Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 - Zostaję (prawie) zmiażdżona

   Nie wiem ile siedziałam w tym pokoju z zielonymi ścianami. Dawno straciłam rachubę czasu. W pokoju miałam łazienkę, a Nat (skróciłam imię Nathan, tak, on się na to zgodził) przynosi mi mangi. Więc jestem na bieżąco przynajmniej z tym. Jedzenie samo się pojawia na stoliku nocnym. Mój plan dnia wcale się nie zmienia.

Wstaję rano, poranna toaleta, zjadam śniadanie, czytam mangi i książki, rozmawiam przez chwilę z Nathanem, jem obiad, czytam książki i mangi, chodzę bez sensu po pokoju, znów czytam, jem kolację, wieczorną toaleta i spanie. I tak każdego dnia. Zaczynam myśleć że w moim poprzednim domu było ciekawiej. Ale dziś codzienność miała się zmienić.
Nathan wszedł do pokoju.

- No cześć- powiedział, uśmiechając się i wyrwał mi z rąk mangę.

- Ej!- wyraziłam moje oburzenie, próbując odebrać mu moją własność.

- Nie będziesz siedzieć tak w pokoju.

- Ale nie mogę przecież wychodzić, więc co mam innego robić?

- Przecież możesz wychodzić...

- Że co, proszę?!

   A ja myślałam że nie można mi wychodzić. Czemu jestem taka tępa? W sumie, to Nat nigdy nie powiedział że nie wolno mi wychodzić...

   Nagle drzwi się uchyliły i stanęła w nich dziewczyna w BARDZO dziwnym ubiorze.

   Miała długie, czarne włosy, a na prawym oku tak jak Nathan opaskę (lewe oko było błękitne). Na głowę założony miała czerwony kapelusz, z doklejonymi puszystymi uszami. Na ramionach zarzucony był również czerwony płaszcz. W lewej ręce trzymała czarnego pluszowego kota, a w prawej lizaka w kształcie halloweenowej dyni.

- Nathan... Za ile ona wyjdzie? Chcę ją poznać..- cicho powiedziała.

- Już wychodzi- odparł Nat, wstając.- Prawda?

- Tak, tak- przytaknęłam i również wstałam.

   Ale jak tylko to uczyniłam, dziewczyna powaliła mnie spowrotem na łóżko, zamykając w niedźwiedzim uścisku.

- To ty jesteś Rita?- spytała kiedy już się odemnie oderwała. Jednak nie była cicha.

   Przytaknęłam.

- A ty to kto?- spytałam niepewnie. Czuję się nieswojo kiedy ktoś mnie zna, a ja jego nie.

- Przepraszam cie najmocniej! Jestem Kate McNight- uścisnęła mi dłoń, przy okazji łamiąc mi wszystkie kości (w przenośni, oczywiście).

- Dobra, starczy tych czułości- pzrzerwał jej Nat (i dobrze, otwierała już usta by zalać mnie potokiem słów).

   Podał mi ramię, które przyjęłam, i wyprowadził z pokoju. Od razu rzucił mi się w oczy kilkanaście odnóg korytarzy.

- Tędy- Kate poprowadziała nas prawym korytarzem (w prawo prowadziły AŻ dwa).

   Szliśmy i szliśmy, mijając ściany z czarnej cegły, z osadzonymi w nich pochodniami, które z kolei oświetlały korytarz- jednak pomimo ich blasku, panował w nim półmrok.

   Jak wcześniej wspomniałam, szliśmy, aż w końcu doszliśmy. Pewnie spytacie: do czego doszłam razem z Natem i Kate?

   Więc odpowiem na nurtujące was pytanie. Otóż, doszliśmy do wielkiej sali, obstawiam że salonu. Pokój miał dwa poziomy. Pierwszy, z kanapami, fotelami, kominkiem, dywanami i innymi ozdobami oraz drugi- „wewnętrzne balkony", z misternie zdobionymi balustradami. Tam również znjdowały sie dywany, ale też arężatki z wazonami (oczywiście w nich znajdowały się kwiaty) i obrazy.

   Ale pierwsze co mi się rzuciło w oczy to bardzo blady chłopak, leżący na jednej z kanap. Oprócz wzroku mam jednak jeszcze inne zmysły i jeden z nich dał o sobie znać.

   W całym pokoju czuć było woń martwego ciała (ale nie rozkładającego się), a ja nie słyszałam bicia serca nikogo innego niż ja, Kate i Nathan.

Obrazek przedstawia Kate

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro