Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16 - Hebi

Te trzy dni wlekły się niemiłosiernie. Wszystko zdawało się być takie powolne. Kiedy wreszcie minęły, cała byłam podenerwowana. Nie mogłam spać, straciłam apetyt. Siedziałam w piwnicy, na łóżku i czekałam. Kiedy przyjdzie? Kiedy, kiedy? Uch! Nienawidzę czekania!

Lumakaru pojawił się na schodach.

-Na pewno nie chcesz nic do jedzenia?

-Nie.

-A do czytania?

-Nie.

-Wogóle coś chcesz?

-Nie.

Mężczyzną westchnął.

-Jakbyś jednak coś chciała to będę na górze.

-Yhy.

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, w piwnicy zapanowała ponownie ciemność.

Westchnęłam i podeszłam do ściany żeby zapalić światło. Kiedy się odwróciłam, na mojej poduszce leżał biały sznur w czarne plamki.

Podeszłam. Wcześniej go tam nie było... Nagle sznur się poruszył!

Krzyknęłam i odskoczyłam.
Sznur okazał się być wężem, który teraz podniósł głowę i zaczął mi się przyglądać.

-T-Ty jesteś tym wężołakiem? -spytałam drżącym głosem, sama nie wiem czy z emocji czy strachu.

Wąż skinął głową i przesunął się na skraj poduszki. To chyba miało być swego rodzaju zaproszenie.

Usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam patrzeć w czarne oczy węża. Miał takie same jak Ahas.
Długo na siebie patrzyliśmy. Co ja mam teraz zrobić? Zagadać?

-No hej... Jak tam ci mija dzień? -spróbowałam.

Milczenie.

-Jak masz na imię? Ja jestem Azra.
Dalej milczenie.

Westchnęłam.

-Nie chcesz gadać? Okej. To co będziemy robić? -ciiisza. -Okej. Więc popatrzymy się na siebie.

Te oczy były naprawdę piękne. Trochę czarnego, trochę szarego. I ta wąska źrenica.

-Czyli węże naprawdę nie mrugają? -spytałam się. -Czy tylko mrugasz w tym samym czasie co ja?

Ten wężołak był naprawdę rozmowny, nie powiem.

Nie był jakiś ogromny. Zwykłej wielkość wąż. Miał białą łuskę, za głową czarny pasek (na głowie miał kilka czarnych plamek), a potem przez grzbiet biegły dwie równoległe czarne linie, pod którymi, na bokach, były czarne trójkąty. Przynajmniej przypominały trójkąty. Coś w rodzaju odwróconych płetw rekinów.

-Wiesz, serio, to milczenie się strasznie przedłuża. Może ty nie jesteś wężołakiem? Tylko zwykłym wężem?

Pokręcił w przeczeniu głową.

-Więc jesteś wężołakiem! -skinienie głową.

Łał! Rozmowa się rozkręca!

-To co robimy? Zawrzemy pakt? Albo coś w ten deseń?

Wąż powoli zsunął się na podłogę, a tam się powiększył, wyrosły mu ręce i nogi. Ale nie ubranie.

Stał przede mną dobrze zbudowany i umięśniony młodzieniec, o czarno-szarych białkach i wąskiej źrenicy. Miał potargane włosy do ramion, całkowicie białe, z czarnymi pasemkami. Na ramionach miał białą łuskę z kilkoma czarnymi plamkami, tak samo na szczęce.
I stał sobie tak przede mną, niczym nie skrępowany, pomimo tego że był całkowicie nagi. Co chwilę wystawiał język - miał rozwidlony.

-Więc... Zacznijmy może od przedstawienia się... -wyciągnęłam dłoń. -Jestem Azra.

Chłopak z wachaniem uścisnął mi rękę.

-Je-Jestem Hebi.

-Więc Hebi... Jak tam?

-Zimno...

Spojrzałam na niego. Trząsł się jak osika. Chwyciłam kocyk z łóżka i zarzuciłam mu na ramiona. Żeby to zrobić, musiałam stanąć na palcach bo był o głowę ode mnie wyższy.

-Cieplej?

Pokiwał głową.

-To dobrze. Więc... Wiesz może, co trzeba dokładnie zrobić żeby zawrzeć pakt?

Skinął głową.

-Muszę wyleczyć cię z mojego jadu.

-No to działaj!

-Możesz odsłonić te miejsca?

Podciągnęłam rękaw, odsłaniając zieloną skórę wokół ukąszenia.
Hebi przybliżył się i dotknął ustami ukąszenia. Zrobiłam zdziwioną minę. Nie tego się spodziewałam. Czułam jak liże moją skórę. To takie śmieszne uczucie (przypominam że ma rozwidlony język)! Potem zaczął ssać skórę. Miłe uczucie...

W końcu oderwał się od ramienia. Zielona opuchlizna zniknęła, pozostały tylko dwie ranki, z których powoli zaczęła się sączyć krew.

-Dobra, dawaj dalej.

Zdjęłam trochę spodnie, pokazując mu ukąszenie na udzie. Powtórzył cały proces, a na koniec zrobił to samo ze stopą.

-No to koniec! Co teraz? Pakt krwi?

-To też, ale potem.

Zrobiłam wielkie oczy.

-Serio?

Pokiwał głową.

-Teraz, emm...

-Musimy się pocałować, tak?

Znowu pokiwał głową.

Przybliżył się trochę do mnie, przycisnął delikatnie swoje usta do moich i wsunął mi do ust język.

Poczułam się jakby coś chciało mi rozsadzić czaszkę od środka.

Przycisnęłam ręce do głowy. Po chwili ból ustał.

Hebi mi się przyglądał.

-Pozostało już tylko przypieczętować pakt krwią.

Jęknęłam.

-Co trzeba zrobić?

-Masz nóż?

Bez słowa wstałam i podeszłam do mojego plecaka rzuconego w kąt pokoju. Wyciągnęłam z niego mały nożyk.

-Taki wystarczy?

-Tak.

Ponownie usiadłam na łóżku i pisałam mu nóż.

-Więc... To jest najbardziej bolesny etap zawierania paktu.

-O boże....

-Muszę ci wyryć mój znak w dowolnym miejscu na ciele. A potem ty to samo zrobisz na mnie. Ewentualnie w odwrotnej kolejności.

-Czyli... Ja tobie ryję mój znak... Czekaj. Jaki ja mam znak?

-Nie wiesz?

-Nie... -nagle przed oczami błysnął mi jakiś symbol. -Chwila... Już wiem jaki... Nie wiem skąd, ale wiem...

-To dobrze. Proszę wybierz jakieś miejsce na ciele. Dowolne. Tylko pamiętaj, że potem w tym samym miejscu ja tobie wyryję.

Zastanowiłam się.

-Czy może być na dłoni?

-Jeśli chcesz.

-Ale ja się pytam czy tobie pasuje.
-Pasuje.

Dotknęłam nożykiem skóry.

-Czekaj, najpierw trzeba to przemyć.

Umyłam mu rękę i zaczęłam ryć. Kontur głowy wyjącego wilka, a w środku pentagram, a to wszystko otoczone płomieniem (całość zajęła praktycznie całą dłoń chłopaka). Skąd wiedziałam że tak wygląda mój symbol? Nie wiem.

Kiedy Hebi zaczął mi ryć swój symbol, zacisnęłam zęby.

Po kilkunastu minutach, które zdawały się trwać wieczność, Hebi wreszcie skończył.

Odetchnęłam i spojrzałam na zakrwawioną dłoń. Ouroboros.

To jest Hebi w formie węża.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No heloł. Jak tam wam mija życie? Dobrze? To dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro