Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

christmas special

Rozdział bez związku z fabułą!
_________

Nico dobrze wiedział, że tak będzie.

Zawsze tak było.

W święta wszyscy wyjeżdżali, a on zostawał w bloku zupełnie sam. A przez "wszyscy" miał oczywiście na myśli Jasona i Percy'ego, bo szczerze mówiąc mało obchodziła go reszta mieszkańców tego, czy innego piętra. Wystarczyła mu sama myśl, że tylko ta dwójka może od tak nagle wpaść bez zapowiedzi. Nie potrzeba mu było więcej "gości".

Więc może nie był w bloku "zupełnie sam", ale na pewno bez sąsiadów zza ściany. I nie zrozumcie go źle. On naprawdę nie miał z tym problemu. Właściwie można to było nazwać chwilowym odpoczynkiem. Ale po paru dniach cisza zaczynała dzwonić w uszach.

Za to Reyna w okresie świątecznym zwykle jechała za granicę do swojej siostry, jednak podejrzewał, że tym razem zawita również na chwilę do Grace'ów. On sam zazwyczaj również przyjeżdżał na dzień, czy dwa, ale nigdy na całe święta. Matkowanie Jasona możnabyło wytrzymać góra 48 godzin.

W takich sytuacjach zostawała mu jeszcze Hazel, ale w tym roku, jeśli dobrze pamiętał, zamierzała zostać razem ze swoim chłopakiem u rodziny Zhang. Namawiała go nawet żeby pojechał razem z nią, ale jakoś niezbyt uśmiechała mu się wizja jego w kimonie i filiżanką chińskiej herbatki w ręce. Plus, mimo, że nigdy by się do tego nie przyznał (nawet przed Hazel), babcia Franka go przerażała i budziła dziwne poczucie mniejszości. Odkąd przy pierwszym spotkaniu przez przypadek powiedział coś nie tak na temat jednej z waz, jej spojrzenie nadal śni mu się po nocach.

Dlatego mimo wszystko odmówił.

I jasne. Zawsze mógł wrócić do ojca, ale była to ostatnia rzecz na jaką miałby ochotę w święta. Mógłby się założyć, że już w progu zostałby porównany do swojej siostry.

"Oh witaj Nico, urosłeś. Bianca od zawsze była wyższa, pamiętasz?"

"Co słychać w szkole Nico? ...oh. Powinieneś wziąć przykład z siostry, ona zawsze miała świetne wyniki!"

Na co di Angelo, przez zaciśnięte zęby życzliwie by mu przypomniał, że Bianca nie żyje od kilku cholernych lat, a on sam jeszcze urośnie i zakończy edukację z czy bez jego pieprzonej opinii.

O nie, już wolał kimono i dziewne spojrzenia pani Zhang.

Dlatego z góry założył, że święta spędzi jak zwykle, rozwalony na kanapie i z wysokim rachunkiem za ogrzewanie.

Ale jak to zwykle bywa w życiu, nic nie poszło tak jak by się tego spodziewał.

Pojawił się Will.

Blondyn z mieszkania na przeciwko. Przez jakiś czas jego współlokator i jego aktualny chłopak. (nadal się nie przyzwyczaił do tego określenia)

I usłyszawszy, że ciemnowłosy zamierza spędzić te Święta sam, kategorycznie zaprotestował.

- Nico di Angelo, ty chyba nie myślisz, że pozwolę ci tu siedzieć samemu całą Gwiazdkę?!

- Ale po co niby miałbym gdzieś jechać? - westchnął ciężko di Angelo, nie chcąc przerabiać tego samego tematu po raz kolejny. - Mam tu wszystko czego mi trzeba. Kanapę, koc, ogrzewanie, telefon, numer do pizzeri-

- Nie o tym mówię - przerwał mu niebieskooki, a jego ton stał się łagodniejszy. - Nikt nie powinien być sam w Święta.

- Czyli...?

- Czyli myślę, że nadszedł czas abyś w końcu poznał moją rodzinę.

I takim o to sposobem Nico di Angelo skończył w pociągu z Williamem Solacem, który postanowił wykorzystać tą podróż na odespanie wszystkich (albo chociaż części) godzin z ostatnich kilku tygodni i aktualnie drzemał na jego ramieniu.

Eh... mógł się spodziewać, że to w końcu nastąpi. W końcu Will nie jednokrotnie namawiał go na rodzinny obiad, czy odwiedziny. Jednak ten zawsze znajdował jakąś wymówkę. Począwszy od przeziębienia i zatrucia pokarmowego, do wyprowadzenia psa sędziwej sąsiadki, z czego ten ostatni, jak można się łatwo domyśleć, kompletnie nie wypalił. I to z kilku prostych przyczyn:

1. Di Angelo nigdy dobrowolnie nie wyszedłby na mróz.

2. Nigdy nie widział tu kogoś z psem.

3. Nie wiedział nawet czy w ich bloku jest w ogóle jakaś sędziwa sąsiadka.

A nawet jeśli była, zdecydowanie nie posiadała psa i Włoch zdecydowanie nie miał ochoty się do niej zbliżać.

Niestety tym razem nie miał żadnego argumentu. Solace doskonale zdawał sobie sprawę, że Nico jest wolny przez większość Świąt i nie było możliwości żeby złapał przeziębienie, skoro praktycznie nie wystawiał palca zza progu swoich drzwi.

Dlatego właśnie skończył jako kłębek nerwów w pociągu, z przyklejonym do jego boku blondynem i natrętną dziewczyną, która nie wiedzieć czemu co chwila na nich zerkała, po czym z dziwnym uśmiechem na ustach i pisała coś zawzięcie na telefonie.

Toteż można było powiedzieć o nim naprawdę wiele rzeczy. Ale nie to, że był spokojny. Cholernie się stresował tym całym spotkaniem. I mimo, że starał się udawać, że to nic wielkiego to cholera jasna! To BYŁO i JEST coś wielkiego! Za kilka godzin miał poznać rodzinę Will'a. Tą, o której tyle się nasłuchał. I podejrzewał, że która nasłucha się drugie tyle o nim.

Nawet zapewnienia Solace'a, że nie mogą się już doczekać aby go w końcu poznać, nie pomagały. Bo co jeśli go nie zaakceptują? Co jeśli ich rozczaruje? Jeśli palnie coś nie tak? Jeśli znów przez przypadek urazi jakąś babcię, mówiąc coś o wazie i nie wiedząc, że ta ma jakiś jebany radar na wszelkie obelgi dotyczące jej naczyń?

Cholera, zachowywał się jak panikująca nastolatka mająca spotkać matkę swojego crusha! Ale właściwie to... czy tak właśnie nie było?

#

Will obudził się po około półgodzinie, tuż przed końcem podróży, przez telefon brzęczący w jego kieszeni. Nadal ledwo co kontaktując i wciąż będąc opartym o ramię di Angelo, wygrzebał go z kieszeni, mrucząc sennie:

- Halo? Oh, cześć.. Mhm, chyba właśnie dojeżdżamy. Co? Tak, jest. ...nie trzeba. Ale- Dobra nie wam będzie. Tylko proszę was, nie bądźcie straszni.. Taa, jasne. Mhm... Narka.

Nico zmarszył brwi, kiedy ten zakończył połączenie wzdychając i posłał mu pytające spojrzenie.

- Kayla i Austin powiedzieli, że przyjadą odebrać nas z dworca - wyjaśnił Will.

- Kayla i.. czekaj- To ci twoi kuzyni?

- Mhm... to oni.

- I co w tym złego? - nadal nie rozumiał ciemnowłosy.

- Co? Nic! Jasne, że nic! - odparł pośpiesznie Solace. - Po prostu oni.. potrafią być dość... hm.. specyficzni?

#

- William Solace! Oto i syn marnotrawny powraca do domu matki! - usłyszeli zaraz po wyjściu z wagonu. - A ona zamiast pojawić się osobiście, wysyła jego kuzynostwo.

Przed nimi stanęła krótkowłosa dziewczyna z zielonymi końcówkami, a tuż za nią wysoki ciemnoskóry chłopak. Na ich widok twarz Willa od razu pojaśniała, nawet mimo wcześniejszej niechęci. Kayla mocno go przytuliła, za to z Austinem wymienił się uściskiem rąk, zderzając przy tym barkami i luźnym "Cześć, stary".

Nico patrzył na to, a jego stres nasilał się z każdą mijającą sekundą, bo oto stoją przed nim krewni Willa. I nie miał pojęcia czemu tak było. To znaczy, jasne, że mógł się stresować.. ale żeby aż tak?

W życiu miał naprawdę wiele stresujących sytuacji, ale teraz czuł jakby zaraz miał zemdleć. A to byli tylko kuzyni! Do tego w jego wieku! Cholera jasna, pn chyba naprawdę nie przeżyje spotkania z matką! Już miał zacząć od nowa panikować, ale przeszkodził mu w tym głos i ręka wyciągnięta w jego stronę.

- Ty musisz być Nico, prawda? Mam nadzieję, że nasz kuzyn nie był tak upierdliwy na jakiego wygląda. Jestem Kayla, ale to już pewnie wiesz, znając Willa nasłuchałeś się już o nas masy opowieści ale zapewniam cię, że my o tobie drugie tyle - powiedziała dziewczyna posyłając mu uśmiech. Oczywiście. Siłą woli powstrzymał się od wykrzyknięcia "Wiedziałem!".

- Domyślam się - westchnął za to. - Straszna z niego plotkara - dodał posyłając blondynowi mordercze spojrzenie, na co ten wzruszył ramionami z głupkowatynm uśmiechem na twarzy.

- Prawda - zaśmiała się Kayla. - To typ człowieka, któremu lepiej nie mówić o zwłokach w ogródku. Ale bądź spokojny... ominął większość pikantnych szczegółów - machnęła ręką, puszczajac mu oczko.

- "Większość"? - tym razem William Solace mógł powiedzieć, że był żywym trupem, bo wzrok Nica wypalał go prawdziwym ogniem.

- L-Lepiej wsiądźmy już do auta! Mama zacznie się martwić - zaproponował szybko, niechcąc zostać zamordowanym na dworcu przez swojego własnego chłopaka.

#

W połowie drogi, która przez gadatliwy charakter całej trójki kuzynostwa minęła dość szybko, bo dowiedział się na przykład, że Kayla ma dwóch ojców i jest adoptowana, a matka Austina wykłada teorię muzyki w Oberlin, zadzwonił Jason chcąc upewnić, czy aby na pewno dotarli bezpiecznie i, jak mniemał Nico, zaspokoić swoje wewnętrzne potrzeby pomatkowania. Pewnie nadal nie mógł się pogodzić ze stratą tych dwóch dni w roku, kiedy to może uchronić go przed podłym światem zewnętrznym zamykając go w ich rodzinnym domu na cztery spusty i wciskając w dłoń kubek z ziółkami.

- Cholerny Grace - warknął kończąc połączenie.

Kayla, która wraz z Austinem za kółkiem, siedziała z przodu odwróciła się w jego stronę posyłając mu ciekawskie spojrzenie.

- Przyjaciel? - zapytała.

- Raczej dwudziesto-cztero godzinna niańka z pociągiem do swojego kumpla i dziewczyną - westnąch di Angelo przymykając oczy. - I która wciąż uważa, że całowanie najlepszego przyjaciela to jeszcze no-homo. Ugh... irytujące.

- Ale mimo wszystko go lubisz, huh? - powiedziała dziewczyna opierając brodę o ramię fotela. Jakim cudem ona się tak wykręciła, z zapiętymi pasami?

- Co? Dlaczego niby miłbym go lubić? - skrzywił się lekko.

- Odebrałeś.

- Od Willa też odbieram.

-Hej! - oburzył się blondyn słysząc swoje imię. - Przecież i tak wiem, że mnie kochasz - powiedział dając ciemnowłosemu lekkiego kuksańca w bok.

- Oh czyżby? - prychnął di Angelo unosząc brew i wyraźnie się z nim drocząc. - Nie pamiętam żebym mówił coś takiego.

- Mam ci przypomnieć ostatni wieczór, kiedy to-

- Hej, zakochani! Dojeżdżamy - wtrącił się Austin. I właściwie w samą porę, bo twarz niższego jak na zawołanie pokryła się mocnym i niechcianym rumieńcem oraz jak na złość zabrakło mu argumentów, a znaczący wzrok Kayli wcale mu nie pomagał. Cholerny Will Solace...

Zażenowany odwrócił spojrzenie na widok za oknem.

Wieś.

To chyba dobre określnenie obrazu przed nim.

Może i nie było tu pełno zagród ze świniami i gospodarstw rolnych, ale była to mała miejscowość otoczona szerokimi polami i łąkami, które teraz pokryte były śniegiem oraz składała się głównie z domków jednorodzinnych aktualnie przystrojonych w lampki i ozdoby świąteczne.

I szczerze mówiąc, tak właśnie Nico wyobrażał sobie dzieciństwo Willa. Widział go jako chłopca biegającego po wysokich trawach i w zbożu, razem z gromadą przyjaciół i psem na czele. Nie miał pojęcia skąd wziął się u niego pies, ale chociaż zborze okazało się prawdziwe. I to nie tak, że czasem wyobrażał go sobie jako dziecko! Co to, to nie. On po prostu... uh... nudził się, okej?

W tym samymym czasie, kiedy on był zajęty pochłanianiem widoku zza okna i próbami pozbycia się tych przeklętych rumieńców, samochód zajechał pod jeden z domów, pełen ozdów; w tym lampek otaczających rynny. I zajęty swoimi rozmyśleniami na temat dzieciństwa Willa nawet nie zauważył kiedy reszta wysiadła. Obudził go dopiero dźwięk otwieranych przed nim drzwi i postać Solace'a.

- Gotowy? - zapytał wyciągając do niego rękę.

Nagle cały stres powrócił.

- Nie - powiedział od razu. - Cholernie nie. Chyba tam nie wejdę. Nie, ja NA PEWNO tam nie wejdę.

Blondyn widząc reakcję Włocha westchnął tylko, dając swoim kuzynom znak ręką aby ci weszli już do środka.

- Posłuchaj Nico, nie masz się czego bać. Mama na pewno cię polubi. Kayla i Austin już cię polubili. Poza tym nie może się już doczekać aby zobaczyć chłopaka, który uratował jej syna przed spaniem nad wycieraczce.

Obaj zaśmiali się w duchu na to wspomnienie.

- Chodźmy już. Wszystko będzie dobrze.

To mówiąc, błękitnooki złapał go za dłoń wyciągając z samochodu i uśmiechnął ukazując małe dołeczki. Ciemnowłosy wziął kilka głębszych wdechów, po czym kiwnął głową.

- Okej.

#

Nico stał na balkonie patrząc w nocne niebo, z kubkiem herbaty w ręce i opatulony puchatym kocem, który parę minut temu ukradł z pokoju Willa.

Skrycie, od zawsze chciał mieć taki balkon. Taki, z którego mógłby patrzeć nocami na gwiazdy. Niestety pech chciał, że zamieszkał w mieście gdzie jedynymi światła jakie można było dojrzeć na niebie w nocy, były samoloty i o ile akurat nie było zbyt pochmurno, księżyc. Ponadto w ich bloku nawet nie było balkonów! Dlatego teraz, nawet mimo chłodu, który już dawno przekroczył skalę "dopuszczalnego", postanowił korzystać.

- Chryste, Nico, wracaj mi tu w tej chwili! - nagle usłyszał za plecami znajomy głos. - Zaraz się przeziębisz!

- Mówi gość, który potrafił wyjść z domu z mokrą głową w środku zimy - prychnął na to niższy nadal nie ruszając się z miejsca.

- To akurat też byłeś ty.

- Co? - ciemnowłosy zmarszył brwi i odwrócił się w jego stronę kalkulując to co przed chwilą powiedział. Oh. Racja.

Blondyn podszedł do niego kręcąc głową z rozbawieniem i wpakowując się pod koc, co spotkało się z pomrukiem niezadowolenia ze strony Włocha.

- Wietrzysz - fuknął.

- Mama cię lubi - wyższy, nie chcąc wdawać się w niepotrzebną sprzeczkę, zmienił zręcznie temat. Nico nic na to nie odpowiedział, ale Solace zauważył uśmiech błąkający się w kącikach jego ust.

- Will - zaczął di Angelo dopiero po chwili trwania w przyjemnej ciszy. - Wesołych świąt.

Na to blondyn pochylił się do niego, owiewając jego lodowate policzki swoim gorącym oddechem i mruknął wprost do ucha ciemnowłosego:

- Wesołych świąt, Nico.

_________

i Wam wszystkim również życzę wesołych świąt! 🌲

mam nadzieję, że podobał wam się świąteczny special z Kaylą i Austinem!
tak jak chciałam udało mi się skończyć tego shota (ponad 2100 słów) do Wigilii, dlatego macie go idealnie 24 grudnia!

jeszcze raz życzę Wam wszystkiego dobrego i kładę się spać!

ps. pozdrawiam wszystkie nocne marki, czwarta nad ranem xx

ps. 2. wybaczcie, że ominęłam kolację i spotkanie Nica i resztą rodziny, ale chciałam ją zostawić na inny rozdział (ten właściwy) i nie zabierać sobie możliwości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro