Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 7 ~

Ryzykowne posunięcie"


Jesteś wyjątkowo intrygującą kobietą.

Słowa Jacoba huczały mi w głowie od tamtego feralnego spotkania sprzed dwóch tygodni.

Siedziałam w kościele czekając na nowe instrukcje od Dutcha kiedy nagle w mojej słuchawce rozległ się jego głos.

– Jesteś tam, zastępco?

– Tak, masz coś nowego? – Zapytałam.

– Ludzie Faith porwali kilku naszych i teraz przetrzymują ich w strażnicy na granicy terenów Faith i Jacoba...

– Zajmę się tym. – Oznajmiłam. – Bez odbioru.

Od ponad dwudziestu minut siedziałam na drzewie i obserwowałam wspomnianą przez Dutcha strażnicę.

Zdążyłam już zorientować się jakie są jej słabe strony, które umożliwią mi wejście na teren bez zbędnego hałasu.

Zlokalizowałam również trzech z pięciu pojmanych ludzi. Teraz pozostało mi jedynie przejść do działania.

Pov. Jacob:

Siedziałem w swoim biurze z nudów obserwując Hope County przez kamery rozmieszczone po całej dolinie.
Nagle moją uwagę przykuła postać przeskakująca z krzaka za drzewo.

– Co za uparta dziewucha... – Westchnąłem widząc jak Annabeth skrada się do jednego z wartowników po czym bez problemu go obezwładnia i pozostawia bez tchu w trawie.

– Nieudacznicy...

Przyglądałem się jak kobieta dalej brnie przed siebie co rusz zostawiając za sobą ciała członków Kultu.

– Po jaką cholerę trudzę się z ich wyszkoleniem... – Warknąłem rozwścieczony wstając na nogi.

Niewiele myśląc chwycił kluczyki od jeepa i wyszedłem z pomieszczenia z zamiarem złożenia wizyty w najbliższej strażnicy.

Pov. Annabeth:

Skradałam się niczym wyszkolony ninja czując wewnętrzną dumę z samej siebie.

Banda nieudaczników, niech Jacob lepiej zacznie szkolić swoich ludzi... – Pomyślałam przedostając się na teren strażnicy.

Ukryłam się za wysokim kontenerem i rozejrzałam po terenie.

Trzech z pojmanych członków ruchu oporu przetrzymywali w głównym magazynie. Zerknęłam przez ramie po czym wślizgnęłam się do budynku.

Ku memy zdziwieniu był pusty, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Nagle zza rogu wyszedł chudy mężczyzna celując we mnie bronią, a za nim pojawiło się jeszcze czterech innych.

– Dałaś się nabrać, laleczko. Wiedzieliśmy, że się zjawisz. John już nie może się doczekać aż oczyści Cię z grzechu. – Rzekł mężczyzna z satysfakcją po czym uśmiechnął się zwycięsko.

Nie wiele myśląc szybko strzeliłam z pistoletu w stronę zbiorników paliwa.

Pomieszczenie przeszedł ogromny huk oraz powiew gorącego powietrza. Wypadłam przez drzwi krztusząc się dymem po czym podnosząc się z ziemi ruszyłam przed siebie.

Do budynku, a dokładnie do budynku, który właśnie stanął w płomieniach zaczęło zlatywać się coraz więcej osób.

Biegłam ile sił w nogach modląc się w duchu aby nie ruszyli za mną w pogoń.

Nagle gwałtownie zatrzymałam się przy stromym urwisku, na dnie, którego znajdowała się rwąca rzeka.
Odwróciłam się w stronę strażnicy a wtedy zamarłam.

W ciągu sekundy wydarzyło się kilka rzeczy naraz.

Usłyszałam głośny huk a potem dostrzegłam rakietę lecącą w moją stronę.

Aby celować wyrzutnią rakiet w kobietę!? Serio?

Rakieta eksplodowała kilka metrów przede mną, a jej uderzenie odrzuciło mnie do tyłu gdzie czekała mnie jedynie ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro