Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.3

Nico spał.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu spał spokojnie.

Żadnych koszmarów.

Bezsenności.

Tylko sen...

Z błogim westchnieniem przekręcił się na drugi bok...

KURW-!

Zdusił swój krzyk kiedy rąbnął o twardą podłogę mało co nie dostając przy tym, kolejnego w tym tygodniu, zawału. (Jeśli dalej tak pójdzie, to jego serce nie wytrzyma do końca roku!)

Kiedy pierwszy szok minął jęknął cicho przecierając twarz dłońmi. A było kupić ten cholerny dywan, kiedy ci kretyni mieli go jeszcze na zbycie...

Z grymasem bólu leżał na ziemi rozmasowując stłuczone biodro. Miał w planach wstać ale ten pomysł okazał się być równie zły co poprzedni, bo tym razem, tak dla dla odmiany, walnął głową o stolik.

Zaklnął głośno i zmęczony życiem przymyknął oczy.

Czy bez starszej siostry trzymającej za rączkę naprawdę był aż tak nieporadny?

Westchnął rozchylając powieki.

I czy jego kanapa od zawsze była taka wysoka, czy to on się skurczył?

Zniechęcony widokiem z dołu i uważając aby znowu w coś nie przygwoździć położył się plackiem na ziemi.

Jebać. Nie wstaję.

W pomieszczeniu panował półmrok jednak dzięki słabemu światłu latarni z ulicy, które wpadało przez okno nie trzeba było zbytnio wytężać wzroku żeby coś zobaczyć. Słychać było krople deszczu nierównomiernie uderzające o parapet i co jakiś czas przejeżdżający samochód.

Zaraz. Kiedy zaczęło padać? Która była w ogóle godzina? W momencie gdy się kładł było jeszcze jasno... Chociaż... te kilka godzin snu pewnie dobrze mu zrobi. Ostatnimi czasy słabo wychodziło mu zasypianie. Właściwie nie tylko zasypianie. Conajmniej raz w nocy, budził się cały zalany zimnym potem i ciężko oddychając. No... wyjątkiem była ta jedna noc... noc z Solacem. Nie. To źle brzmi. "Ich pierwsza noc"? Jeszcze gorzej...! "Pierwsza noc Solace'a u niego"?

Eh. Nieważne. Ważne jest to, że w którejś z szafek leży sobie jeszcze dzisiaj dokupiony zestaw powiększnych frytek i kanapki! (Tak, w połowie drogi do domu zawrócił)

Jakimś cudem, powłuczając za sobą swoją niechęć do czegokolwiek, doczołgał się do kuchni i wgramolił na blat, by po chwili z kredensu wyciągnąć papierową torbę i wypakować z niej opakowanie zimnych frytek. Ugh. Zimne. Zwykle starał się powstrzymywać przed podgrzewaniem ich w mikrofali przez tą dziwną gumowatość, której po tym nabierały, jednak przez to, że zapomniał włączyć ogrzewania w mieszkaniu zrobiło się dość chłodno, a zimne frytki tylko spotęgowałyby to nieznośne uczucie.

Z kolejnym westchnieniem podniósł się i podreptał do mikrofali nastawiając odpowiedni czas. Minuta.

Po chwili, która wydawała się trwać conajmniej godzinę, w kuchni rozległo się charakterystyczne ding!, a kiedy otwierzył drzwiczki uderzyła w niego gorąca para i mocny zapach posolonych ziemniaków. Wyciągnął je i już miał zamiar wrócić na kanapę kiedy nagle doznał uczucia, jakby zapomniał o czymś istotnym. Bardzo istotnym.

Zmarszczył i odwrócił się skanując pomieszczenie. Co to było...?

Ostatecznie postanowił potraktować to jak większość swoich problemów... zignorować.

Już prawie siadał na swoim najukochańszym siedzisku w całym mieszkaniu, kiedy poczuł coś pod stopą. Odłożył jedzenie na stolik i schylił się, w akompaniamencie nieprzyjemnego dla ucha dźwięku przestawianych kości.

Kartka.

Nie mam serca cię teraz budzić, więc zostawiam ci wiadomość (u̶r̶o̶c̶z̶o̶ śmiesznie marszczysz nos kiedy śpisz). Wyszedłem się     spotkać i może mnie nie być do późna. Tak tylko ̶m̶ó̶w̶i̶ę̶ piszę jakbyś się zastanawiał gdzie jestem.

Ps. Nie powinno się tak poprostu zrywać z lekcji, wiesz? Dwie przerwy cię szukałem, żeby dowiedzieć się że po prostu nawiałeś! Martwiłem się!
Uprzedź mnie następnym razem!

Will


Will?

Właśnie! Will! O to mu chodziło! Brakowało mu tu Solace'a! To znaczy- nie, to znów źle zabrzmiało. To nie tak, że go tu chce czy coś ale... po prostu... zdążył się w miarę przyzwyczaić do jego obecości. Tyle.

Ale on... martwił się? O niego? Nica?

Dla upewnienia się przeczytał to jeszcze raz. "Martwiłem się!" A jednak.

Mimo wolnie jego kąciki ust uniosły się w górę, a na policzkach jak i w klatce piersiowej poczuł dziwne ciepło. Czekajcie- czy on się właśnie zarumienił? Tylko dlatego, że jakiś blondass napisał, że się martwił? On? Nico di Agelo? Nie. Na pewno nie. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w tekst nim opadł na kanapę porywając przy tym jedną z frytek.

Will Solace był zdecydowanie dziwną osobą.

#

Zbliżała się 23 kiedy blondyn, całkiem przemoczony, dotarł pod właściwy adres. Cały się trząsł i chyba pierwszy raz musiał podziękować Nicowi za to, że ten nie zamyka drzwi. W normalnych okolicznościach uznałby to za całkowicie idiotycznie i nierozsądne, bo bądź co bądź to, że jeszcze nigdy nie doszło do włamania, nie znaczy, że nie dojdzie, a wtedy to właśnie mieszkanie o numerze 13-stym będzie do tego najlepsze. To prawie tak jakby krzyczał "Tu jestem! I jestem całkiem bezbronny!". Pociągnął za klamkę, która tak jak przypuszczał łatwo ustąpiła.

Wszystkie światła były zgaszone, ale znając Nica ten równie dobrze mógłby sobie robić aktualnie kanapki albo cokolwiek innego. To Nico. I chyba nawet nie zdziwiłby się gdyby pewnego dnia, ten zamienił się w nietoperza oznajmiając mu, że jest wampirem i wyleciał przez okno.

Jednak z kuchni ani z żadnego innego pomieszczenia, nie słychać było zupełnie nic, więc albo rzeczywiście jest wampirem, który zmienił się w nietoperza i wyleciał przez okno, albo zwyczajnie śpi... jak większość ludzi w środku nocy.

Starając się być jak najciszej (gdyby pierwsza opcja okazała się nietrafna), ściągnął buty i odwiesił całkiem mokry płaszcz na wieszak. Oby wysechł do rana...

W pierwszej chwili miał zamiar odpuścić sobie prysznic i zrobić to rano, ale zważywszy na ilość stresu podczas spotkania z Reyną i Thalią chyba wolał tego nie przekładać. Po za tym przynajmniej się trochę rozgrzeje. Z tą myślą swoje kroki pokierował prosto do łazienki, gdzie sprawnym ruchem zdjął z siebie bluzę, a następnie koszulkę. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Brr.

Szybko się uwinął, chcąc jak najszybciej okryć się ciepłą kołdrą, a jeśli to nie pomoże to dołożyć do tego jeszcze jego żółtypuchaty koc, który przywiózł ze sobą. Nawet pachniał jeszcze domem! Ziołami, herbatą i swego rodzaju słodyczą... Oczywiście zapach zaczął już powoli zanikać, ale nadal miło się do niego przytulało.

Kiedy był już w piżamie i umył zęby, otworzył drzwi wychodząc na ciemny korytarz. Włosy nadal miał wilgotne ale był zbyt zmęczony żeby jeszcze je suszyć. Coż... najwyżej jutro wypróbuje styl na Alberta Einsteinsa, lub może przynajmniej poprawi swoje nikłe umiejętności czesania włosów. Hah. Nie.

W połowie drogi przez niewielki korytarz, a dokładniej tuż koło drzwi do pokoju Nica, przystanął. Były uchylone i słyszał jak się wierci. Do głowy przyszedł mu niezbyt dobry pomysł, który, gdyby di Angelo naprawdę okazał się być wampirem mógłby okazać się wręcz morderczo zły. Wejść, czy zignorować i domknąć te drzwi? Zawachał się. On... tylko upewni się czy wszystko w porządku... na chwilę... nic więcej. Tak.

Odchylił je mocniej wchodząc do pokoju, który z uwagi na to, że był urządzony w ciemnych barwach, teraz większość przedmiotów wtopiła się w tło i czuł się jakby wchodziłnw pustkę. Ale był tam. Słyszał jego cichy i niespokojny oddech i to jak przewracał się z boku na bok. Miał koszmar? Kierowany impulsem podszedł bliżej i przykucnął u boku łóżka tak, że miał widok na jego częściowo zasłoniętą włosami twarz.

Miał zmarszone brwi, lekko zaciśnięte usta i wiercił się niespokojnie. Blondyn przez chwilę miał wrażenie jakby zaraz miał się obudzić, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Na moment zapatrzył się na jego twarz nim zdecydował się na kolejnu ruch. Jeszcze mniej pewny i jeszcze bardziej głupi ruch.

Okrył go szczelniej kołdrą i odgarnął trochę włosów za ucho, bardzo delikatnie gładząc go przy tym kciukiem po policzku. Można to było wręcz uznać za zwykłe muśnięcie. Ledwo wyczuwalny ruch.

A jednak.

Najwyraźniej nie aż tak "niewyczuwalny".

Nagle poczuł jak jego serce staje, kiedy ten nagle zmarszczyłbrwi i bardzo powoli, zaczął otwierać oczy.

__________

hej! szybka notka i wracam do gegry (jutro sprawdzian..)

wyrobiłam się! udało się! ha!

był ktoś z was na comic-conie? ja tak i teraz jaram się komiksem, który kupiłam~

w każdym razie, mam nadzieję że rozdział się podobał i bedziecie w miarę cierpliwie wyczekiwać na kolejny! (ale jakby co to pogońcie k?)

trzymajcie się i do następnego! X

ps. dzięki za gonienie mnie Gotowa_na_smierc!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro