Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 27 ~

„Brama"

Bywały momenty, kiedy myślałam, że odbicie Camerona oraz Pratta jest niemożliwe. I wtedy nastąpił przełom w ten sprawie.

Przebywałam akurat na południu regionu Faith, patrolując tamtejsze lasy, kiedy nagle poczułam słodki zapach. Momentalnie straciłam ostrość wzroku, toteż wiedząc co się szykuję, ruszyłam biegiem przed siebie, byleby tylko uciec jak najdalej. Ku memu nieszczęściu nie udało mi się. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Zakręciło mi się w głowie, a ostatnim co zapamiętałam przed zatraceniem się w narkotyku, był śmiech Faith.

Otworzyłam oczy i ponownie znalazłam się na pięknej polanie pełnej błogości. Przede mną stała Faith z wyraźnie naburmuszoną miną.

– Nie rozumiesz, co próbujemy stworzyć? – Zapytała marszcząc smutno brwi. – Czy Cię to nie obchodzi? Obserwuję jak miotasz się to tu, to tam... stosując przemoc wobec tych, którzy nie chcą Twojej krzywdy.

Dziewczyna westchnęła głęboko, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Omamiasz ludzi, Faith. Mieszasz im w głowach. – Rzekłam z frustracją. – Tak nie można.

– Im jest tutaj dobrze. – Oznajmiła pewnie Faith. – Chcą tu być.

Po tych słowach chwyciła moją dłoń i pociągnęła za sobą nie przestając mówić:

– Wiem, że masz wątpliwości... Ale ta historia prowadzi do jednego finału. Już nic, co zrobisz tego nie zmieni. Twoimi przyjaciółmi kieruje strach. Nie rozumieją...

Wokół niej latały piękne, niebieskie motyle. Dziewczyna spojrzała za mnie i dodała szeptem:

– Ale on rozumie. On Ci wszystko pokaże.

Odwróciłam się i ujrzałam Camerona Burke'a, siedzącego w małej łódce.

– Hej, zastępco. – Przywitał się. – Chodź, dołącz do mnie. Nic Ci tutaj nie grozi.

Niepewnie zerknęłam na Faith po czym podałam dłoń Burke'owi i wsiadłam do łódki.
Mężczyzna uśmiechnął się radośnie i zaczął wiosłować. Coraz bardziej oddalaliśmy się od brzegu.

– Wiem, że chcesz mnie stąd zabrać. – Rzekł spokojnie Cameron. – Wydaje Ci się, że postępujesz słusznie. Myślisz, że trzeba mnie uratować, ale ja nie chcę wracać.

– Burke... – Zaczęłam lecz mężczyzna przerwał mi, przykładając palec do ust.

– Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, jak wygląda Twoje życie? Co właściwie w nim zrobiłaś? Wszyscy dookoła mówią nam, że możemy osiągnąć wszystko. Ale to nieprawda.

Spojrzałam na brzeg, gdzie wcześniej stała Faith, lecz jej już tam nie było. Ponownie spojrzałam na mojego współpracownika, który przypatrywał się motylom latającymi nad naszymi głowami.

– Żyjemy z dnia na dzień, zastępco. Robimy to, co karzą nam inni. Wszyscy myślimy, że mamy wolną wolę, ale kiedy ostatnio zrobiłaś coś, co nie było wymagane? Czego od Ciebie nie żądano?

Niechętnie przyznałam mu w myślach rację. Zarówno w Hope County, jak i na Rook Island byłam narzędziem w rękach innych ludzi. Mordowałam za innych. Walczyłam oraz cierpiałam za nich.

– Nasza wolność to kłamstwo. Iluzja... – Szepnął Burke po czym dodał już znacznie poważniejszym tonem: – Mam już tego dość. Nie będę już chłopcem na posyłki. Tutaj dostałem szansę, na poczucie czegoś, na co straciłem już nadzieję... Na bycie szczęśliwym.

Byłam tam zaabsorbowana jego słowami, że nie zauważyłam, kiedy dobiliśmy do brzegu.

Wraz z Cameronem opuściliśmy łódkę.

– Wiesz zastępco, co tak naprawdę się liczy w życiu?

Zaprzeczyłam ruchem głowy na co Cameron się uśmiechnął i odparł:

– Własne szczęście... Odkąd dołączyłaś do naszej agencji rządowej, na pierwszy rzut oka było widać, że miałaś za sobą ciężką przeszłość. Popadłaś w pracoholizm. Chciałaś o czymś zapomnieć. Twój mąż, narkoman najwyraźniej również nie ułatwiał Ci życia, ponieważ zgodziłaś się tutaj przyjechać. I oto jesteś. Nareszcie możesz odciąć się od bolesnych wspomnień i zacząć wszystko od nowa.

Po tych słowach zaczynałam się powoli otrząsać z działania narkotyku. Burke ponownie się uśmiechnął i ruszył przed siebie.

W tym momencie usłyszałam głos szeryfa dobiegający z mojej krótkofalówki:

– Nie ufaj błogości. Musisz ocalić Burke'a. Nie pozwól mu odejść, zastępco.

Potrząsnęłam gwałtownie głową i podążyłam za Cameronem. Wyszliśmy z lasu na niewielką polanę, na której stała wielka, biała brama. To właśnie w jej kierunku podążał Burke.

Zrozumiałam, że jeśli pozwolę mu na jej przekroczenie, to już nie będzie szans na wydostanie go z rąk Faith.

Wciąż lekko otumaniona narkotykami ruszyłam za mężczyzną. Usłyszałam gdzieś krzyk Faith, która błagała mnie bym zostawiła Burke'a w spokoju i pozwoliła mu przekroczyć bramę.

Jednakże, kiedy tylko znalazłam się przy mężczyźnie, bez zastanowienia powaliłam go na ziemię, w skutek czego stracił on przytomność.

Drążącą ręką sięgnęłam po krótkofalówkę i wezwałam szeryfa, podając swoje współrzędne.

Tęsknym wzrokiem spojrzałam na bramę, która w mgnieniu oka się rozpłynęła. Działanie błogości ustawało.


Wraz z szeryfem zawieźliśmy Burke'a do aresztu, gdzie podano go specjalnej opiece. Mężczyzna bardzo długo był pod działaniem narkotyku, toteż trzeba było go uważnie pilnować.

Następnego dnia przyszedł do mnie i podziękował za pomoc, jednakże coś się zmieniło w jego spojrzeniu. Gdybym tylko wtedy wiedziała, pozwoliłabym mu przekroczyć tą cholerną bramę.



Halo, halo? Jest tu ktoś? 😃
Zachęcam do komentowania i dzielenia się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Chętnie wdam się w jakąś dyskusję. Jeśli macie jakieś pytania bądź sugestie dotyczące dalszej fabuły, to śmiało piszcie! 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro