ONESHOT
Hej, jako że nie mam weny na rozdziały do opowiadań to przychodzę do Was z małą niespodzianką. Mam nadzieję, że nie jesteście źli ♥ Rozdziały za niedługo się pojawią :) Z racji tego, że mam wolne od 29.10 do 6.11 postaram się do tego czasu przygotować XD A no! Za niedługo mam zamiar ''wznowić'' opowiadanie You're Mine :D ZAPRASZAM NA ROZDZIAŁ! ♥♥ Koniecznie zostawcie coś po sobie czy wam się podobał czy nie ^^
- Jackson! Idioto chodź tu! - krzyknął jeden z kolegów blondyna. Znów go obserwowałam. Znów się na tym przyłapałam ale to chyba nic dziwnego jeśli to mój przyjaciel, prawda? Chyba jesteśmy przyjaciółmi...
Idąc przez szkolny dziedziniec rozmyślałam o stosunkach nas łączących.
Nie licz na więcej, nie licz na więcej...
Przyznaje się bez bicia... Jackson to dla mnie nie tylko przyjaciel. Nie ma co się oszukiwać. To tylko jednostronne uczucie. Na sama myśl zrobiło mi się przykro. Kiedy już miałam wyznać mu co do niego czuję, on wyznał mi coś co przekreśliło moje zamiary i dalsze plany.
''- Hej, możemy się spotkać? Mam ci coś ważnego do powiedzenia! Muszę ci się tym pochwalić ale muszę zobaczyć twoją minę! - krzyknął podekscytowany chłopak do słuchawki. Był naprawdę szczęśliwy...
- T-tak...- odchrząknęłam w końcu. - Za dziesięć minut w parku? - na te słowa niepohamowany uśmiech wpełzł mi na twarz. Spotkam się z nim! Powiem mu wszystko!
Po usłyszeniu dźwięku charakterystycznego dla zakończenia rozmowy rzuciłam się z piskiem na łóżko. Znamy się od dziecka, zawsze byliśmy razem, zawsze robiliśmy wszystko razem. Kiedy któreś z nas coś przeskrobało obrywała cała dwójka. Byliśmy nierozłączni.
Cała w skowronkach wybierałam ciuchy na spotkanie. Ta sobota zaczyna się wyśmienicie! Ubrałam zwiewną sukienkę. Jackson zawsze mi powtarzał, że sukienki i spódnice mi pasują. Dlatego zawsze mówił obie części garderoby bo nie rozróżniał ich od siebie. Wyszłam z domu tak aby być punktualnie.
Przechodząc przez bramę parku w oddali zauważyłam blondyna. Zachichotałam na wspomnienie z dzieciństwa, kiedy to każdy uważał nas za parę. Chłopak chodził niespokojnie w tą i z powrotem. Będąc coraz bliżej niego czułam jak zjada mnie strach.
W końcu mu to powiesz...
Podeszłam od tyłu do chłopaka. Kiedy zorientował się, że przyszłam wziął mnie w objęcia i obrócił parę razy. Serce niebezpiecznie przyśpieszyło, a krew dopłynęła gwałtownie do twarzy. Zacisnęłam usta w cienką linie aby żaden dźwięk się nie wydostał.
- Muszę ci coś powiedzieć! Po prostu muszę! - krzyknął uradowany jak małe dziecko.
- Ja też ale ty pierwszy - uśmiechnęłam się szeroko. Musiałam się przygotować przed tym wyznaniem... Chłopak energicznie pokiwał głową i wziął głęboki wdech.
- Marii ja... - szepnął a mi serce stanęło. On zamierza mi to powiedzieć? To co chce ja? Przełknęłam ślinę uśmiechając się jeszcze szerzej. - Tak się cieszę, że to w końcu się stało. Bo ja... -w myślach go pośpieszałam. Chciałam to usłyszeć. Byłam w niebie. - Marii, ja mam dziewczynę! Ja się zakochałem! - w myślach chciałam cofnąć czas. Nie chciałam tego słyszeć. Była w piekle.
Mogę przysiąc, że dźwięk łamanego serca było słychać na końcu świata...
- Marii? Cieszysz się? - zapytał kiedy dłuższy czas nie odpowiadałam. Gula w gardle rosła, dźwięk rozbijanego serca odbijało się echem w uszach. Mimo to dalej uśmiechałam się jak idiotka.
- T-tak, Jackson, cieszę się. I to... bardzo - ostatnie słowo wypalało dziurę w języku.
- A więc, co chciałaś mi powiedzieć? - zapytał szczęśliwy. Był szczęśliwy...
- J-ja? Nie t-to nic takiego...''
Każde niewypowiedziane wtedy słowo dotychczas paliło mój język. Każda wylana łza paliła drogę na moich policzkach. Każdy kawałek serca kuł w pierś. Patrząc tak na te parę traciłam wszelkie nadzieje.
Odwróciłam się na pięcie i powędrowałam do budynku szkolnego.
Kilka dni później coś zaczęło się dziać. Coś złego między nimi. Kiedy wchodziłam na teren placówki zatrzymał mnie Jackson. Z tym że on nie był tak wesoły jak zawsze, nie promieniał tym optymizmem i nie rozsiewał swojej głupoty.
- Marii, możemy porozmawiać? Bardzo tego potrzebuje... - spuścił wzrok na swoje buty. Uśmiechnęłam się jak przez ostatnie miesiące.
- Teraz nie mogę ale może na przerwie obiadowej, na dachu? - zapytałam poprawiając torbę na ramieniu.
- Tak, jasne. Będę czekać! - krzyknął na odchodne. Wiem, że chodzi tu o dziewczynę ale nie wiem co.
Otworzyłam ciężkie metalowe drzwi. Tylko one dzieliły mnie od niego. Weszłam na dach a wiatr zabawił się moimi czarnymi pasmami włosów. Widziałam go. Siedział przy siatce i obserwował cały dziedziniec. Ogarnął mnie błogi spokój.
- Cześć - położyłam mu rękę na ramie na co ten od razu podskoczył. Nieśmiało mnie przytulił. Czułam się tak jak kiedyś, z tym że nie musiałam sklejać mojego serca. - Więc co chciałeś mi powiedzieć? - dałam ręce za plecy aby nie widział jak z zdenerwowania się nimi bawię. Miałam mieszane uczucia. Raz spokój a raz stres i mdłości.
- Bo chodzi o to, że muszę się komuś wyżalić. Wiesz nie pogadam o tym z chłopakami, oni nie będą brać tego na poważnie - odrapał się po karku. - Ja i ChoAh nie jesteśmy już razem - szepnął.
- Oh... już koniec? Przecież tak się kochaliście - mruknęłam udając przejęcie. Czy to normalne cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia?
- Chyba nie. Powiedziała abyśmy zrobili sobie przerwę przez miesiąc... Taka mała separacja - zaśmiał się smutno. - Pomożesz mi nie myśleć o tym przez miesiąc?
Obiecuje Wam, że nie wiem dlaczego to powiedziałam.
- Miesiąc? Jackson...prześpij się ze mną - chłopaka zamurowało ale ja byłam kompletnie poważna. - Wiesz co to są stosunki ''sex-friend''?
- Tak ale...
- Jackson nie ma ''ale''. Zapomnisz o tym a miesiąc, ja nie wymagam nic więcej.
Jeśli to jedyny sposób aby w jakikolwiek sposób się do niego zbliżyć zrobię to.
A może jedynie chce się oszukać, że coś do mnie czuję?
- Jesteś tego pewna? - pokiwałam głową.
- Dzisiaj po lekcjach w sali chemicznej - powiedziałam i szybko cmoknęłam go w polik i wbiegłam do budynku szkolnego.
Siedziałam na ławce i wymachiwałam nogami. Co chwila patrzyłam na zegarek jakby miało to przyśpieszyć czas.
To mój pierwszy raz... ale jeśli to z nim - chce tego. Nawet jeśli to przelotne, dalej tego chce.
W końcu blondyn przekroczył próg sali. Zeskoczyłam zwinnie z ławki i podeszłam do niego wolnym krokiem. Chłopak na mnie nie patrzył jednak to nie zniechęciło mnie do pocałowania go. Oddawał pocałunek ku mojemu zaskoczeniu. Po chwili jednak oderwał się ode mnie.
- Marii, ja nie mogę - mruknął.
- Tylko takie stosunki, spokojnie.
Po tych słowach ponowiłam pocałunek. Tym razem go nie przerwał. Powoli ściągałam z niego koszule obluzowując krawat. Kiedy przygryzłam jego wargę mruknął zadowolony.
Temperatura w klasie zwiększała się z każdą chwilą. Byłam rozpalona. Nie mogłam dłużej czekać. Położyłam się na ławkę ciągnąc za sobą Jacksona. Szkoła była pusta więc nie musieliśmy być cicho.
- Jesteś pewna? - powiedział kiedy zakładał prezerwatywę. Kiwnęłam potwierdzająco głową.
Byłam gotowa na jakiś ból ale nie tak wielki. Chłopak wszedł we mnie gwałtownie. Poczułam przez to ogromny ból i walczyłam ze łzami aby nie wypłynęły na wierzch. Blondyn przerażony na mnie spojrzał. Strach mieszany ze zdziwieniem malował się na jego twarzy. Był widocznie zdziwiony, że byłam dziewicą.
Kiedy przyzwyczaiłam się do jego rozmiaru kiwnęłam ledwo widocznie głową na co on zaczął się poruszać. Z początku delikatnie jakby bał się wyrządzić mi jeszcze więcej krzywdy ale po jakimś czasie przyśpieszał. Po kilku pchnięciach ból zaczął mijać. Nie, raczej przyjemność zagłuszała ten ból.
Jęczałam jego imię co chwila przerywając to pocałunkiem. Mimo że to uczucie było złudne, to czułam się kochana.
Takie stosunki łączyły nas już dwa tygodnie. Codziennie lub co drugi dzień s;potykaliśmy się po lekcjach w tel samej sali. Jeśli były dni wolne szliśmy do jego domu. Z każdym razem czułam się lepiej, dawało mi to coraz większą przyjemność. Natomiast zaczęłam się siebie brzydzić. Czułam się jakbym to ja go wykorzystywała i wzajemnie. To uczucie było okropne.
Tego dnia chciałam to skończyć. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Z każdą kolejną spędzoną z nim chwilą czułam, że zakochuje się jeszcze bardziej. Zatracałam się w nim kawałek po kawałku. Wiedziałam, że to złe, bo w końcu do siebie wrócą ale... To było silniejsze ode mnie.
Szłam jak co dzień przez dziedziniec szkolny. Nie długo szłam sama, ponieważ Jackson doskoczył do mojego boku witając mnie ciepłym pocałunkiem w czoło. Był szczęśliwy. Zauważyłam to od naszego trzeciego zbliżenia. Już nie przychodził tam zmuszony tylko jakby sam tego chciał.
Bo który chłopak odmówi stosunku z dziewczyną?
Mi jego dzisiejszy humor nie dopisywał. Nie podzielałam go. Nie mogłam. Szłam dalej rozmawiając z blondynem. Patrząc na jego uśmiech czułam błogi spokój. Tak jakby odpędzał złe myśli i oświetlał kolejne drzwi, do kolejnego rozdziału.
- Do zobaczenia po lekcjach - powiedział i pocałował mnie w usta przy mojej klasie. Stałam w szoku. Nigdy nie robił tego publicznie. Nie w usta! Zawsze całował mnie w czoło, a podczas naszych spotkań pozwalał sobie na więcej. Ale tylko wtedy.
Dotknęłam palcami rozgrzanych ust. Zamiast słodyczy jego warg czułam gorycz obrzydzenia. Obrzydzenia do samej siebie.
Zaglądałam nerwowo za okno. Nie mogłam utrzymać negatywnych emocji na wodzy. Co chwila stukałam paznokciami o parapet układając sobie każdy możliwy scenariusz. Kiedy usłyszałam otwierane drzwi przestałam oddychać. Nie mogłam wziąć oddechu.
- Hej, mała - szepnął i przytulił mnie czule. Ponownie gula w gardle tamowała wszystkie słowa. Chciało mi się płakać i krzyczeć jednocześnie. Resztkami sił odepchnęłam się od chłopaka. Mimo wszelkich starań oczy mi się zaszkliły.
- To koniec, Jakson.
Po tych słowach rzuciłam się do biegu. Wiedziałam, że nie wytrzymam z nim ani chwili dłużej. Biegłam przed siebie nie zwracając uwagi na jego krzyki w moją stronę. Włosy plątały mi się na twarzy, a łzy ściekały w dół policzków. Wybiegłam na zewnątrz.
Chłodny wiatr uderzył o moją twarz. Byłam zdezorientowana. Spokojnym krokiem szłam przed siebie. Nie śpieszyłam się, on i tak mnie nie goni. Przecież nic do mnie nie czuje.
- Jestem skończo-
Ręka odciągająca mnie w tył sprawiła, że zamilknęłam natychmiast. Odwróciłam zapłakaną twarz w stronę chłopaka. Gonił mnie.
- Marii, jak to koniec? Dlaczego? Zrobiłem coś źle? - zalewał mnie pytaniami.
- Jackson, to nie ty zrobiłeś źle tylko ja. Nie powinnam cię namawiać na taki układ. Przecież ty za chwilę będziesz znowu z ChoAh... - jego usta skutecznie zabroniły mi mówić. Jednak oderwałam się od niego. - Jackson nie... - szepnęłam załamującym się głosem. - To nie ma sensu, ty i tak do mnie nic nie czujesz i nie poczujesz... To tylko miesięczna zabawa, nic więcej. Po tym czasie wrócimy do rzeczywistości. Ty do ChoAh, a ja do stania z boku - nieposłuszne łzy lały się litrami. Nie mogłam ich zahamować. Chciałam odejść.
- Marii - jego twardy głos rozbrzmiał mi w uszach. Jego duża ręka przyszpiliła mnie do drzewa. - Naprawdę tak myślisz, że nic do ciebie nie czuję? - pokiwałam głową dalej wylewając łzy. - A czy bym kontynuował to gdyby tak było? Przyznam się na początku nie chciałem, wiedziałem, że to złe, że zrani to ciebie i ChoAh. Ale nie mogłem przestać. Myślałem, że to jedyny sposób aby przytrzymać cię ku sobie. Nie chciałem, żebyś ode mnie odchodziła ale miałem świadomość, że nie pałasz do mnie żadnym uczuciem.
- Kocham się w tobie od trzech lat. Trzy lata, Jackson...- szepnęłam szlochając.
- Marii, wiem, że zrobiłem dużo głupstw - wytarł mi mokre poliki, po czym każdy z nich pocałował. - Jedną z nich było odsunięcie się od ciebie.... Kocham cię Marii - delikatny pocałunek złożył na moich ustach kiedy ja byłam w szoku.
Wymyślałam różne scenariusze ale takiego nigdy bym się nie spodziewała.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
1847 słów :D Ja moi drodzy idę spać!
PROSZĘ ZOSTAW COŚ PO SOBIE~!♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro