V (1/2)
— Praco, miłości moja — mruczała pod nosem Ada, by dodać sobie siły i dotrwać do fajrantu. W gruncie rzeczy nawet polubiła towarzyszy broni, restaurację i swoje zajęcie, ale nie pogardziłaby wygraną w totolotka.
Kiedy wskoczyła już w odświętny strój Matki Karmiącej, wyszła na salę, spełniać swoją powinność.
— Nie chce mi się — narzekała przy każdej możliwej okazji. — Weź się zamień, Kasia — jęknęła do koleżanki za ladą.
— Hmm. — Udała zastanowienie blondynka. — Nie — rzekła z przyjemnością, a Ada przewróciła oczami, w ogóle prawie się przewracając, kiedy udała, że nogi się pod nią uginają, a faktycznie się ugięły.
— Niech nikt już dzisiaj nie przychodzi. Nie chce się im gotować czy co? — Rzuciła ręcznik na ladę. — Zamknijmy tę budę i chodźmy do domu.
Kasia spojrzała na nią ostatkiem cierpliwości.
— Idź obsłużyć państwa i lepiej przywdziej najpiękniejszy uśmiech — powiedziała i pospiesznie wypchnęła Adę za małe dwuskrzydłowe drzwiczki, jakie można było skojarzyć z barem w filmach westernowych.
Ada zrobiła krok w stronę świeżo zajętego stolika, ale w mig stanęła jak wryta, a potem w ułamku sekundy odwróciła się do Kasi z mieszaniną wszystkich emocji na twarzy. Przytrzymała się drzwiczek i o mało nie skończyła na podłodze.
— Jasny gwint! — krzyknęła zduszonym głosem i bliska zawału złapała się za serce. — To ON! — piszczała spanikowana.
— Przypomnij sobie, czego cię uczyłam — dobiegł opanowany głos Lidii. — To tylko kolejny klient.
Ada stała jak zaczarowana. Słowa Lidii odbijały się echem w jej głowie, nie mogąc przebrnąć przez niezidentyfikowaną barierę, jakby niespodziewanie jakaś błonka wyrosła między przekazującymi sobie informacje nerwami i nie pozwalała im pracować jak należy. W końcu pokiwała żarliwie głową, choć tak naprawdę nic do niej nie dotarło, a kiedy znów została wypchnięta za ladę, stała i pragnęła zapaść się pod ziemię. Miała wrażenie, że trzymany w dłoniach notes wyślizgnie się z jej rozedrganych palców. Nagle zapomniała wszystkiego, czego nauczyła się w tym lokalu przez dwa lata swojej pracy, a miejsce to stało się tak obce, jak w dniu, w którym po raz pierwszy przekroczyła jego próg.
— To przecież Danny — szepnęła do siebie. — Na koncertach nie tchórzysz — westchnęła i wzięła kilka oddechów na odwagę. — Ładne rzeczy.
Wyprostowała się i w miarę możliwości, dumnie pomknęła ku przeznaczeniu. Poszła też za radą blondyny i uśmiechnęła się najładniej, jak tylko umiała. Przeszła przez połowę sali, kiedy Daniel ją zauważył, jego twarz w mig się rozpogodziła, a w oczach zatańczyły figlarne iskierki. Tego samego nie można było powiedzieć o Annie, gdy podążyła za wzrokiem chłopaka.
— Dobry wieczór — przywitała się Ada, bardzo oficjalnie, bo głupio jej było powiedzieć "cześć", a przecież aktualnie pracowała. — Czy wybrali już państwo danie z menu? Dziś polecamy pieczoną szynkę w sosie czosnkowym z plastrami ziemniaków — powiedziała profesjonalnie i dodała od siebie: — Naprawdę bomba. — Spojrzała na wokalistę. — Ależ pan pięknie wygląda! — wyrwało się jej i zamarła, uświadomiwszy sobie, co właśnie powiedziała. — Przepraszam.
Rumieńce wykwitły jej na policzkach i miała wrażenie, że ktoś włączył ogrzewanie, rozkręcając je maksymalnie.
Daniel uśmiechnął się, choć tak naprawdę powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
— A ty wręcz przeciwnie. — Usłyszała i zwróciła twarz w kierunku głosu, przypominając sobie tym samym o istnieniu towarzyszki Daniela, jakby spadła z nieba. — Ohydny strój. Powiedz mi — ciągnęła Anna — gdzie takie sprzedają? Ominę ten sklep szerokim łukiem. — Przeniosła zimne spojrzenie na kartę dań. — Czy ta sałatka grecka przygotowywana jest ze świeżych produktów?
— Nie. Sałata była dopiero co pryskana i może zdarzyć się jakiś ślimak. — Kelnerka zrobiła pauzę, napawając się coraz bardziej głupkowatym wyrazem wypudrowanej buźki, po czym dodała: — Oczywiście, to był żart.
— Mało gustowny — skwitowała z niesmakiem Anna.
Ada powstrzymywała się, by nie przewrócić oczami.
— To, co pani poleciła, wydaje się być interesujące — odezwał się spokojnie Daniel, a Ada znów przeniosła się do swojego świata, w którym istniał tylko On.
— Zwłaszcza sos, to niebo w gębie — zapewniła go.
— Uwielbiam sos czosnkowy — przyznał Daniel, a Ada mogłaby przysiąc, że serce fiknęło jej koziołka. — Namówiła mnie pani. Poproszę danie dnia oraz herbatę.
— Słuszny wybór — szczebiotała rozanielona. Zapisała zamówienie w notesie, po czym z drżących rąk wypadł jej długopis i z brzękiem spadł na podłogę.
Choroba! — skarciła się w myślach. Schyliła się szybko, acz próbując przy tym zachować grację. Podniosła narzędzie pracy i spojrzała niechętnie na towarzyszkę swojego idola, która bez słowa taksowała ją wzrokiem.
— Dla pani?
— Sałatka grecka i woda — rzekła od niechcenia Anna.
— Jeśli to pani kolacja, to musiałabym zjeść trzy porcje, żeby dożyć rana — dogryzła Annie z rozsadzającą ją od środka chęcią kontynuowania potyczki słownej, którą zresztą chciała wygrać.
Nagryzmoliła od niechcenia w notesie, a wyglądało to tak, jakby po prostu zrobiła szlaczki.
— Nie chcę wyglądać tak, jak Ty. — Krytyka wyglądu ugasiła entuzjazm sarkazmów Ady. Choć próbowała wyszukać w głowie idealnego tekstu, którym trafiłaby w słaby punkt rywalki i jednocześnie by nim nie przesadziła, to zbyt długa pauza zadziałała na jej niekorzyść. Anna wygrywała każdą sekundą jej zwłoki i w sumie zrobiło się niezręcznie.
Co też Daniel sobie o niej myślał w tej chwili? Czy sprzymierzył się ze swoją ukochaną czy może był neutralny wobec obu rozmówczyń?
Ada zerknęła nerwowo na Danona, co okazało się być błędem, bo zauważył urazę w jej oczach.
— Dziękuję — rzekła i odeszła zrealizować zamówienie. Z każdym krokiem potęgowała w niej złość, a kiedy przekroczyła drzwi na zaplecze, mogłaby przysiąc, że Lidia koczowała za nimi, oczekując koleżanki.
— Wredna jędza! Napluję jej w żarcie — fuknęła z furią. — Nienawidzę jej.
Wyrwała kartkę, cud, że tylko jedną, a nie pół notesu. Ścisnęła ją w pięści i tak zmiętą cisnęła na tacę do zamówień w okienku do kuchni. Zaraz jednak tego pożałowała, kiedy napotkała zimny wzrok Magdy.
— Przepraszam — rzekła pospiesznie i poczęła wygładzać papier. — Szkoda, że jest klientką, bo chyba bym ją wytargała za te kudły.
— Mogłaś powiedzieć Darkowi, że ściska się z kostuchą za życia — skomentowała Marta, która akurat przechodziła obok stolika, kiedy Ada obsługiwała parę i słyszała strzępek wymiany zdań. — Ja bym jej przylała.
Ada nie miała ochoty poprawiać Marty, bo ta trafiła w sedno. Spojrzała błagalnie na Lidię i Magdę.
— Zróbcie to żarcie najlepiej, jak potraficie. — Złożyła błagalnie dłonie. — A jędzy dorzućcie trutki na szczury.
Na szczęście ani Lidia, ani Magda nie skomentowała drugiej części wypowiedzi, a ta druga pochwyciła kartkę i zniknęła w głębi kuchni.
— Idź do kolejnych państwa — poprosiła spokojnym głosem Lidia, widząc nerwowe ruchy Ady, która skinęła potulnie głową i wyszła. Czuła na sobie wzrok lalki, ale mimo to skupiła się na zadaniu. Wróciwszy z kolejnym zamówieniem, wyczuła aromat dania dla Daniela, a pachniało tak pięknie, że aż sama zrobiła się głodna i z chęcią zrzuciłaby Annę z krzesła i zajęła jej miejsce, zajadając się wraz z Danielem przepyszną szynką z sosem czosnkowym, jak równy z równym.
Po chwili oba posiłki były już gotowe.
— Naplułaś? — zapytała na odchodne szefową kuchni, która uśmierciłaby ją wzrokiem, gdyby mogła. Sama chętnie by to zrobiła, gdyby z przejęcia nie zaschło jej w gardle. Wzięła tackę w drżące dłonie, o mało nie wylewając napojów. Uspokoiła się i ruszyła zaspokoić głód swojego idola.
***
Zdjęcie autorstwa: Okiem mojego obiektywu- Katarzyna Budak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro