rozdział 13
Perspektywa:Thomas
Siedzimy przed wejściem do namiotu szpitalnego już dobre dwadzieścia minut.
Wtedy właśnie przybiegł do nas Gally z informacją że z Brendą jest źle. Robią jej dodatkowe badania, nie wiadomo jeszcze co to jednak wszyscy podejrzewamy najgorsze.
-Minho, Thomas wejdźcie.-przez namiot wychyliła się Angela.
Angela to była lekarka DRESZCZ-u. Zdradziła ich w trakcie ostatecznej walki i ryzykując życiem przeszła na naszą stronę. Ufam jej.
-Co jej w końcu jest?!-denerwował się Minho stając obok Gally'ego.
Blondyn dziwnie wzdrygnął się na to i lekko odsunął od mojego przyjaciela. Minho jednak nic sobie z tego nie zrobił.
-Obawiam się że to pożoga...-powiedziała powoli akcentując każde słowo. W tej sekundzie spełniły się moje najgorsze koszmary. Stałem sparaliżowany nie mogąc wydobyć z siebie głos.
Tu nawet nie chodzi o wyleczenie jej, bo z tym sobie jakoś poradzimy. Przecież mamy serum. Jeśli ona się zaraziła oznacza że musiała mieć jakiś kontakt z poparzeńcami. Na wyspie jest niebezpiecznie.
Cholera! Wiedziałem że tu jest za spokojnie!
-Ile zostało nam jeszcze serum?-zapytałem odrywając wzrok od szafki naprzeciwko mnie.
-Dwie fiolki...-westchnął Gally.
-Podajcie jej jedną fiolkę serum. Ktoś musi ją pilnować.-rozkazał Minho.-Hariett poradzisz sobie?-spojrzał na stojącą w kącie z Sonyą ciemnoskórą dziewczynę. Ta pokiwała głową mówiąc coś jeszcze na ucho blondynce. -Thomas, ogłoś zebranie. Tylko opiekunowie i ważniejsze osoby.-nie oglądając się na nikogo wyszedłem z namiotu.
Szybko skierowałem się do mojego i Minho "pokoju" żeby napisać ogłoszenie.
Uwaga!
Zebranie o 21:00 w pokoju map. Opiekunowie oraz przedstawiciele labiryntów. (Jorge, ty też)
Proszę zabrać ze sobą notesy lub coś podobnego, mogą się przydać.
Zastępca przywódcy- Thomas
Nabazgrolił szybko a następnie podbiegłem do pustej tablicy ogłoszeń zrobionej z dwóch belek ciemnego drewna.
Po chwili wokół kartki zaczęły zbierać się osoby. Usłyszałem przekrzykiwania się i wołania jednak zignorowałem kierując się do bazy.
Siedział tam Minho. Załamany Minho.
-Stary, nie przejmuj się...-poklepałem go po plecach a ten podniósł na mnie smutny wzrok.
-Nie jest tu bezpiecznie Thomas. Skoro Brenda się zaraziła tym fujalstwem inni nieodporni też mogą.-warknął cicho.- Ja, ja chciałem im stworzyć bezpieczne miejsce, bezpieczną przystań...-dodał.-Najwyraźniej na tym świecie wszystko jest ogarnięte pożogą.
-Ale przecież jak biegaliśmy po wyspię nie spotkaliśmy najmniejszych śladów po poparzeńcach.-przypomniałem.
-Thomas...ja już nie wiem co robić.-nastolatek, a raczej już młody dorosły rozpłakał się przytulając się do mnie. Na początku zdziwiłem się. Minho i płakanie? To niedorzeczne. Jednakże wtedy zrozumiałem.
Minho jest tylko człowiekiem.
Wszyscy jesteś tylko ludźmi, i jakbyśmy się nie starali nie zmienimy tego.
Jesteśmy miękcy i uczuciowi, potrafimy lubić, szanować i...kochać. To są główne różnice między nami, a poparzeńcami, oni utracili najważniejsze cechy występujące u społeczeństwa...
Przytuliłem więc przyjaciela pozwalając mu się wypłakać w swoje ramię.
Newtie, jeśli obserwujesz nas z góry...wiedz że cię kocham i nigdy nie przestanę...Do końca świata i jeden dzień dłużej.
-Minho, idą inni.-szepnął odsuwając od siebie chłopaka. Widocznie mu się poprawiło. Podałem mu jeszcze chusteczki leżące niedaleko aby wytarł ślady po swojej małej zbrodni a następnie usiedliśmy czekając na rozpoczęcie zebrania.
(Właśnie sobie zdałam sprawę jak to dwuznacznie brzmi XD)
[...]
-To jest niemożliwe aby na wyspie byli poparzeńcy!-krzyknął Minho uciszając tym samym kłócące się towarzystwo. Ja, siedziałem rozwalony na krześle od dobrych dwóch godzin jedynie przysłuchując się kłótnią.
-Jak purwa niemożliwe hermano skoro Brenda złapała to świństwo?!-przekiwał go Jorge. Oj tak, jeśli chodzi o Brendę z Jorgem lepiej nie zadzierać...
-Cisza!-wrzasnąłem w przypływie irytacij. Wszyscy zebrani zamilkli spoglądając na mnie z szokiem. -Poparzeńców na tej wyspie nie ma! Nie ma. Mam przeliterować?
-Em...mogę coś powiedzieć?-odezwał się chłopak w wieku około trzynastu lat, zapewne przedstawiciel swojego rocznika.
-Tak, tak...-uspokoiłem się a następnie pokiwałem głową. Jak my się zachowujemy przy dzieciach?
-Ee...Brenda się zaraziła pożogą, to wiemy. -wszyscy pokiwali głową.-A jeśli nie przez poparzeńców, to może ktoś ją tak jakby zatruł? No nie wiem, wstrzyknął jej to dziadostwo?
-To nie jest głupi pomysł...-powiedział pod nosem Gally. Inni siedzieli cicho na swoich miejscach zastanawiając się nad słowami chłopaka.
-Nie wiem jak wy, ale zastanawia mnie gdzie jest Teresa.-dodał ciszej najmłodszy z zebranych jakby bojąc się naszej reakcji.
Popatrzyłem na blondyna zdziwiony nie za bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Czy on sądzi, że Teresa podała Brendzie to cholerstwo? Tylko dlaczego miałaby to robić? Przecież jest po naszej stronie...
-Teresa jest po naszej stronie.-odpowiedziałem niepewnie. Sam nie wiem czy wierzyć w te słowa.
-Wiem to. Jednakże z tego co się orientuje to tylko ona i Angela potrafią przygotować obydwie wersje serum.-odpowiedział przestraszony.
-Angela nie mogła tego zrobić bo cały dzień była ze mną.-odezwał się Jorge a kilka osób pokiwało głową potwierdzając jego słowa.
-A Teresy nie ma...-warknął Minho.- Gdzie do purwy jest Tereska?! Widział ją ktoś dzisiaj?
Wszyscy obecni na sali pokręcili przecząco głową. Zajebiście.
-Ogłaszam koniec zebrania!-powiedział zdenerwowany jak nigdy dotąd Minho.-Thomas, Jorge, Sonya i Victor, wy zostańcie.
Stanąłem obok przyjaciela. Gdy zauważyłem że blondyn wychodził zaczepiłem go.
-Hej, młody jak masz na imię?
-Isaac.-to imię uderzyło we mnie z wielką siłą. Miałem wrażenie że poznałem już kiedyś kogoś o takim imieniu...Ba, na pewno poznałem.
Gdy odwróciłem się z powrotem w kierunku drzwi, blondyna już nie było.
Wzruszyłem ramionami postanawiając jeszcze go kiedyś zaczepić i znów skupiłem swoją uwagę na Minho.
-Musimy znaleźć Teresę. Nie wiem jak wy, ale ten chłopak miał rację. To musi być ona.-powiedział przenosząc wzrok z osoby na osobę. -Od jutra zaczynamy poszukiwania. Jeśli ktoś ją znajdzie niech przyprowadzi ją odrazu do mnie. Zezwalam na użycie siły.-jego twarz przyozdobił szatański uśmiech.
Się porobiło...nigdy bym nie podejrzewał Teresę o takie coś. Owszem, była kiedyś po stronie DRESZCZ-u jednak byłem pewien że jest po naszej stronię.
Czy to możliwe, aby ktoś z tej piekielnej organizacji przeżył?
Pokręciłem głową starając się wyrzucić niechciane myśli z głowy. Pożegnałem się z Victorem oraz Sonyą a następnie razem z Minho skierowaliśmy się do naszego namiotu.
Nie, to niemożliwe. DRESZCZ przepadł i nigdy nie powróci...a Teresa...no cóż, ja się z nią policze... Nie pozwolę jej krzywdzić moich przyjaciół.
Ale długi rozdział dzisiaj xdd ponad 1000 słów.
Mam nadzieje że się wam podobało.❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro