Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 19 ~

„Wilcza Jama"

Czułam odrętwienie w całym ciele. Czułam twardą posadzkę pod sobą oraz lekki ból głowy.

Usłyszałam jakieś głosy. Moje ciało odmawiało jakiejkolwiek współpracy, toteż wyczekiwałam na dalszy rozwój sytuacji.

– Co za bałagan. – Nie rozpoznałam tego głosu. Należał on do mężczyzny. – Wheaty, sprawdź te krzesła.

Wyraźnie dało się usłyszeć drugą osobę wchodzącą do pomieszczenia.

– Jezu, co za smród... – Rzekł głos należący do jakiegoś młodego chłopaka, najprawdopodobniej był to właśnie wcześniej wspomniany Wheaty.

– Otwórz okno.

– T-t-tak jest.

Chwilę później poczułam przyjemny powiew świeżego powietrza.

– Niech ktoś wyłączy tę muzykę. – Nakazał mężczyzna.

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że w pomieszczeniu, w którym się znajduje gra muzyka.

Ktoś poruszył się obok mnie tracąc mnie w nogę.

– Chryste, to Sully. Kiedy wpadł w ich łapy? – Rzekł Wheaty ponuro. – Wszyscy są martwi.

– Sprawdź ich mimo wszystko.

– Czemu zawsze ja robię przy trupach... – Mruknął niezadowolony chłopak.

Poczułam, że ktoś mną rusza, toteż niepewnie się poruszyłam otwierając przy tym oczy.

– O, Chryste!

Obok siebie dostrzegłam przerażoną twarz młodego chłopaka.

– Co jest?

Tuż obok niego pojawił się nagle mężczyzna z długą, ciemną brodą.

– Mamy żywego! – Krzyknął do kogoś z tyłu. – Walker, biegnij po wóz!

Mężczyzna uklęknął obok mnie i rzekł do Wheaty'ego:

– Pomóż mi młody ją podnieść.

– Eli, czy to...? – Zaczął niepewnie chłopak.

– Tak. – Odparł mężczyzna imieniem Eli i zaczął rozwiązywać liny krępujące moje nadgarstki.

– Co tu kurwa robi zastępca?

Wheaty nie krył zaskoczenia tym spotkaniem.

–  Najwyraźniej Jacob polubił ją tak samo jak my. Dlatego jeszcze żyje. Wszystko będzie dobrze, bohaterko. Jesteś z nami bezpieczna.

Eli pomógł mi wstać na nogi po czym wraz z Wheaty'm zaczęli prowadzić mnie w stronę wyjścia. Po drodze dostrzegłam kilka ciał leżących u naszych stóp.

– Zabieramy ją do Wilczej Jamy? – Zapytał chłopak.

– A dokąd by indziej?

– Tammy to się nie spodoba.

– Nie martw się o Tammy. Teraz musimy bezpiecznie ją przetransportować.

Chciałam coś powiedzieć. Podziękować im za pomoc, lecz zamiast tego ponownie straciłam przytomność.

Obudziłam się w pomieszczeniu, które przypominało bunkier Dutcha.

Obok mnie siedział młody chłopak którego widziałam wcześniej – Wheaty.

– Spokojnie, już w porządku. Musisz to wypić.

Wheaty podał mi butelkę wody, którą chwyciłam drżącymi rękoma.

– Dziękuje. – Szepnęłam starając się uśmiechnąć.

Nagle do pomieszczenia wpadła kobieta, która ewidentnie nie miała dobrego humoru.

– Czy Tobie kurwa całkiem odwaliło? – Zapytała z wyrzutem.

Zerknęłam w bok i dostrzegłam Eliego, do którego były skierowane owe słowa.

– To głupie i niebezpieczne! Powinniście o tym wiedzieć.

– A co miałem zrobić? – Zapytał niewzruszony Eli.

– Pozwolić jej umrzeć. – Warknęła kobieta.

Sympatyczna... – Pomyślałam z przekąsem.

– Tammy... – Eli westchnął leniwie chcąc coś rzec lecz ponownie mu przerwano.

– Była tam Bóg jeden wie jak długo! Widziałam, co to robi z ludźmi. Ty nie. Nie można jej ufać!

Dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać co się wydarzyło.

– Nie ma o czym dyskutować, Tammy. Potrzebujemy jej. Rozumiesz?

Kobieta spojrzała na mnie z wyraźną niechęcią po czym opuściła pomieszczenie. W jej ślady poszedł Wheaty zostawiając mnie samą w towarzystwie Eliego.

Mężczyzna usiadł przy łóżku i rzekł:

– Mówiłem poważnie, zastępco. Potrzebujemy Cię. Dutch wiele nam o Tobie opowiadał... Ale najpierw odpocznij.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro