Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 31 ~

„Poświęcenie słabych"

– Tylko Ty... Tylko Ty mogłaś tego dokonać, Ann. Tylko Ty, mogłaś zdobyć jego zaufanie. Od początku byłaś tylko Ty. Zdałaś swój test. Dokonałaś ofiary, bym w końcu mógł wyzwolić Cię spod hipnozy... Przepraszam.

Owe słowa dźwięczały mi w głowie. Wokół mnie panowała kompletna ciemność. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani co się wydarzyło. Męczyły mnie tylko straszne wyrzuty sumienia, których powodu jeszcze nie znałam.

– Nie... Nie!

Momentalnie zaczynałam odzyskiwać świadomość. Przetarłam zmęczone oczy, kiedy ktoś gwałtownie chwycił mnie za ramiona i potrząsając mną krzyknął:

– Coś Ty, kurwa, zrobiła!?

W tamtym momencie całkowicie oprzytomniałam. Przede mną stał Wheaty, celując z pistoletu prosto w moją głowę.

– Co... – Byłam totalnie zdezorientowana. Usłyszałam cichy krzyk obok i zerknęłam w tamtą stronę. To co ujrzałam kompletnie zwaliło mnie z nóg.

U mych stóp leżał martwi Eli.

Z mojego gardła wyrwał się głośny krzyk rozpaczy. Chciałam do niego podbiec, lecz Wheaty mi to uniemożliwił:

– Zabiłaś go! On Ci ufał... Wszyscy Ci ufaliśmy! – Gwałtownie potrząsał moim ramieniem, nie opuszczając pistoletu.

Wtedy podbiegła do nas Tammy. Odciągnęła ode mnie Wheaty'ego i chwytając go za ramiona rzekła roztrzęsionym głosem:

– Uspokój się! To nie ona. To był Jacob. Zmanipulował ją, a my daliśmy się znowu na to nabrać.

Wheaty opuścił broń i zakrywając twarz dłońmi, zapłakał żałośnie.

Ze łzami w oczach zbliżyłam się do Eli'ego i chwytając jego jeszcze ciepłą dłoń, szepnęłam:

– Tak mi przykro... Ja nie...

Nie było mi dane dokończyć. Tammy chwyciła moje ramie i szarpnięciem przyciągnęła do siebie po czym wycedziła przez zęby:

– Znajdź tego skurwiela. Znajdź Jacoba i go zabij. Bo kiedy znów Cię zobaczę... Bóg mi świadkiem, że zabiję Cię osobiście.

Po tych słowach pchnęła mnie w stronę drzwi, nie dając mi szansy na pożegnanie się z Elim.

Wybiegłam z bunkra czując ogarniającą mnie wściekłość i bezsilność. Byłam mordercą niewinnych. Wbrew sobie.

Uklękłam na leśnej ścieżce i gorzko zapłakałam.

– Eli... – Szepnęłam pod nosem, a łzy spływały po mojej twarzy. – Przepraszam.

Nie wiem ile czasu spędziłam na tej ścieżce, lecz kiedy zapadł zmrok, wiedziałam już co zrobić. Czas skonfrontować się z Jacobem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro