Nieczysta gra cz.2
O tak, bitwa zaczęła się i to na dobre. Nie było żadnych wątpliwości, że drużyna która stanęła do walki przeciwko Akademii Królewskiej była... no co tu dużo mówić, jakieś 1000% silniejsza od nich. To równoznaczny wynik, prawda? Czego można się było spodziewać. Jasna sprawa, że Saru ( odmieniony już na złego ) nie grał czysto. A bo i po co? Cała jego drużyna używała swoich mocy a także oszukiwała na ogromną skalę. Nic więc w tym dziwnego, że przeciwnicy padali jeden po drugim. Widok był po prostu przerażający. Beta nie dawała nikomu dojść do piłki i co chwila podawała albo do Gammy albo Alphy. Fei praktycznie nic nie musiał robić. Stał i patrzył na to widowisko a w duszy o prostu się z nich śmiał. Opór był na prawdę bezcelowy.
Pokonanie całego zespołu było bułką z masłem. Saru zazwyczaj jest nie stoi na bramce a no bo i po co. Nawet nie musiał jej bronić bo i tak Akademia nie miała się jak ruszać. Tak więc było bardzo łatwo z nimi wygrać. W końcu biedni chłopaki z Królewskich musieli odpuścić. Byli już tak skatowani, że nie mieli siły już dalej grać.
- Sakuma, to bez sensu...- rzucił padając na kolana Genda.- Oni już dawno wygrali. Po co jeszcze mamy się narażać...- niebieskowłosy rozejrzał się po przyjaciołach i smutno pokiwał głową.
- Wiem Genda jak to wygląda ale nie można nam się....- nie dokończył, gdyż dostał piłką w twarz z całej siły. Padł na murawę. Dopiero po chwili usłyszał, że ktoś do niego się zbliża.
- Jeśli macie podjąć decyzję, sugeruję abyście zrobili to szybciej.- warknął wkurzony już Saru patrząc kapitana.- No proszę was, chcecie cierpieć w tak mało ważnej sprawie? Czy wasze życie jest aż tyle warte?- mówiąc to ukucnął przed niebieskowłosym i podniósł jego głowę do góry i spojrzał w herbaciane oko.- Oj Sakuma, Sakuma. Na prawdę chcesz stawiać opór? Powiedz, jaki w tym sens? Przecież już przegraliście. Masz jeszcze jakieś wątpliwości?
- To nie... to nie prawda...- jęknął z bólu Jirou zamykając oczy.- My jeszcze...
-Zadziwiająca jest ich wola walki, prawda?- tym razem odezwał się Fei omiatając wzrokiem pole bitwy.- Przecież nie mieli żadnych szans, to dlaczego tak uparcie stawiali opór? I tak ich wcielimy do siebie. Nie ma to tamto.
- Myślą, że są bogami piłki nożnej.- zaśmiał się Saru podnosząc się z ziemi. Zaraz dał znać trójce sługusów by zabrali ich do furgonetki.- To koniec Akademii Królewskiej. Szef na pewno się ucieszy.
On i Fei jeszcze chwilę pozostali na rozniesionym w perzynę stadionie, po czym skierowali się do wyjścia. Ich triumf był nieunikniony. Moc jaką czerpali od smoka była na tyle potężna, że nikt nie mógł się z nimi równać. Zatrzymała ich jednak pewna postać tuż przed drzwiami wyjściowymi. Miał na sobie strój akademiii a na plechach powiewała mu czerwona peleryna. Fei i Saru wymienili się spojrzeniami. Wiedzieli dobrze kim jest ten człowiek. A raczej kim był póki nie zdradził swoich przyjaciół i nie przeniósł się do innej szkoły.
- No no, kogo my tu mamy.- zaśmiał się Saru krzyżując ręce na piersi.- Wielki Kidou Yuuto, strateg i genialny piłkarz. Co cię tu sprowadza? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że chcesz się z nami zmierzyć.- brązowowłosy pokręcił przecząco głową.- Twoi koledzy przegrali z wielkim hukiem.
- No popatrz, jedyny co nie stawia bezsensu oporu.- podsumował go Fei uśmiechając się złowrogo.- Uniknie wizyty w szpitalu.
- Jestem tu z zupełnie innego powodu.- wyznał i ruszył w kierunku dwójki.
- Mianowicie?- dociekał Saru.- Powiem ci, że nawet jestem zaciekawiony.
- Walka w tym wypadku jest bezsensowna. Dysponujecie taką mocą, że czego bym nie zrobił poniosę klęskę. Dlatego też chcę do was dołączyć. Jeśli moi dawni znajomi tego nie zrozumieją, że i tak są na straconej pozycji... ja im to boleśnie wytłumaczę....
- U do prawdy? Chętnie to zobaczę...
******
W tym samym czasie w laboratorium Ichiro, Thorn starał się jakoś uwolnić. Nie był jeszcze w pełni sił dlatego też jeszcze się tak nie rzucał. Mężczyzna natomiast chodził od kontrolek do kontrolek i sprawdzał czy wszystko idzie zgodnie z planem. Podłączył smoka do maszyny, która przesyłała jego moc do Saru i reszty. Wystarczyło dać im tylko specjalne naszyjniki. To dzięki nim, moc jest z nimi właśnie. Nie przewidział jednak pewnej małej rzeczy. Thorn wspominał Saru, że może wypuścić Takę, ale będzie ona w skórze smoka. Nie do końca o to wszystkim chodziło. Ichiro dobrze wiedział, że jak wróci dziewczyna to może to być koniec jego planów. Taka ma moc jako smok i może wszystko odkręcić i uwolnić chłopaków spod władzy szaleńca. Ale póki to się nie stanie, nie ma czym się martwić.
A jednak było czym się martwić. Thron wiedział dobrze, że Taka zabiera mu sporo energii. Nie było mu to ani trochę na rękę. Musiał się więc jej pozbyć. Poświęcił trochę swoich kryształów i w momencie kiedy nikogo nie było w laboratorium, wyrzucił z siebie małego, turkusowego smoka o żółtych oczach. Nie był jednak podobny do stwórcy. Jego przednie łapy były już skrzydłami. Całe ciało było pokryte szklanymi łuskami a kolce ciągnące się od głowy aż po czubek ogona, były kryształami o kolorze żółto-niebieskim. Smoczyca obudziła się po chwili i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie mogła uwierzyć, że wróciła do żywych.
- Gdzie ja jestem?- mówiąc to wstała z ziemi. Ledwo trzymała się na nogach ale jakoś dawała radę.- Co się stało?
- Witaj maleńka. Co prawda już taka malutka to nie jesteś. A raczej spora jako smok.
- Smok?- zwierze ogarnęło jak wygląda i usiadło zaskoczone. Kompletnie nie wiedziała co się dzieje. Dostała nowe, zupełnie inne życie. Ma być smokiem? I to od tak? A co powiedzą na to inni? Nikt smoka przecież nie będzie brał na poważnie.- Matko, jak ja wyglądam....
- Nie przejmuj się. Szybko się przyzwyczaisz.- rzucił potwór i zaczął się nad czymś poważnie zastanawiać. A może nie ma sensu wchłaniać ponownie? Znów zmarnuje się tylko energia. I po co? Lepiej dać jej już to ciało i się więcej tym nie przejmować.- To tylko na początku będzie dziwne. A potem będzie już tylko lepiej.
- Właściwie, to po co mnie się pozbyłeś? Przecież miałam być uwięziona w twoim ciele...
- Tak, ale nie jest to już potrzebne. Nie jestem aż tak słaby. A nie ma co trzymać cię w sobie jak masz rzeczy do zrobienia.
- Jakie znowu rzeczy?
- No wiesz, ratować te dzieciaki.- Taka przekręciła leciutko głowę w lewą stronę. Zaskoczyły ją słowa Thron'a. Przecież on miał być tym złym. Dlaczego więc tak nie jest? Dlaczego on chce pomóc? Czy może to kolejny podstęp?
- Ale sam mówiłeś, że chcesz zgładzić ludzkość, czy coś takiego.- zauważyła smoczyca.
- Może tak mówiłem, ale mam nieco inne plany. Chce się na kimś innym zemścić. Te dzieciaki nie są mi specjalnie potrzebne. A o ile wiem, źle się dzieje. Bardzo źle się dzieje. Zanim się wszystko posypie, powinnaś im pomóc. Ja tymczasem zajmę się przybyszami z kosmosu...
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro