Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V (1/2)

     — Praco, miłości moja — mruczała pod nosem Ada, by dodać sobie siły i dotrwać do fajrantu. W gruncie rzeczy nawet polubiła towarzyszy broni, restaurację i swoje zajęcie, ale nie pogardziłaby wygraną w totolotka.

     Kiedy wskoczyła już w odświętny strój Matki Karmiącej, wyszła na salę, spełniać swoją powinność.

     — Nie chce mi się — narzekała przy każdej możliwej okazji. — Weź się zamień, Kasia — jęknęła do koleżanki za ladą.

     — Hmm. — Udała zastanowienie blondynka. — Nie — rzekła z przyjemnością, a Ada przewróciła oczami, w ogóle prawie się przewracając, kiedy udała, że nogi się pod nią uginają, a faktycznie się ugięły.

     — Niech nikt już dzisiaj nie przychodzi. Nie chce się im gotować czy co? — Rzuciła ręcznik na ladę. — Zamknijmy tę budę i chodźmy do domu.

     Kasia spojrzała na nią ostatkiem cierpliwości.

     — Idź obsłużyć państwa i lepiej przywdziej najpiękniejszy uśmiech — powiedziała i pospiesznie wypchnęła Adę za małe dwuskrzydłowe drzwiczki, jakie można było skojarzyć z barem w filmach westernowych.

     Ada zrobiła krok w stronę świeżo zajętego stolika, ale w mig stanęła jak wryta, a potem w ułamku sekundy odwróciła się do Kasi z mieszaniną wszystkich emocji na twarzy. Przytrzymała się drzwiczek i o mało nie skończyła na podłodze.

     — Jasny gwint! — krzyknęła zduszonym głosem i bliska zawału złapała się za serce. — To ON! — piszczała spanikowana.

     — Przypomnij sobie, czego cię uczyłam — dobiegł opanowany głos Lidii. — To tylko kolejny klient.

     Ada stała jak zaczarowana. Słowa Lidii odbijały się echem w jej głowie, nie mogąc przebrnąć przez niezidentyfikowaną barierę, jakby niespodziewanie jakaś błonka wyrosła między przekazującymi sobie informacje nerwami i nie pozwalała im pracować jak należy. W końcu pokiwała żarliwie głową, choć tak naprawdę nic do niej nie dotarło, a kiedy znów została wypchnięta za ladę, stała i pragnęła zapaść się pod ziemię. Miała wrażenie, że trzymany w dłoniach notes wyślizgnie się z jej rozedrganych palców. Nagle zapomniała wszystkiego, czego nauczyła się w tym lokalu przez dwa lata swojej pracy, a miejsce to stało się tak obce, jak w dniu, w którym po raz pierwszy przekroczyła jego próg.

     — To przecież Danny — szepnęła do siebie. — Na koncertach nie tchórzysz — westchnęła i wzięła kilka oddechów na odwagę. — Ładne rzeczy.

     Wyprostowała się i w miarę możliwości, dumnie pomknęła ku przeznaczeniu. Poszła też za radą blondyny i uśmiechnęła się najładniej, jak tylko umiała. Przeszła przez połowę sali, kiedy Daniel ją zauważył, jego twarz w mig się rozpogodziła, a w oczach zatańczyły figlarne iskierki. Tego samego nie można było powiedzieć o Annie, gdy podążyła za wzrokiem chłopaka.

     — Dobry wieczór — przywitała się Ada, bardzo oficjalnie, bo głupio jej było powiedzieć "cześć", a przecież aktualnie pracowała. — Czy wybrali już państwo danie z menu? Dziś polecamy pieczoną szynkę w sosie czosnkowym z plastrami ziemniaków — powiedziała profesjonalnie i dodała od siebie: — Naprawdę bomba. — Spojrzała na wokalistę. — Ależ pan pięknie wygląda! — wyrwało się jej i zamarła, uświadomiwszy sobie, co właśnie powiedziała. — Przepraszam.

     Rumieńce wykwitły jej na policzkach i miała wrażenie, że ktoś włączył ogrzewanie, rozkręcając je maksymalnie.

     Daniel uśmiechnął się, choć tak naprawdę powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.

     — A ty wręcz przeciwnie. — Usłyszała i zwróciła twarz w kierunku głosu, przypominając sobie tym samym o istnieniu towarzyszki Daniela, jakby spadła z nieba. — Ohydny strój. Powiedz mi — ciągnęła Anna — gdzie takie sprzedają? Ominę ten sklep szerokim łukiem. — Przeniosła zimne spojrzenie na kartę dań. — Czy ta sałatka grecka przygotowywana jest ze świeżych produktów?

     — Nie. Sałata była dopiero co pryskana i może zdarzyć się jakiś ślimak. — Kelnerka zrobiła pauzę, napawając się coraz bardziej głupkowatym wyrazem wypudrowanej buźki, po czym dodała: — Oczywiście, to był żart.

     — Mało gustowny — skwitowała z niesmakiem Anna.

     Ada powstrzymywała się, by nie przewrócić oczami.

     — To, co pani poleciła, wydaje się być interesujące — odezwał się spokojnie Daniel, a Ada znów przeniosła się do swojego świata, w którym istniał tylko On.

     — Zwłaszcza sos, to niebo w gębie — zapewniła go.

     — Uwielbiam sos czosnkowy — przyznał Daniel, a Ada mogłaby przysiąc, że serce fiknęło jej koziołka. — Namówiła mnie pani. Poproszę danie dnia oraz herbatę.

     — Słuszny wybór — szczebiotała rozanielona. Zapisała zamówienie w notesie, po czym z drżących rąk wypadł jej długopis i z brzękiem spadł na podłogę.

     Choroba! — skarciła się w myślach. Schyliła się szybko, acz próbując przy tym zachować grację. Podniosła narzędzie pracy i spojrzała niechętnie na towarzyszkę swojego idola, która bez słowa taksowała ją wzrokiem.

     — Dla pani?

     — Sałatka grecka i woda — rzekła od niechcenia Anna.

     — Jeśli to pani kolacja, to musiałabym zjeść trzy porcje, żeby dożyć rana — dogryzła Annie z rozsadzającą ją od środka chęcią kontynuowania potyczki słownej, którą zresztą chciała wygrać.

     Nagryzmoliła od niechcenia w notesie, a wyglądało to tak, jakby po prostu zrobiła szlaczki.

     — Nie chcę wyglądać tak, jak Ty. — Krytyka wyglądu ugasiła entuzjazm sarkazmów Ady. Choć próbowała wyszukać w głowie idealnego tekstu, którym trafiłaby w słaby punkt rywalki i jednocześnie by nim nie przesadziła, to zbyt długa pauza zadziałała na jej niekorzyść. Anna wygrywała każdą sekundą jej zwłoki i w sumie zrobiło się niezręcznie.

     Co też Daniel sobie o niej myślał w tej chwili? Czy sprzymierzył się ze swoją ukochaną czy może był neutralny wobec obu rozmówczyń?

     Ada zerknęła nerwowo na Danona, co okazało się być błędem, bo zauważył urazę w jej oczach.

     — Dziękuję — rzekła i odeszła zrealizować zamówienie. Z każdym krokiem potęgowała w niej złość, a kiedy przekroczyła drzwi na zaplecze, mogłaby przysiąc, że Lidia koczowała za nimi, oczekując koleżanki.

     — Wredna jędza! Napluję jej w żarcie — fuknęła z furią. — Nienawidzę jej.

     Wyrwała kartkę, cud, że tylko jedną, a nie pół notesu. Ścisnęła ją w pięści i tak zmiętą cisnęła na tacę do zamówień w okienku do kuchni. Zaraz jednak tego pożałowała, kiedy napotkała zimny wzrok Magdy.
     — Przepraszam — rzekła pospiesznie i poczęła wygładzać papier. — Szkoda, że jest klientką, bo chyba bym ją wytargała za te kudły.

     — Mogłaś powiedzieć Darkowi, że ściska się z kostuchą za życia — skomentowała Marta, która akurat przechodziła obok stolika, kiedy Ada obsługiwała parę i słyszała strzępek wymiany zdań. — Ja bym jej przylała.

     Ada nie miała ochoty poprawiać Marty, bo ta trafiła w sedno. Spojrzała błagalnie na Lidię i Magdę.

     — Zróbcie to żarcie najlepiej, jak potraficie. — Złożyła błagalnie dłonie. — A jędzy dorzućcie trutki na szczury.

     Na szczęście ani Lidia, ani Magda nie skomentowała drugiej części wypowiedzi, a ta druga pochwyciła kartkę i zniknęła w głębi kuchni.

     — Idź do kolejnych państwa — poprosiła spokojnym głosem Lidia, widząc nerwowe ruchy Ady, która skinęła potulnie głową i wyszła. Czuła na sobie wzrok lalki, ale mimo to skupiła się na zadaniu. Wróciwszy z kolejnym zamówieniem, wyczuła aromat dania dla Daniela, a pachniało tak pięknie, że aż sama zrobiła się głodna i z chęcią zrzuciłaby Annę z krzesła i zajęła jej miejsce, zajadając się wraz z Danielem przepyszną szynką z sosem czosnkowym, jak równy z równym.

     Po chwili oba posiłki były już gotowe.

     — Naplułaś? — zapytała na odchodne szefową kuchni, która uśmierciłaby ją wzrokiem, gdyby mogła. Sama chętnie by to zrobiła, gdyby z przejęcia nie zaschło jej w gardle. Wzięła tackę w drżące dłonie, o mało nie wylewając napojów. Uspokoiła się i ruszyła zaspokoić głód swojego idola.

***

Zdjęcie autorstwa: Okiem mojego obiektywu- Katarzyna Budak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro