5.5
Właściciel:
Mój syn przyjedzie z kluczami za 2 dni, dopilnuj żeby nie stał pod drzwiami i nie musiał czekać.
Pan D.
Blondyn sunął wzrokiem po wiadomości już któryś raz z rzędu. Powinien się cieszyć, prawda?
W końcu będzie miał swoje upragnione mieszkanie. Po za tym można powiedzieć, że pan D. nawet się wstrzelił. Między nim a di Angelo stosunki zaczynają być coraz bardziej napięte. I to wcale nie tak, że wcześniej były jakieś świetne, ale nawet Percy zorientował się, że między nimi jest coś nie tak! Jednak mimo wszystko, po przeczytaniu tekstu, poczuł się jakoś dziwnie. Wydawało mu się, jakby wraz z opuszczeniem progu mieszkania ciemnowłosego, miał opuszczać samego Nica. Co było conajmniej głupie i idiotyczne, bo byli przecież sąsiadami! I to nie byle jakimi, bo mieszkali przecież na przeciw siebie! Wystarczyłoby podejść kilka kroków i zapukać. A następnie czekać, aż di Angelo dowlecze się do drzwi i raczy otworzyć, co właściwie było mało prawdopodobne w ich aktualnej sytuacji. Will wiedział, że musieli to sobie w końcu wyjaśnić. Jeszcze wyjdą z tego jakieś nieporumienia. Przecież nie jest jakimś stalkerem i napaleńcem, który koczuje pod łóżkami swoich ofiar! On tylko... no właśnie. Co "tylko"?
Z zamyślenia wyrwał go głos tuż za nim.
- Co się tak zawiesiłeś Will? - zagadnął Jason nie wiadomo skąd, pojawiając się za jego plecami. Byli aktualnie w drodze do szkoły i niedługo mieli się rozdzielić, czego szczerze mówiąc Solace obawiał się najbardziej. O czym on ma rozmawiać z di Angelo?
- To nic, tylko... - urwał odwracając wzrok. Zauważył, że Nico szedł kilkanaście kroków przed nim wyraźnie podirytowany i usilnie starając się ignorować nadającego o czymś żywo morskookiego. I to wcale nie tak, że nie miał ochoty gadać z jasnowłosym, po prostu... przydałaby by mu się choć chwila na przemyślenie wszytkiego.
- Posprzeczaliście się o coś? Ty i Nico - zaczął znowu Grace zrównując nim krok i nie przejmując się widocznym brakiem chęci do rozmowy ze strony blondyna.
- Cóż, można tak powiedzieć - westchnął ciężko Solace.
- Wiesz... kłótnie w małżeństwie są całkiem norm- - nie dokonczył, bo Will zakrył mu szybko usta, spoglądając niepewnie w stronę dwójki przed nimi. Najwyraźniej miarka cierpliwości Nica się w końcu przebrała.
Mówił coś do Jacksona podniesionym głosem, żywo przy tym gestykulując i... zaraz- czy on się rumienił?!
- Spokojnie, widzisz przecież, że mają lepsze rzeczy do roboty niż podsłuchiwanie rozmów o waszym tajnym związku partnerskim - powiedział Jason ze śmiechem, zdejmując dłoń ze swoich ust.
- Nie jesteśmy w żadnym tajnym związku partnerskim - zaprzeczył szybko Will.
- Nie zmieniaj tematu, Solace. O co wam poszło?
- O nic, to tylko... ciche dni? - wzruszył ramionami. - Przejedliśmy się sobie?
Przecież nie powie mu, że ciemnowłosy przyłapał go pod łóżkiem na... nawet nie wiedział jakby to ująć w słowa! "Ukrywaniu się"?
W takiej sytuacji mógłby zareagować na dwa sposoby:
a) Twarz Solace'a znów spotkałaby dię blisko z gruntem
lub
b) Znów zacząłby coś insynuować o ich "tajnym związku partnerskim" i podniecać / wypytywać o szczegóły
I blondyn nawet nie umiał powiedzieć co byłoby gorsze. Już chyba wolał skończyć z twarzą na betonie, niż odpowiadać na niewygodne pytania Grace'a.
Od odpowiedzi uratował go na szczęście głos Percy'ego oznajmiający, że pora się rozdzielić. Obaj szybko dogonili dwójkę przed nimi i już mięli ruszać w przeciwne strony, kiedy zatrzymała do dłoń Jasona na ramieniu.
- Dowiem się co jest grane, Will - mruknął, i w tym jednym zdaniu było coś tak niepokojącego, że Solace'a przeszedł zimny dreszcz. - To do zobaczenia Nico! - dodał po chwili promiennie, na co ciemnowłosy zareagował wykwintym środkowym palcem. I odeszli. A Will nadal czuł ten dziwny niepokój. Ugh.
- Cholerny Grace - warknął di Angelo pod nosem odwracając się na pięcie i nie czekając na blondyna zaczął iść w swoją stronę. Ten ułożywszy sobie w głowie szybki plan rozmowy, wziął głęboki wdech i podążył za nim.
- Hej, Nico- -zaczął.
- Dostaliśmy zaproszenie na mecz tych dwóch pacanów, w piątek.
No i plan poszedł się jebać.
- Co? - palnął głupio, na co niższy wywrócił oczami.
- Ich szkoła bierze udział w meczach towarzyskich. Są organizowane co miesiąc, a w piątek będzie oficjalne otwarcie rozgrywek - odpowiedział di Angelo znudzonym głosem, jakby musiał to tłumaczyć kolejny raz z rzędu.
No tak. Obaj wspominali wcześniej, że grają w Football (amerykański).
- I... zamierzasz iść?
- Nie mam wyboru. Co roku próbuję zwiać, a oni co roku jakimś cudem mnie tam zaciągają. To coś w stylu... spotkania towarzyskiego grupki znajomych, którzy na co dzień nie bardzo mają do tego możliwości. Zawsze przyjeżdżają ich dziewczyny, jest Reyna, która chyba zamierza przedstawić tam własną i może ktoś jeszcze - wzruszył ramionami. - Ale w tym roku muszę przyjść właśnie ze względu na Reynę. Już nie mogę się doczekać miny Grace'a - uśmiechnął się kącikiem ust, cicho przy tym parskając.
Solace pokiwał głową, ale nagle zatrzymał się uświadamiając sobie jedną rzecz.
- Czekaj- oni mają dziewczyny?! - zapytał zaskoczony. - Myślałem, że... - zmieszał się.
- Są razem? Gdybym nie znał Annabeth i Piper pewnie sam bym tak pomyślał.
I zapadło milczenie.
Coś czego blondyn obawiał się najbardziej.
- Więc...
- Wiesz, że nie uciekniesz od tłumaczenia?
Prawda. Nie mógł tego dłużej odwlekać.
- Okej, słuchaj Nico. Zaszło małe nieporozumienie - zaczął powoli, jednak już po chwili słowa zaczeły wypływać z niego, bez ładu i składu, jak z karabinu maszynowego. - Nie myśl sobie, że cię podglądałem, czy coś, bo tak nie było. Wróciłem późno od Reyny i usłyszałem jak się wiercisz w pokoju. Wiem, że nie powinienem tam wchodzić ale pomyślałem, że możesz mieć koszmar, a potem ty się obudziłeś i... i-
- Poczekaj. Byłeś u Reyny?
A Will po raz kolejny miał ochotę sobie przyłożyć. Czy on naprawdę musiał wszystko zwalić?!
- To znaczy... ja...
- Tak, czy nie. Krótka odpowiedź. Byłeś? - czuł jak wzrok di Angelo przeszywa go na wskroś. Cholera.
- ...tak... byłem. Ale proszę, nie mów jej, że ci powiedziałem. Obiecałem jej, że tego nie zrobię, a- - i poraz kolejny niedane mu było dokończyć, bo ciemnowłosy wystawił dłoń bezgłośnie nakazując żeby się na chwilę zamknął i zrobił zamyśloną minę, marszcząc przy tym brwii. Czyli nawet Reyna...!
A myślał, że chociaż ona...
- Wszystko okej? - zdecydował zapytać po chwili Will. Szczerze, nie miał pojęcia co mogło siedzieć teraz w głowie di Angelo. A mógł to być nawet zamach bombowy!
- Tak... Nie... Nie wiem - odparował szybko niższy, a Solace zaczął się poważnie niepokoić. Ale, cholera jasna okazuje się, że nawet Reyna skolaborowała! Komu mógł jeszcze ufać?! Miał tylko nadzieję, że nie wciągneli już do tego Hazel... ughh.
- W porządku. Nico wiem jak to wygląda ale... nie mam z tym nic wspólnego! Ja po prostu zgodziłem się przyjść! - za to blondyn postanowił przyjąć pozycję obronną. Skoro nie miał pojęcia o czym myślał ciemnowłosy, lepiej było od razu założyć, że dotyczy to jego osoby i postawić na obronę. Potrzebował mieszkania przez jeszcze dwa dni! Plus, nie chciał żeby ich znajomość zakończyła się w ten sposób.
Ten tylko westchnął przeciągle rozmasowując skronie i podniósł głowę.
- Wierzę.
Co.
Czy on właśnie-
Nie.
Nie ma mowy.
- Wiem jacy oni potrafią być, więc wierzę, że nie miałeś z tym nic wspólnego.
A jednak.
Niewiarygodne!
Blondyn odetchnął wewnetrznie z ulgą. Czyli nie skończy na wycieraczce, a ich znajomość jeszcze trochę pociągnie... chyba. To co teraz czuł przypominało mu uczucie, które pojawiało się zawsze kiedy jego nauczycielka od fizyki oddawała mu kartkę ze sprawdzianem.
- To... dobrze - uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Co nie zmienia faktu, że nadal jestem zły o chowanie się pod moim łóżkiem - dodał po chwili di Angelo. Ah. - Dobrze wiesz, że miałeś nie wchodzić do mojego pokoju - znów zmarszył brwi, a jego ton nabrał ostrości.
No tak... Nie mów hop póki nie skoczysz, huh?
__________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro