Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Proszę, zabij mnie...

UWAGA ROZDZIAŁ ZAWIERA WULGARYZMY!!!!

Obudziłam się, otworzyłam oczy i łapczywie złapałam powietrze. Podniosłam się, w pokoju było biało, a raczej w korytarzu, a droga przyciągała mnie swoją tajemniczością. Wstałam, ruszyłam do przodu, w oddali zobaczyłam martwe ciało. Nie chciałam podchodzić, ale głos w mojej głowie mówił mi "nie odwracaj się". Przęłknęłam ślinę i podeszłam bliżej.

Tobby leżał w bezruchu na podłodze.
Upadłam z bezsilności. To nie mogło się tak skończyć. Dopiero co go odzyskałam, a znów go tracę. Nagle z jego ust zaczęła wypływać krew.

- Olympia... Błagam... Zabij mnie... - wyszeptał ledwo słyszalnie. Podał mi nóż do ręki i spojrzał mi w oczy. - Błagam cię.

Spojrzałam na niego, a moja ręka zadrżała.

- No ty chyba sobie jaja robisz. - zapytałam retorycznie. Z jednej strony paraliżował mnie strach, ale z drugiej chciałam, żeby... się uśmiechnął.

- Błagam cię Oly, cierpię katusze. - kaszlnął, a z jego ust wypływało coraz więcej krwi.

Uśmiechnęłam się smutno i spojrzałam na niego.

- Kocham cię, wiesz idioto? - Tobby uśmiechnął się szczerze i kiedy podniosłam wyżej nóż, aby wbić je w ciało usłyszałam szyderczy rechot.

- Oh, Olympio... - wszystko wokół mnie zaczęło znikać, Tobby, ściany i podłoga. Spadłam w ciemność. - Ty chyba naprawdę nie masz pojęcia na co się piszesz...

Otworzyłam szerzej oczy kiedy w mojej głowie powtórzyła się scena gdzie osłoniłam Tobbyego swoim ciałem.

- Jesteś naszym planem, niedługo będziesz posłuszna...

Spadłam, obudziłam się.

Biały korytarz, a na jego końcu martwe ciało.

- Co to za dziecinada? - zapytałam samą siebie. - Co się właśnie odjebało i dlaczego to chce sie odjebać jeszcze raz?

Niepewnie podeszłam do ciała, tym razem była to moja matka.

- Córeczko... - wyszeptała. - Proszę, zabij mnie...

Kobieta podała mi nóż, a ja chwyciłam go pewnie.

Wciąż głos mówił "nie odwracaj się".

Uroniłam łzę cierpienia i zdezorientowania.

Zamachnęłam się i... no właśnie, i?
Zarzuciłam nóż za siebie.

Ktoś pomyśli "głupota", nie mogłam uwieżyć jakie miałam szczęście, dosłownie za mną stał jakiś facet ze strzykawką, zapewne kierował ją we mnie. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że zabiłam człowieka. Pod wpływem emocji nic nie zrobiłaś tylko biłam się z myślami. Po chwili coś ukuło mnie w ramie. Czyli jednak trickshot był niepotrzebny?

Kolejne cholerne strzykawki...

Obudziłam się i usłyszałam odgłosy walki, to byli Avengers!

Gdybyście mogli zobaczyć zaciesz na mojej twarzy...

Jednak byłam związana i do moich żył wpływał jakiś płyn przez plastikową rurkę. Oderwałam przedmiot od przedramienia i próbowałam się uwolnić. Po chwili zaczęła mnie unosić niebieska poświata.

- Żartujecie sobie ze mnie?!

Jednak to nie była sprawka, ani mojego ojca, ani żadnego z jego ludzi. To byłam ja.

Co do kurwy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro