Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 4 ~

„Jacob Seed"


Po zagłębieniu się w życie doliny Hope County
postanowiłam walczyć dla ruchu oporu.
Decydując się na podjęcie owej misji nie spodziewałam się, że jest to tak popieprzone miejsce!
Rodzeństwo Seed'ów siało tu niezły zamęt.

Moim obowiązkiem było pomóc tutejszym mieszkańcom, taka była moja praca.

Po naszym najeździe na kościół zablokowano wszystkie drogi z Hope County, zerwano połączenia telefoniczne, więc chcąc nie chcąc byłam tu uwięziona.

Zapoznałam się z mieszkańcami doliny, którzy dokładali wszelkich starań bym pomogła im odzyskać ich dom.

Dotychczas szło mi całkiem nieźle.
Niszczyłam miejsca kultu, odbijałam strażnice, przejmowałam ciężarówki z niewolnikami oraz paliłam pola „błogości".

Wszystko było na dobrej drodze ku wolności do czasu aż nie zostałam schwytana...

Obóz z górach Whitetail:

Siedziałam w klatce w jednej ze strażnic.
Poirytowana swoją bezmyślnością, która doprowadziła mnie do tego miejsca, obserwowałam przepychanki i walki członków kultu.

Ku memu niezadowoleniu doszłam do wniosku, że są bardzo dobrze wyszkoleni w walce, zarówno wręcz jak i dystansowej.
Nic dziwnego, szkolił ich sam Jacob Seed.

Wielu mieszkańców ostrzegało mnie bym nie zapuszczała się w góry Whitetail.
Nastraszy Seed budził grozę wśród tubylców.

Z tego co zdążyłam się dowiedzieć jest on byłym żołnierzem, który walczył w Iraku i Afganistanie. Ponoć po wojnie nieźle mu odbiło.
Jacob Seed był tym, którego nie miałam zamiaru poznawać...

Niestety, jak już wcześniej wspomniałam – moja bezmyślność oraz ciekawość doprowadziły mnie na jego teren, w skutek czego skończyłam w zardzewiałej klatce obserwując walki bandy przepoconych kretynów.

Westchnęłam teatralnie opierając głowę o rozgrzane od słońca kraty.

Nagle walki momentalnie ustały.
Zerknęłam w tamtą stronę chcąc się dowiedzieć co ich tak wszyskich poruszyło.

Wtedy na środek ogrodu wyszedł Jacob Seed we własnej osobie.

– Mam ochotę się rozerwać, kto chętny? – Zapytał rozglądając się po tłumie.

Podwładni Jacoba spojrzeli po sobie niepewnie, kiedy nagle z szeregu wyszedł ciemnowłosy mężczyzna.

– Ah, Patrick, mam nadzieję, że będzie to wyrównana walka. – Rzekł Jacob po czym zdjął z siebie koszulkę i rzucając ją na ziemie przyjął pozycje obronną.

Walka się rozpoczęła.

W duchu kibicowałam ciemnowłosemu mężczyźnie z nadzieją, że przypadkiem uda mu się zabić, bądź przynajmniej nieco mocniej uszkodzić Jacoba. Niestety ku memu nieszczęściu rudowłosy Seed pokonał go w przeciągu niecałej minuty.

Ten mężczyzna robił wrażenie. Blizny na jego ciele zapewne były pamiątkami po wojnie. Zwinność z jaką się poruszał i siła ciosów jakie wymierzał były niezaprzeczalnie imponujące.
Ale czego można było się spodziewać po kimś z taką przeszłością?

– Kto następny? – Zapytał Jacob nie okazując najmniejszego zmęczenia.

Wtedy wpadłam na wyjątkowo głupi pomysł.

– Ja chciałabym spróbować! – Oznajmiłam dumnie wstając na nogi i podchodząc do drzwi klatki.

– Stul pysk, suko! – Warknął na mnie jeden z ludzi Jacoba.

– Spokojnie Daryl. – Rzekł Seed podchodząc do klatki i bacznie mi się przyglądając. – Zobaczmy na co ją stać.

Uśmiechnęłam się w duchu i z wysoko uniesioną głową czekałam aż mnie wypuszczą.

Ludzie Jacoba niepewnie zdjęli mi kajdanki z rąk.

– Jesteś tego pewna, mała agentko? – Zapytał Jacob prowokacyjnym tonem.

– Szefie, nie jestem pewny czy... – Zaczął młody mężczyzna stojący u boku Seed'a.

– Daj spokój, co ona może mi...

Wtedy uderzyłam.
Zebrałam w sobie tyle siły ile potrafiłam i wymierzyłam mu solidny cios pięścią w twarz.

Jacob nie spodziewając się tak nagłego ataku zrobił krok do tyłu chwytając się przy tym za swój policzek.

Wtedy nie dając mu czasu na dojście do siebie ruszyłam w jego stronę atakując i uderzając w niego w każdej strony.

Niestety Jacoba nie tak łatwo było wybić z równowagi.

Każdy mój atak sparował z idealną precyzją jakby doskonale się spodziewał, z której strony go zaatakuje. Mimo wszystko walka wciąż trwała i była wyjątkowo zaciekła.

Jacob mnie nie atakował, jedynie opierał się moim ciosom co najwyraźniej sprawiało mu niezłą frajdę, ponieważ na jego twarzy zawitał łobuzerski, pewny siebie uśmieszek.

– Skończ z nią! – Krzyknął ktoś z tłumu.

I wtedy niespodziewanie Jacob chwycił mnie za prawą rękę wyginając ją w wyjątkowo bolesny sposób tak, że znalazłam się plecami do niego.

Twarz mężczyzny znajdowała się przy moim policzku, ja zaś kipiąc ze złości zdołałam jedynie jęknąć z bólu.

– Ciekawe... – Szepnął mi do ucha po czym puścił moją dłoń i zrobił dwa kroki w tył.

Natychmiast odskoczyłam od mężczyzny rozmasowywując bolącą rękę, kiedy dwóch jego ludzi chwyciło mnie brutalnie za ramiona, zakuło w kajdany i ponownie zawlekło do klatki.

Odwróciłam się w stronę tłumu i dostrzegłam jak Jacob przygląda mi się z ciekawością po czym oznajmił:

– Na dziś wystarczy. Niedługo zmiana wart. Macie być gotowi. – Powiedziawszy to chwycił swoją koszulkę z ziemi i ruszył w stronę budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro