Odcienie czerni.
Niebo dookoła było piękne. Wyglądało, jakby malarz wylał na nie siedem odcieni czarnej farby. O ile istnieją... Na pewno. Wszystko może być inne, niż się wydaje.
Światła latarni oświetlały mętny staw, w którego głębi kryły się zapewne niezliczone gatunki ryb. Pływały sobie tak beztrosko, że nawet nie było mi żal, że zaraz do nich dołączę. Nic tak nie zniszczy spokoju, jak jakieś wielkie truchło w domu.
Weszłam na pomost. Teraz jedynym, co dzieliło mnie od spokoju była barierka. Niby niska, łatwa do przeskoczenia. Dla mnie jednak stanowiła barierę nie do pokonania. Dotknęłam jej dłońmi. Najpierw lewą, a następnie również prawą. Oparłam się na nich i spuściłam głowę tak, że niebieskie włosy zasłaniały mi cały widok. Zaczęłam wątpić w mój plan.. "nie! zamknij się!" nakazałam sobie. "przypomnij sobie, dlaczego tu jesteś". Nigdy bym nie zapomniała.
Nie zapomina się poniżenia, nie zapomina się śmierci rodziców.
Nie tak, jak zapomina się o mieszkańcach domów dziecka.
Nie zapomina się porzucenia. Najpierw przez przyjaciół, później przez bliskich. Tego uczucia, że tam nie pasujesz. Że jesteś obcy...
Podeszłam bliżej
Nigdy nie zapomnę tego uczucia, gdy szłam przez szkołę nikomu niepotrzebna. Odrzucona. Jak cień, który nikogo nie obchodzi.
Ale oczywiście niektórzy zwracali na mnie uwagę. Nawet wyrażali chęć, bo odwrócić głowę i nazwać mnie gównem lub idiotką. Tylko oni poświęcali mi jakąkolwiek uwagę.
Potem po powrocie do ośrodka nachodziły mnie marzenia. O słodkiej nicości. O końcu wszystkiego i nieświadomości. Ale te myśli zawsze kończyły się obrazami żyletek. Robiło się źle. Nie mogłam.... nie mogłam znieść wizji krwi. Nie potrafiłam być przygotowana na ból. Płakałam nocami i krzyczałam w poduszkę. Chciałam odejść, ale bałam się samego procesu. Za to znienawidziłam również siebie. Nie umiałam nawet wziąć tego idiotycznego ostrza i przejechać nim po ręce.
Nie nadawałam się do niczego. Ciągle .się nie nadaję.
Jestem tylko nic nie wartym śmieciem. Czemu jeszcze nic z tym nie zrobiłam?? Już dawno powinnam była tu stanąć. Nad tą cudowną głęboką nicością.
Zrobiłam jeszcze kilka kroków wzdłuż barierki i dotarłam do miejsca, w którym woda była najczarniejsza. Spojrzałam na nią. Najpierw nie dostrzegłam nim poza zamazaną czernią. Nawet nie wiedziałam, że zaczęłam płakać... Starłam łzy rękawem swetra. Materiał był zimny w dotyku. Przeszedł mnie dreszcz. Poczułam ogromne uderzenie chłodu. Potarłam skronie.
Do świadomości przywrócił mnie kolejny kolor. Najciemniejszy odcień, jaki kiedykolwiek widziałam. Coś poruszyło się w szuwarach. Po sekundzie widać było dokładny zarys ryby. Najpierw pływała w kółko tworząc szlaczki na wodzie. Machała ogonem jakby zapraszała mnie do siebie. Brzmiało kusząco. Pogrążyć się w wodzie na zawsze. Z dala od wszystkiego, co złe. Z dala od prześladowców i zmartwień.
Postawiłam stopę na barierce. O jeden krok bliżej.
Druga stopa. Dwa kroki.
Podciągnęłam się opierając o łokcie. Trzy kroki.
Przełożyłam przez nią nogę. Cztery kroki.
Prześliznęłam się na drugą stronę i złapałam się barierki najmocniej, jak mogłam. Pięć kroków.
Zwolniłam uścisk. Szósty krok. Już ta blisko....
Wyciągnęłam stopę z otworu w barierce i zanurzyłam ją w jeziorze. Siódmy krok.
Poczułam jak najjaśniejszy z odcieni zalewa mój but. Powoli dostał się do mojej skóry i oblał ją uczuciem kojącego chłodu. Byłam już tak blisko...
Moja ręka zsunęła się z barierki. poczułam przeszywający strach, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi.
Ale.... to nie było takie złe. Wykorzystałam resztki odwagi i puściłam drugą rękę.
Uczucie spadania przepełniło całe moje ciało. Przez chwilę wnętrzności zdawały się przestawiać w moim żołądku, a następnie czerń otuliła całą mnie.
Automatycznie wstrzymałam oddech. Oczy zaczęły mnie piec od wody, a ubranie namokło od stóp do głów.
Kręciło mi się w głowie, gdy powoli opadałam w dół.
Złapałam się na tym, że wstrzymywała powietrze. Zaszłam już tak daleko....
Wypuściłam powietrze z ust. Patrzyłam na miniaturowe pęcherzyki powietrza mknące ku powierzchni. To były moje problemy. Uciekały ode mnie, żeby znaleść kolejną niewinną osobę. Pewnie w moim wieku, żeby sprowadzić ją (i jej następców) tu, do mnie.
Poczułam na ręce muśnięcie rybich łusek. To moja przyjaciółka, która mnie tu sprowadziła. Pokazała wolność.
Ciężar wody zaczął przygniatać mnie ze wszystkich stron wyciskając z moich płuc resztki problemów. Wypełniła je czarna jak słoma woda.
Po chwili poczułam, jakbym zasypiała. Jakby moje powieki zamykały się, by jak najszybciej uciec do innego świata.
Zapadłam się w ciemność, która pożerała mnie od środka i z zewnątrz.
Zapadałam się pozwalają się pochłonąć i podziwiają ostatnie, wszystkie odcienie czerni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro