Rozdział 35 - Zwiastun Śmierci
-Czemu ją zostawiliśmy? -spytałam.
-Taki mamy zwyczaj. Podpalamy ciała i odchodzimy. Dzięki temu dusza może bez żadnych przeszkód wypłynąć z ciała.
- Czyli że my byliśmy prze...
Nagle powietrze rozdarł ryk. Głośny. Potężny. Należący do jakieś wielkiej istoty.
-Co... Co to było?
Tim rozglądał się niespokojnie.
-Niemożliwe... Oni nie istnieją... Już dawno wymarli... -mamrotał, coraz bardziej zdenerwowany
-Wyjaśnisz mi co to jest czy nie?! -dopiero kiedy podniosłam głos, spojrzał na mnie. Jego spojrzenie wyrażało czyste przerażenie. Nigdy nie widziałam u niego strachu. Teraz widocznie się bał i nawet tego nie ukrywał.
-Widzisz, jesteśmy Wysłannikami Śmierci.
-Tyle to i ja wiem.
-Ale jesteśmy tak zwaną Drugą Generacją.
-No fajnie, ale do rzeczy.
-Przed nami była Pierwsza Generacja.
Westchnęłam.
-Umiem liczyć i tego że była też Pierwsza się już domyśliłam.
-Pierwszą Generację nazywano Zwiastunami Śmierci. Lub też...
Powietrze rozdarł jeszcze jeden ryk, potężniejszy niż poprzedni. I znacznie bliżej.
-... Rykiem Śmierci
Wiatr zaczął gwałtownie wiać. Korony drzew uginały się pod jego naporem.
Wielki cień przysłonił nam słońce, okrywając mrokiem okolicę.
-Schowaj się! -krzyknął Tim i wskoczył w pobliskie krzaki. Poszłam za jego śladem.
Mieliśmy stąd doskonały widok na rezydencję, ponieważ ogień wypalił krzaki i drzewa zasłaniające ten obraz. Patrzyliśmy więc w milczeniu na zgliszcza naszego domu.
Nagle na resztkach dachu pojawiły się łapy. OGROMNE łapy. Pokryte były czarną łaską i zakończone ostrymi szponami. Rozległ się kolejny ryk i pojawiła się reszta tułowia i ogon.
Ogon miał pełno kolców, aż proszących o to by ktoś się na nie nabił.
Z kolei sam tułów (poprawcie mnie jeśli tak się tego nie pisze) był pokryty tak samo czarną jak na łapach łuską, z tą różnicą że na brzuchu miał ją ciemno czerwoną i przypominającą bardziej płaty jakiejś zbroi, ułożonej tak, by na siebie nachodziły. Coś w stylu dachówki (wszyscy przecież wiedzą jak wygląda ułożenie dachówek na domach, prawda?). Z pleców wyrastały potężne skrzydła. Od głównych mięśni odchodziła błona w kolorze zaschniętej krwi.
Na grzbiecie wyrastały kolce, takie same jak na ogonie.
Szyja kończyła się gdzieś poza naszym polem widzenia, ale i tak zadrżałam, wyobrażając sobie jak musi wyglądać głowa.
- Oto -rzekł cicho Tim.- masz szansę oglądać przedstawiciela Pierwszej Generacji.
- To były smoki?! -wydarłam się na niego szeptem.
Ale jednak za głośnym szeptem.
Szyja gwałtownie skręciła się w naszą stronę, ukazując łeb smoka.
Tak jak ciało, jego głowę pokrywała czarna łuska. Oczy nie miały źrenic, świeciły tylko złotym blaskiem.
Smok rozwarł szczęki i zaryczał. Ten ryk z tak bliska dosłownie rozrywał bębenki w uszach.
Powoli i majestatycznie zaczął schodzić z ruin. Machał przy tym ogonem, rozwalając wszystko za sobą.
Nagły kaszel odwrócił jednak jego uwagę od nas.
Po przeciwległej stronie polany podnosił się właśnie John. Trzymał się za głowę, z której ciekła krew, farbując jego białe włosy na czerwono.
Smok ruszył w jego kierunku. Kiedy już znalazł się przy nim, chwycił go w przednie łapy, po czym wzbił się w powietrze.
Zanim Tim zdołał mnie powstrzymać, wybiegłam z naszej kryjówki i gnając ile sił w nogach próbowałam dogonić stworzenie. Znalawszy się dostatecznie blisko skoczyłam, wzmacniając nogi wilczymi cechami.
Złapałam się za końcówkę kolca z ogonu. Wiatr smagał mnie po twarzy ale nie przejmowałam się tym. Całą uwagę skupiłam na tym żeby się utrzymać na ogonie.
-Czegóż może chcieć tak nędzne stworzenie jak ty? -potężny głos, pełen siły i mocy przeszył mnie, o mało nie zrzucając na ziemię. -Trzeba być nie lada odważnym aby złapać Zwiastuna za ogon. Albo niewyobrażalnie głupim.
Smok spojrzał na mnie.
-Wyczuwam w tobie mrok. Wydobywa się z ciebie ciemność, strużką wypływa z serca. Ale jeszcze trochę i strużka... zamieni się w rzekę.
-Co masz na myśli?
Machnął gwałtownie ogonem, a ja nie przygotowana na taki ruch zsunęłam się z kolca.
Zaczęłam spadać, ale widziałam jak smok razem z Johnem odlatują.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Boże, jak ja chciałam wstawić smoka do tej książki ≧ω≦
Ostatnio czytałam sobie początek książki. Stwierdziłam „o... mój... Boże... Jak ja badziewnie pisałam" (nadal tak pisze ale cii...). I zmieniłam opis. Teraz mi się dużo bardziej podoba ≧∇≦
A tak wogóle to jak się czujecie że świadomością że wkrótce szkoła? Bo ja fatalnie. I mam katar. Jak można się we wakacje przeziębić? No jak?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro