Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ester

Ester miała nogi do nieba, dwieście norweskich koron upchanych w kieszeni obcisłych jeansów i ambicję, której nie potrafiła odpowiednio ulokować. Gdy pierwszy raz zatonąłem w jej okrągłych, sarnich oczach, których kolor przypominał wzburzone morze słonecznego dnia, miałem butelkę szampana w ręku i medal na szyi.

Ester była roześmiana, pogoda i szczęśliwa, była promykiem słońca niepewnie przebijającym się przez czarne chmury wiszące nad moją głową.

Ester była. Po prostu była.

Wpierw przyrzekłbym, że w jej oczach ujrzałem zimne fale i tysiące gwiazd odbijających się w błyszczącej powłoce, być może dlatego upuściłam diabelnie drogiego szampana na panele, gdy ona zaśmiała się symfonicznie. Gdzieś w zatraceniu się w jej optymizmie i planach na przyszłość, nieprzewidujących niepowodzeń i upadków, pojąłem jak krucha była, jak wiele w ujrzanej w niej idealności było nieidealne, jak wiele optymizmu myliłem ze zwykłym zaślepieniem, bo jej drogi nie były uformowane ciężką pracą i słonymi łzami, a nazwiskiem rodziców i ładną twarzą.

Norweżka mogła mieć wiele; drogi zegarek zawieszony na oliwkowej skórze, usta słodkie jak landrynki wykradane w dzieciństwie z najwyższych szuflad, głos zesłany przez same niebiosa.

Jednak Ester nie miała czegoś co mogłoby zatrzymać mnie przy niej dłużej; pokładów spokoju i zrozumienia, rudych włosów opadających falami na plecy, pasji i uśmiechu łagodzącego wszystkie niepowodzenia.

Ester nie była Hanne, dlatego gdy trzyma moje ramię, wzburzonym głosem pytając; dlaczego? Prosząc bym został i ofiarował jej siebie, rozumiem, że Norwegia nigdy nie była mi bliska, podobnie jak i ona.

Thank u, next — szepczę, całując jej policzek na pożegnanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro