok na ciemnym lesie.
Nie wiem czemu lecz bujne krzewa i drzewa przypominały mi o strefie.
Ogólnie wszystko przypomina mi strefę. Czy jest możliwe że aż tak za nią tęsknie?
A może nie tęsknie za miejscem a za kimś, kto tam ze mną przebywał?
-Masz rację.-powiedział Minho.
[...]
Gdy wreszcie dobiegliśmy na miejsce od razu skierowaliśmy się do sali narad.
Jak się okazało czekały tam na nas Sonya i Teresa. Ta druga spojrzała na mnie spod byka lecz nic się nie odezwała.
I bardzo dobrze!
Postanowiłem sobie, że będę ją unikać. Nie chce aby znowu umyśliła sobie że jestem w niej zakochany.
Moje serce należy tylko i wyłącznie do złotowłosego aniołka...
-I co? Znalazłyście ją?-zapytał zmęczony skośnooki wręcz padając na krzesło. Sonya zaśmiała się jedynie krótko na poczynania czarnowłosego.
Cholera...jak ja wcześniej mogłem nie zauważyć podobieństwa między nimi?
Przecież Sonya wygląda jak skóra zdarta z Newta.
Czy jest możliwe abym ja też miał jakieś rodzeństwo?
-Tak, znalazłyśmy ją od razu przy obozowisku. Spacerowała sobie.-odezwała się dotychczas milcząca Teresa.
-Zrobiliście jej testy?-zaciekawiłem się. Ostrożności nigdy za wiele.
-Gally je właśnie przeprowadza.-odpowiedziała blondynka zanim wyszła. Za chwilę w jej ślady ruszyła i szatynka.
-Czemu Gally? Nie mógłby to zrobić na przykład...Jorge?-irytował się Minho.
-A co zazdrosny o Brendę jesteś?-zaszydziłem z niego.
-O nią nie, ale o Gally'ego...-nie takiej odpowiedzi się spodziewałem...
Minho najwyraźniej zrozumiał co powiedział bo zrobił się czerwony. Nieudolnie próbował to ukryć zasłaniając się rękawem za dużej bluzki.
Gdy chłopak zauważył że mam zamiar o to spytać, zniknął mi nagle z pola widzenia. Ja on to do cholery zrobił?
[...]
Ułożyłem się w wygodnej pozycji. Dzisiaj byłem zdecydowanie padnięty.
Kto by pomyślał, że 10km potrafi aż tak wymęczyć człowieka?
Przymknąłem oczy chcąc jak najszybciej zasnąć, jednak jak na złość zaczęły się moje rozważania.
Co by było jakbym nie odepchnął Teresy?
Co by było jakby Brenda się nie znalazła?
Co by było jakby...Newt żył?
Cóż, zapewne wspaniale...żylibyśmy sobie w jakimś namiocie oddalonym od innych, przytulając się do siebie w nocy.
Zostalibyśmy kochającą się parą, z szurniętym przyjacielem (który chyba zakochał się w Gally'm...jazu jak to brzmi.).
Westchnąłem ciężko otwierając oczy. Gdybanie tu nic nie da. Poza tym to, o czym pomyślałem przed chwilą było niemożliwe z wielu powodów a najważniejszym był ten że,
Newt nie żyje.
Tak, to wystarczający argument.
Po chwili poczułem że zasypiam...
[...]
-Tommy, cholera wstawaj!-usłyszałem głos Newta.
-Newtie...jeszcze chwila.-westchnąłem ciężko bardziej przykrywając się materiałem imitującym koc. Przekręciłem się na twardej ziemi lekko się krzywiąc. Ledwo opanowałem kichnięcie przez unoszący się wokół kurz.
-Wszyscy już wstali, musimy ruszać.-poinformował mnie. Ja jednak nic sobie z tego nie zrobiłem. W momencie gdy chłopak niczego się nie spodziewał pociągnąłem go w dół za nogę.
Blondyn wpadł prosto w moje ramiona. Odwróciłem jego zarumienioną twarz w swoją stronę przytulając się do jego boku.
Czekoladooki mimowolnie ułożył głowę na moim ramieniu, jednak po kilku sekundach zdał chyba sobie sprawę z tego co robi bo zerwał się na proste nogi mówiąc coś o terminie.
Westchnąłem a następnie dźwignąłem się do pionu. Podszedłem do odwróconego do mnie plecami Newta po czym cmoknął w czerwony policzek. -Uroczy jesteś...
W odpowiedzi dostałem kuksańca w bok i piękny, zawstydzony uśmiech.
-No ruszajmy już! Jeszcze tylko około trzydzieści kilometrów i będziemy na miejscu.-krzyknął Minho popędzając wszystkich w stronę miasta.
Obudziłem się nad ranem. Znajdowałem się w swoim namiocie tuż obok chrapiącego przyjaciela.
Po Newtcie nie było ani śladu...
Wreszcie napisałam! To był chyba najgorzej piszący mi się rozdział tej książki.
No pozdrawiam was❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro