Rozdział 6 - Charlotte
Coś twardego uderzyło mnie w czubek głowy, przez co momentalnie się obudziłam. Przeszukałam wzrokiem położe, w poszukiwaniu tego co mnie uderzyło. To była szyszka. Głupia szyszka. Wzięłam ją do ręki i rzuciłam. Walnęła o gałąź i spadła na ziemię.
Westchnęłam i zaczęłam się powoli podnosić. Każdy mięsień mnie bolał, ale cóż się dziwić - sama się na to prosiłam, zasypiając pod drzewem, w niewygodnej i dość dziwnej pozycji.
Zaburczało mi w brzuchu. Nie jadłam nic od wczorajszego obiadu. A trzeba było pimyśleć o wzięciu jedzenia! Dlaczego o takich najważniejszych rzeczach zawsze zapominam?
Rozglądnęłam się. Ze wszystkich stron nadciągała gęsta mgła.
Zarzuciłam plecak na plecy i zmieniłam się w wilka. Mój wyostrzony wzrok, teraz lepiej wyłapywał szczegóły w białej zasłonie.
Ruszyłam truchtem, uważając na wystające korzenie.
o==[]::::::::::::::::>
Biegłam i biegłam. Miałam wrażenie, jakbym biegła w miejscu. Mgła gęstniała, bardzo utrudniając widoczność i pomimo moich wyczulonych zmysłów, ledwo orientowałam się w otoczeniu. Jedyne co widziałam to to co było pod moimi łapami.
Miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje, ale kto by miał mnie obserwować? A po za tym, nikt by nie widział przez tą mgłę. Pewnie moje kolejne urojenia.
Powoli opadałam z sił - byłam zmęczona biegiem, głodna i cała obolała po nocy. Zmieniłam się w człowieka i usiadłam pod jednym z drzew. Nagle mój wzrok przykukł ruch, po mojej lewej stronie. Szybko zerwałam się i zmieniłam postać.
Zaczęłam warczeć, a sierść na karku mi się zjeżyła.
Ale zza drzewa wyszła tylko mała dziewczynka. Miała na sobie potarganą i ubrudzoną w ziemi, szarą sukienkę oraz tylko jeden klapek. Też szary i ubrudzony w ziemi. Jej nadgarstki były zakute w kajdany, ze zwisającymi, wraźnie zerwanymi łańcuchami. Jeden z tych łańcuchów... O Boże, on wychodził prosto ze środka jej klatki piersiowej!
Zmieniłam postać.
- Cześć, malutka. Zgubiłaś się?- spytałam miło, starając się zrobić jak najmilszy uśmiech na twarzy i jeszcze go utrzymać, ale było to bardzo trudne zajęcie, gdyż ona mnie przerażała.
Dziewczynka przykrzywiła tylko główkę. Jej brązowe włosy (teraz potargane, z mnóstwem gałązek) opadały na plecy. Spojrzałam jej w oczy - cofnęłam się z przerażenia.
Kiedyś musiały być czekoladowe i lśniące, radosne. Teraz były, owszem czekoladowe, ale smutne i puste, a kiedy się w nie patrzyło, to tak jakby się zatracało w studni bez dna.
- Chodź ze mną- powiedziała zachrypniętym głosem.
- Gdzie?- spytałam, nic nie rozumiejąc.
- Chodź ze mną- powtórzyła.
- A jak masz na imię? Powiedz mi chociaż to.
- Charlotte. Chodź ze mną.
Wstałam powoli, żeby jej nie spłoszyć (leżałam na ziemi bo kiedy się cofałam, potknęłam się o wystający korzeń i przewróciłam się).
Nagle coś wskoczyło mi na plecy od tyłu, ponownie mnie przewracając. Upadając, uderzyłam się o drzewo. Zamroczona, zemdlałam. Znowu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje wszystkim czytelnikom, za czytanie mojego opowiadania. Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze!
Specjalnie nie wstawiam obrazku Charlotte, bo czasem wyobraźnia działa cuda. Ona ma przerażać😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro