~ 8 ~
„Na Ratunek"
Tonęłam. Czułam rozrywający ból pod żebrami oraz piekły mnie płuca.
Bezsilność oraz poirytowanie moją tragiczną sytuacją nasilało się, kiedy nagle poczułam mocne szarpnięcie w okolicy łokcia.
A więc tak wygląda przejście na drugą stronę? – Pomyślałam. – W książkach opisywane to było jako bardziej łagodne i błogie uczucie.
Ku memu zdziwieniu nagle znalazłam się na powierzchni. Krztusząc się wodą wsparłam się na czyimś ramieniu pozwalając mojemu wybawcy wyciągnąć mnie na brzeg.
Opadłam na piasek łapczywie chwytając powietrze.
– Czyś Ty oszalała!? – Usłyszałam rozdrażniony męski głos. – Gdybym nie zjawił się w samą porę skończyłabyś jako pokarm dla rybek!
– Zamknij się i daj mi oddychać. – Wychrypiałam podnosząc wzrok na wściekłego Jacoba Seed'a.
Mężczyzna mlasnął poirytowany po czym chwycił mnie i postawił na nogi.
Oparłam się o niego nie mogąc ustać o własnych siłach.
– Trzymaj się mnie i bądź cicho. – Rzekł Jacob i zaczął prowadzić mnie w stronę oddalonego o kilka metrów auta.
Przyjrzałam się mu kątem oka i musiałam przyznać, że wyglądał nieźle w całkowicie przemoczonych ciuchach.
– Moi ludzie przeszukują właśnie lasy szukając Twoich zwłok, więc radzę Ci przestać pożerać mnie wzrokiem i skupić się by jak najszybciej dotrzeć do auta.
Oniemiałam a na moją twarz wpłynął wyraźny rumieniec.
Nogi mi się plątały, ciężko stawiałam kolejne kroki na co Jacob szybkim ruchem wziął mnie na ręce i westchnął ciężko:
– Ile Ty ważysz, kobieto?
– Kto by pomyślał, że takiemu mięśniakowi jak ty problem sprawi 60 kilogramów.
– 60 kilogramów wagi i 200 wybujałego ego.
Na te słowa wywróciłam jedynie oczami.
Jacob posadził mnie na miejscu pasażera po czym usiadł za kierownicą i w ciszy ruszył wzdłuż leśnej drogi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro