9. Przeznaczenia nie oszukasz.
Byłam w transie nic nie słyszałam i nic nie widziałam, próbowałam krzyczeć, ale na darmo. Byłam w nicości, czymś czego ludzki mózg nie pojmuje. To gdzie byłam nie było pomieszczeniem, ani kolorem. To nie miało koloru. Obraz zaczął się rozmazywać i usłyszałam tykanie zegara. Pojawiły się mroczki pod oczami i chciałam nareszcie otworzyć całkowicie oczy. Zaczęłam słyszeć pojedyńcze wrzaski, moje wrzaski. Krzyczałam, zaczynało powoli brakować mi powietrza. Otworzyłam usta i chciałam krzyknąć najgłośniej jak potrafię. Nagle otworzyłam oczy i z wrzaskiem usiadłam, łapczywie łapiąc powietrze.
Byłam zalana potem, a moje ręce niesamowicie się trzęsły. Uniosłam głowę w górę, by spojrzeć gdzie się znajduję. Pierwsza ściana wyglądała zupełnie tak samo jak cały ten dom. Metalowa ze śrubami wykręconymi w nią. W dalszej obserwacji niestety ktoś mi przeszkodził.
– Witaj Olympio. – rzekł. Jego ohydna barwa głosu przyprawiała mnie o dreszcze. Powiedział moje imię jednak nie z pogardą, a z wyższością i satysfakcją. – Wyczekiwałem tu Ciebie.
Odważyłam się spojrzeć w górę, był to mężczyzna, którego znałam bardzo dobrze, był to mój ojciec - Red Skull.
– Zostaw mnie w spokoju! – krzyknęłam z bólem. – Nie możesz, raz, a dobrze zostawić mojej rodziny w spokoju?!
Ten jedynie zaśmiał się pobłażliwie.
– Czego rżysz?! – wrzasnęłam poza kontrolą. Od kiedy ja znam taki język? – Czego nie rozumiesz gnoju?!
– Kto Cię nauczył takiego języka młoda damo? Cóż, na pewno nie ja. – rzekł. Tego było już za wiele! On sobie ze mnie kpi?
– Zostaw mnie! Wypuść mnie, brata i mamę! – zaczęłam płakać, dając upust emocjom. Zostawcie mnie.
– Zostawcie mnie! – krzyknęłam gdy nagle przyszli umięśnieni mężczyźni z cholernymi strzykawkami
– Zostawcie mnie! – darłam się o pomoc, kiedy ci dwoje próbowali wstrzyknąć we mnie podejżaną substancję.
– Zostawc-..
Ciemność
Ból
Zostawcie mnie...
***
Obudziłam się, a przede mną stała moja mama, posiniaczona, obolała, bez ducha. Zapłakana przytuliłam się do jej chudej postury.
– Ma-mamo... – załkałam z bólem i tęsknotą. – Co oni chcą zrobić?
– Csii... Nic nie zrobią... – uspokoiła mnie. – Nie pozwolę na to...
Szczęście, które przepełniało mnie po chwili zniknęło.
- A... A Tobby? – zapytałam niespokojnie. – Co z nim?
– Nie wiem. – przyznała załamującym się głosem mama. Samotna łza spłynęła po jej bladym policzku, lecz szybko ją starła. – Musimy się stąd wydostać.
Obie wstałyśmy i zaczęłyśmy szukać drogi ucieczki. Albo los nam sprzyjał, albo Skull coś przygotował. Wyszliśmy drzwiami, potem zaczęłyśmy błądzić pomiędzy korytarzami, ale mama doskonale znała drogę. Nie minęła chwila, a znalazłyśmy się w pewnej uliczce, która przyciągnęła moją uwagę.
– Mamo?
– Tak?
– W tym pokoju jest...
– Tobby. – stwierdziła szybko.
Spojrzałyśmy po sobie. Kiwnęła zrezygnowana głową w gęście zrozumienia, wydawałoby się, że zna już moje przeznaczenie. Mama zaczęła uciekać, a to ja miałam ocalić brata.
Otworzyłam drzwi do bunkru z hukiem. Tobby siedział na krześle lekko pochlipując. Obok niego stał mój ojciec z chytrym uśmieszkiem. W ręce miał strzykawkę.
– Stop! – krzyknęłam i podbiegłam, zapobiegając strzykawce w ręce Reda, wbiciu się w żyły Tobbyiego. Przez to trafiły w inne żyły. W moje żyły.
Przeznaczenia nie oszukasz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro