Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 35 ~

„Prośba"

Pov. Jacob:

Tamto zdarzenie, kiedy podstępem byłem zmuszony do konfrontacji z Annabeth na oczach tak wielu ludzi, dało mi wiele do myślenia. Przede wszystkim zrozumiałem, że zależy mi na niej znacznie bardziej niż dotychczas przypuszczałem.

Nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej. Z dnia na dzień irytowała mnie coraz bardziej. Swoją zawziętością i szaloną odwagą. Jednak w tym samym czasie zaczynała mnie intrygować.

Kiedy po długim czasie, zrozumiałem, że mi na niej zależy, byłem załamany. Wściekły na samego siebie, że nieznane mi dotąd uczucie przyszło w tak niefortunnych okolicznościach.

Nasz romans kwitł i byłem naprawdę szczęśliwy u jej boku. Na tyle, że moje myśli non stop krążyły wokół jej osoby.

Niestety wtedy nadeszło też zrozumienie. To nie mogło nam wyjść. Jesteśmy po dwóch przeciwnych stronach. Nie przekonam jej na wstąpienie do Bram Edenu, sam również nie zdradzę własnych braci. Byliśmy w kiepskiej sytuacji.

Moi ludzie jej nienawidzili, chcieli jej krzywdy i cierpienia. A ja nie mógłbym na to pozwolić.

Moje samopoczucie znacznie się pogorszyło, kiedy zrozumiałam, że nasza relacja coraz bardziej się rozwija. Musiałem temu zapobiec.

Pov. Annabeth:

Siedziałam na werandzie przed moim świeżo, odremontowanym domem i czytałam książkę, kiedy nagle usłyszałam nadjeżdżający samochód.

Samoczynnie chwyciłam leżącą obok broń i czekałam na intruza. Prócz Nicka, Sharky'ego i Dutcha nikt nie znał położenia mojego domu, toteż bardzo się zdziwiłam kiedy zauważyłam Jacoba wychodzącego z auta.

Odłożyłam pistolet i podchodząc do mężczyzny zapytałam:

– Skąd wiedziałeś o tym miejscu?

– Wiem wiele rzeczy, Ann. – Odparł mężczyzna rozglądając się dookoła. – Możemy wejść do środka?

Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę domu. Zaskoczyło mnie zachowanie Jacoba. Był cały spięty i unikał mojego wzroku.

Usiadłam na fotelu a Jacob oparł się o blat kuchni. Przetarł dłońmi zmęczoną twarz i oznajmił poważnie:

– Musisz stąd wyjechać.

Spojrzałam na niego nie wiedząc o co dokładnie mu chodzi.

– Skąd? Jest tu niebezpiecznie? Ani razu nie natknęłam się tutaj na żadnego Edeniarza...

– Nie mówię o tym domu. – Przerwał mi Jacob. – Musisz wyjechać z Hope County.

Wpatrywałam się w niego, nie rozumiejąc owej sytuacji.

– O czym Ty mówisz? Dlaczego mam stąd wyjechać? Przecież drogi są zablokowane...

– Z moją pomocą Ci się uda. Tym się nie przejmuj.

Wstałam z fotela i podeszłam do okna. Usłyszałam jak mężczyzna bierze głęboki oddech i kontynuuje:

– Joseph nie odpuści. Jesteś największym zagrożeniem dla Bram Edenu. Musisz zaprzestać walk i wyjechać...

– Nie. – Oznajmiłam zdecydowanie.

Odwróciłam się do niego i zauważyłam na jego twarzy poirytowanie.

– Jeśli to wszystko co miałeś mi do powiedzenia to możesz już wyjść. Nie opuszczę Hope County.

– Annabeth... proszę.

– Nie potrafię Ciebie rozszyfrować, Jacob. Jesteś dla mnie zagadką. Okazuje się, że po wielu latach szkoleń, przy Tobie na nic mi się zdały... A teraz wyjdź.

Mężczyzna uderzył gwałtownie pięścią w blat kuchenny, po czym szybkim krokiem ruszył w moją stronę. Zaskoczona tym wybuchem rzuciłam się w stronę wyjścia, przed którym leżała moja broń.

Jacob odciął mi drogę ucieczki, a ja poczułam ogarniający mnie strach.

– Jeśli chcesz się mnie pozbyć to musisz mnie zabić. – Oznajmiłam prowokacyjnie z wysoko uniesioną głową.

– Oszalałaś!? – Krzyknął mężczyzna z wyraźnym oburzeniem. – Naprawdę myślisz, że mógłbym Ciebie zabić!?

Nie odpowiedziałam, lecz Jacob wyczuł moje wahanie.

– Jesteś niemożliwa, Ann...

– Niby dlaczego miałabym Ci ufać? To, że ze sobą sypiamy nie oznacza, że...

Umilkłam widząc jego wyraz twarzy. Te słowa ewidentnie go rozwścieczyły.

Zbliżył się do mnie, a kiedy dzielił nas niecały metr rzekł poważnym głosem:

– Może dlatego, że wiele razy uratowałem Twoją niewdzięczną dupę? Że poświęcałem swoje stanowisko by wyrwać Cię z tarapatów... Gdyby nie ja, już dawno byłabyś martwa albo stała się jednym z aniołów...

– To nie powody by Ci w pełni zaufać. – Powiedziałam wyzywająco.

– Oczywiście, że nie... – Jacob ewidentnie się zawahał.

Zacisnął usta i zmarszczył brwi, jakby nagle dotarło do niego coś ważnego. Kiedy w końcu mi odpowiedział, kompletnie mnie wmurowało:

– To, że Cię kocham nim jest.

Nastała cisza, która według mnie trwał conajmniej kilka godzin. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w twarz Jacoba, od której aż biła złość i smutek.

– Oni chcą Twojej śmierci, Ann.

Po tych słowach wyszedł z domu.


Wkrótce skończę tą książkę! 😃
Pozostało jeszcze 9 rozdziałów, po czym biorę się za sequel na podstawie „FC New Dawn".
Mam nadzieję, że dotychczas wam się podoba i będziecie ze mną do końca ☺️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro