Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

- Co robisz? - Zapytał z nutą niedowierzania w głosie jego były Mistrz oraz Mentor, Obi-wan Kenobi. Nie mógł uwierzyć w to, co postanowił zrobić jego były uczeń, po tym wszystkim? Tak po prostu to zostawić? Co się stało że jego uczeń oraz partner w boju nagle zechciał odejść od zakonu, oraz zacząć wieść nudne, monotonne życie? Tego nie potrafił pojąć za nic w świecie.

- To co słyszałeś Obi-wan, nie mam zamiaru już dłużej być członkiem Zakonu, odchodzę. - Doskonale zdawał sobie sprawę jak go to zaboli, przecież przechodził przez to samo, dokładnie. Kilkanaście miesięcy temu to samo miał z swoim byłym Padawanem. Niesłusznie oskarżona, została wyrzucona z zakonu, ale gdy postawił mocne dowody na to, że ona była niewinna, pozwolili jej wrócić - chodź ona i tak z tego nie skorzystała. Wolała odejść, mimo próśb o zostanie od Anakina. Żyć jak każdy inny, chodź i tak jej się to nie udało.

- Dlaczego? Co się takiego stało? - Nadal nie pojmował toku rozumowania Anakina, najpierw jak nic na świecie chce zostać Jedi, a teraz chce od nich uciec najdalej jak się da? Coś mu tu nie pasowało.

Za to przyszły ojciec nie miał bladego pojęcia co ma powiedzieć. Doskonale zdawał sobie sprawę, jaka będzie reakcja Obi-wana gdy się dowie co on zrobił, ale i tak ma zamar wyznać dziś całą prawdę przed głównymi członkami zakonu Jedi, tak zwaną Radą Jedi. Więc co mu tak na prawdę szkodziło? Chyba nic.

- Obi-wan, proszę nie zabij mnie za to co teraz powiem. - Zaczął zatrzymują się na środku korytarza w świątyni. Mistrz Kenobi zrobił tak samo, widoczne zdziwiony tą całą sytuacją. Tak na prawdę to nawet nie spodziewał się żadnych wytłumaczeń. Przecież Skywalker nigdy przed nikim się nie tłumaczy. Ale skinął głową, pokazując tym samym że go słucha. Ten z koleji wziął głęboki wdech...

- Ja nie mogę już dłużej należeć do Zakonu, złamałem już chyba jego wszystkie zasady. - Mówił dość cicho, oraz nie pewnie. Nie wiedział do końca jak zareaguje Obi-wan, mógł się tylko domyślać.

- Anakin, ja wiem że ty się nie dogadywałeś najlepiej z naszymi zasadami, ale to nie powód żeby zaraz odchodzić. - Tak na prawdę, to biedy Obi nie był ani trochę przygotowany na to, o czym za chwilę chciał mu powiedzieć jego uczeń. Myślał że Ani myśli że przez te jego notoryczne łamanie zasad oraz ciągle robienie wszystkiego na własną rękę, teraz zakon, skoro jest już po wszystkim, będzie się chciał go pozbyć.

- Obi-wan, ty mnie źle zrozumiałeś... - Zrobił przerwę żeby poukładać sobie w głowie to, oraz jak chciał mu powiedzieć prawdę. - Ja mam rodzinę, Moją rodzinę.

Przez chwilę panowała zupełna cisza, przerywana co chwilę jakimiś odgłosami z zewnątrz. W pierwszej chwili Starszy z Jedi nie zrozumiał o co chodzi jego byłemu uczniowi, ale z każdą chwilą wszystko stawało się coraz bardziej jasne...

- Och Anakin, w coś ty się wpakował. - Widać było gołym okiem, że resztkami sił powstrzymuje się od wybuchu. Tego było już na prawdę za wiele, szczególnie dla Kenobiego. Nie mógł uwierzyć że on to na prawdę zrobił. Założył rodzinę, chodź i tak już zaczął się domyślać kim była jego wybranka.

Anakin nic nie mówił, nawet nie wiedział co miał by powiedzieć.
Przykro mi że nie umiałem wytrzymać?
Przecież to było by kłamstwo, bo nie żałuje żadnej swojej decyzji od nośnie jego oraz Padmé. Jednak wiedział, że powinien coś powiedzieć, cokolwoek... tylko że miał pustkę w głowie.

Obi-wan pokręcił głową z rozczarowaniem, widać było że się na nim zawiódł, i to bardzo. Nigdy by się nie spodziewał po nim takiego zachowania. Według niego, dobrze go wyszkolił... ale jak widać, bardziej mylić się nie mógł.

Chciał coś dodać, obaj chcieli. Żadne z nich nie chciało się żegnać w ten sposób, Anakin nigdy nie chciał sprawić zawodu Kenobiemu, a jednak to robił. I chodź fakt, że to właśnie on odkrył kim jest, a raczej był mroczny Lord Sith'ów, wcale mu nie pomagało pozbyć się uczucia winy oraz zdrady. Lecz nie dane było nic żadnemu powiedzieć, bo ktoś jak, można by rzec, głupi próbował się skontaktować z Skontaktowałem.

Zrezygnowany były Jedi odebrał w końcu komunikator, a wiadomość jaką dostał właśnie w tej chwili tak go przeraziła, że nie miał pojęcia co ma teraz robić.

Zostać i wytłumaczyć wszytko? Czy może olać to i szybko dostać się do szpitala, być przy Padmé chodź przez ostatnie chwile jej życia...

Wybór okazał się jednak banalnie prosty, przecież bardziej zależało mu na rodzinie niż na zakonie, tak było od samego początku, i nigdy się nie zmieniło.

Nawet nie patrząc na byłego Mistrza, ruszył biegiem w stronę wyjścia z świątyni. Jednak Mistrz Kenobi nie zamierzał się tak łatwo poddać.

- Anakin! - Miał cichą nadzieje że się zatrzymie, ale ten tak nie zrobił. Nie miał czasu na rozmowy, a już na pewno nie teraz. Zwolnił kroku dopiero wtedy, gdy Kenobi chwycił go za rękę i zmusił do zatrzymania.

- Nie musisz odchodzić z tego powodu. - Zaczął, chodź Anakin już chyba wiedział w jakim kierunku pójdzie ta rozmowa. Nie, nie zamierzał zostać w zakonie, za nic w świecie. Dlaczego? Bo to by oznaczało pożegnanie z Padmé oraz dzieckiem na zawsze, a tego nie chciał.

- Muszę, i nic nie zmieni mojej decyzji. - Powiedział pewnie, i znów ruszył przed siebie, prosto w strome swojego ścigacza. Nie obchodziło go to, że w ten sposób ostatecznie mógł przekreślić ich przyjaźń, dla niego liczyła się teraz tylko rodzina...

Nie mógł więc wiedzieć, że Obi-wam wcale niee był na niego zły. To jego życie, jego decyzja. Ale, tak było jedno ale. Nie podobało mu się to, że złamał jedną z podstawowych zasad Zakonu. Nawet nie chciał wiedzieć co się stanie, gdy rada pozna prawdę.

Pokręcił głową, po czym odwrócił się i udał w stronę świątyni. Nic tu po nim.

~*~

Po całym pomieszczeniu ciągle biegała tam i z powrotem jedna z pielengniarek, a raczej robotów które je zastępowały. Poród zaczął się kilka chwil temu, ale i tak było już dużo roboty.


Ktoś cały czas coś mówił, co niekiedy krzyczał, ale ogólnie wszystko przebiegało bez zbędnych problemów.

Anakin wpadł do budynku nagle, od razu szukają sali w której miała być jego żona. Nie wybaczył by sobie gdyby nie był razem z nią w tej chwili. Miał więc nadzieję że zdarzył, a jak się później okazało - był w ostatniej chwili.

Gdy w końcu przez krzyki kobiety która rodziła, oraz brzęczenie maszyn, przedarł się krzyk, a raczej płacz niemowlęcia, Skywalker mimo wolnie wypuścił powietrze z płuc, które cały czas tam trzymał.

Odebrał od roboto-lekarza swoje małe dziecko, jak się okazało, był to syn, oraz już teraz było widać że będzie to wykapany ojciec.

- To chłopczyk. - Poinformował żonę, chciał żeby to ona go nazwała. Co jak co, ale ma do tego o wiele większe prawo niż on. Padmé już otwierała usta by coś prawdopodobnie powiedzieć, ale nie było jej to dane przez kolejny skurcz...

~*~*~*~*~★~*~*~*~*~

#13.08.2019 - Opublikowano rozdział

1129 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro