5.4
Will Solace wiedział jedno.
Jego mama na pewno nie byłaby zadowolona, gdyby wiedziała co jej kochany syn, który udał się do miasta z planem na przyszłość, marzeniem i dużymi ambicjami, aktualnie robi. Tak... Will Solace posiadał naprawdę duże ambicje. Chciał studiować medycynę, by w przyszłości zostać lekarzem i ratować życie innym...
...a skończył ukrywając się pod łóżkiem chłopaka, u którego chwiliwo mieszka i który zapewne mógłby go teraz spokojnie oskarżyć o molestowanie (a jeśli naprawdę poniosłaby go fantazja to próbę gwałtu) i nękanie po nocach (właściwie to dniach też). A wszystko to zapewne mogłoby się wydarzyć, gdyby Nico otworzył oczy kilka nanosekund wcześniej...
Był niemal pewny, że di Angelo
słyszy jego głośne bicie serca i nierówny oddech.
Cholera.
Było blisko. Bardzo, bardzo blisko.
Przez chwilę nic nie działo, przez co w jego duszy zapłonął płomyczek nadziei, że może po prostu na chwilę się przebudzi, a i teraz znów zasnął, na tyle mocnym snem by sam mógł się cichaczem wymknąć. Toteż starając się być jak najciszej, powoli zaczął wysuwać się ze swojej (co warto zaznaczyć - słabej) kryjówki.
I to był jego błąd.
Chociaż nie. Poprawka. Błędem było samo wejście tu, więc był to jego KOLEJNY błąd.
Bo w momencie kiedy ruszył nogą, przez przypadek wcisnął... nawet nie wiedział to dokładnie było... ale wcinął. A to coś wydało z siebie cholernie GŁOŚNY i piszczący dźwięk, przez co momentalnie zamarł myśląc, że serce zaraz wyskoczy mu z gardła.
Ten dźwięk był jak ostatni gwóźdź do trumny. Ostateczny wyrok. Wisienka na torcie jego porażek i żenady!
Di Angelo, który jak się okazało, rzeczywiście usnął, nagle poderwał się do siadu, spadając przy tym z łóżka, a jego zaskoczone i szeroko otwarte oczy skierowały się porosto na blond, nadal lekko wilgotną czuprynę i równie zdezorientowane i przestraszone błękitne tęczówki.
- WILL?!!
Teraz Will Solace zdał sobie sprawę z jeszcze jednej, bardzo ważnej rzeczy...
BYŁ. W DUPIE.
#
Tego ranka blondyn wstał stosunkowo wcześniej niż zwykle i skłamałby mówiąc, że to wcale nie przez to, że za wszelką cenę chciał uniknąć dziś, jutro i najlepiej na wieki, spotkania z di Angelo. Cóż... niestety życie ssie. Bo okazało się że ciemnowłosy, jak na złość wpadł na ten sam pomysł...
...lub zwyczajnie zaczął się obawiać spania, kiedy Solace jest już na nogach. Ta. Ciekawe czemu.
Siedzieli teraz koło siebie w niezręcznej ciszy i znacznej odległości, obaj błądząc spojrzeniem po scianach pokoju.
Dzisiejszej nocy właściwie niczego sobie nie wyjaśnili. Kiedy pierwszy szok minął Nico po prostu wywalił go za drzwi powarkując coś o nastoletnich zboczeńcach. (aż dziwne, że nie przyleciał wtedy Jason z karabinem)
Teraz w grobowej ciszy siedzieli jeden obok drugiego. Di Angelo ze sporych rozmiarów kubkiem pełnym gorącego kakao, a Will parującej herbaty.
Najwyraźniej to młodszy zamierzał zachować się dojrzalej, bo już po chwili odezwał się zakłucając ten spokój. Cóż. To musiało w końcu nastąpić.
- Więc? - zaczął kierując swój wzrok na Will'a.
- Więc - powtórzył blondyn wzdychając. Dobra Solace, bierz się w garść! - Nico ja-!
Przerwał mu głośny huk u drzwi wejściowych, który rozszedł się po całym mieszkaniu i kiedy już myśał, że słyszy przeładowywanie magazynku doszedł ich donośny głos.
- GOTOWI DO SZKOŁY?!!
I blondyn nie wiedział czy dziękować im za urotawanie go od niezręcznej rozmowy, czy wręcz przeciwnie; płakać, bo kolejna będzie pewnie jeszcze gorsza.
Dosłownie chwilę później w salonie pojawiły się dwie znajome im twarze, a Grace widząc napój trzymany przez młodszego jedynie pokręcił głową z westchnieniem. No tak. "Kawa". Szczerze? Will naprawdę nie miał pojęcia jakim cudem Jason nadal nie zauważył, że jest to zwykłe kakao. Chociaż... właściwie to nawet w tym przypadku było to cholernie niezdrowe. Mając na uwadze to jak ciemny kolor ma to Nica, to nawet jeśli nie zaszkodzi mu kofeina, zrobi to cukier.
Di Angelo powypalał ich spojrzeniem od góry do dołu.
- Grace - zaczął lodowatym tonem, a Will już widział jak jak jego mroczna wiecznie otaczająca go aura gęstnieje. - Zdajesz sobie sprawę, że gdybym teraz spał, a wy wpadlibyście tutaj bez zapowiedzi o... - spojrzał na zegarek, a widząc wskazywaną przez niego godzinę aż otworzył szerzej oczy. - O cholernej 6:25!! To nie wyszedłbyś z tego mieszkania w jednym kawałku?! Oboje byście nie wyszli?
Morskooki tylko machnął ręką.
- Oh, no weź Nico, i tak wszyscy dobrze wiemy, że lubisz kiedy wpadamy - odpowiedział.
- Do tego teraz, mamy bardzo ważny powód! - dodał z przekonaniem Jason. Włoch podniósł na niego rozeźlony wzrok i przez chwilę Solace (i chyba sam ciemnowłosy) myślał, że zaraz wybuchnie i powie o kilka słów za dużo, ale ten po razkolejny go zaskoczył.
Wziął głęboki wdech, upił trochę kakao, przymknął powieki i znów opadł plecami na kakanapę wydychając głośno powietrze.
Pamiętaj - myślał wyrównując oddech. - Jebany. Kwiat. Lotosu.
- Jaki powód, jeśli mogę wiedzieć? - zapytał od niechcenia, już nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
- TWOJA EDUKACJA! - odpowiedział od razu jasnowłosy i kontynuował niezrażony wcześniejszym tonem chłopaka ani jego spojrzeniem. - Nie możesz ciągle opuszczać pierwszych zajęć, dlatego postanowiłem, że możemy zacząć wspólnie chodzić do szkoły! A przynajmniej do połowy.
Za to młodszy poczuł jak jego dolna powieka zaczyna niebezpiecznie drgać, a Will widząc to postanowił szybko zainterweniować.
- Czemu do połowy? - wypalił.
Uwaga starszych momentalnie zwróciła się na Solace'a. Cel osiągnięty?
- Ah, no tak, bo ty nie wiesz... obaj mamy stypedia sportowe i chodzimy na inną uczelnię - wyjaśnił krótko Jackson opierając się łokciem o ramię stojącego obok okularnika. - To w podobnym kierunku, ale w połowie drogi my idziemy w prawo, a wy prosto. Blondyn powoli pokiwał głową. Czyli jednak te mięśnie nie wzięły się z nikąd... Właściwie to mógł się spodziewać, że są jakimiś sportowcami. W końcu... są wysocy, dobrze zbudowani, pewni siebie i zapewne nie jedna dziewczyna mogłaby stracić, lub już straciła dla nich głowę! Są po prostu tacy... idealni! Jak większość znajomych Nica...
I nagle pojawia się on - chłopak bez kluczy do własnego mieszkania, który zjawia się z nikąd, a potem nadodatek włazi pod cudze łóżka. ONI wszyscy byli KIMŚ. A on? Kim ON był? Przy nich tylko chłopcem ze wsi, który od zawsze chciał być lekarzem, a kiedy w końcu ma taką możliwość, już na starcie nic nie idzie po jego myśli.
Ciemnowłosy otaczał się wielkimi ludźmi. On taki nie był.
I właśnie zdał sobie z tego sprawę.
- Wiiiillll - poczuł nocne szturchnięcie w ramię, które wybudziło go z chwilowego zamyślenia.
- T-tak? - odparł szybko blondyn mrugając kilkukrotnie. - Przepraszam, zamyśliłem się, ktoś coś mówił?
- Tak, przebieraj się, idziemy zadbać o frekwencję naszego dziecka! - odparł Grace entuzjastycznym tonem. Błękitnooki dopiero po chwili zauważył, że Nica już nie ma.
Teraz tylko pytanie czy poszedł zmienić ubranie, czy uciec przez okno... hah.
Ale... zaraz-
- "Naszego"? W sensie waszego, cz-
- "Naszego" w sensie naszego Solace, oficjalnie należysz do "Klubu Obrony Nica Przed Złym Światem" - powiedział jasnowłosy poprawiając swoje okulary.
Ah...
Czekaj.
CO.
#
Nowa wiadoność od: Własciciel (1)
Właściciel:
Mój syn przyjedzie z kluczami za 2 dni, dopilnuj żeby nie stał pod drzwiami i nie musiał czekać.
Pan D.
__________
ii... nie wyrobiłam się :c
przepraszam.
45 minut za późno...
ale jest!
mam nadzieję, że rozdział nie wyszedł tak źle, bo pisało mi się go wyjątkowi mozolnie... eh
znów dziękuję osóbce która mnie pilnuje i pogania bo sama się gubię w tych dniach i raz patrzę 2 dni od aktualizacji, a potem znów i nagle 12!magiaa~
plus, pewnie już większość z was wie i pisałam o tym na tablicy, ale wczoraj umarł wielki człowiek, Stan Lee i chciałabym o tym wspomnieć również tu
Dziękujemy ci Stan, spoczywaj w pokoju.
[*]
#ThankYouStan
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro