Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Poszukiwania

,,A ty mi daj skrzydła, abym mógł pokonać
doliny swych lęków.
Daj mi tą dziecinną naiwność,
Że strach mój to złudzenie."

Hermiona stała jeszcze przez chwilę osłupiała w drzwiach, wpatrując się w odchodzących chłopaków. Dopiero gdy zniknęli w mgle i ścianie deszczu, rzucając ostatnie rozgoryczone spojrzenie w ich stronę, powoli weszła do środka. Była oszołomiona zaistniałą sytuacją. Oparła się o drzwi chcąc zebrać myśli, jednak było ich zbyt wiele. Kim byli ci dwaj dla Hermiony? Czy to możliwe, by ten rudzielec był w niej zakochany mimo, że minęło sporo czasu odkąd dziewczyna straciła kontakt z ludźmi z jej przeszłości? I skąd wiedzą, że jest teraz u ciotki? To wszystko było jak porozrzucane elementy układanki, która prawdopodobnie uniemożliwi Hermionie nowe życie i oderwanie się od tego, co już za nią. Zdezorientowana rozejrzała się po pokoju, jakby szukając jakiejś wskazówki, lecz z miernym skutkiem. Przetarła twarz dłońmi, podeszła do kanapy i usiadła wyprostowana na samym jej brzegu, nerwowo obracając się w stronę drzwi. Może jeszcze wrócą? Teraz dziewczyna na pewno inaczej przeprowadziłaby tę rozmowę. Za wszelką cenę wyciągnęłaby od nich, kim są.
Postanowiła nie wpadać w paranoję i starała się wykonywać wszystkie czynności tak, jakby nic się nie stało, jednak wyraz jej twarz wciąż zdradzał, gdzie błądzą jej myśli. Wzięła prysznic i położyła do łóżka z nadzieją na rychły sen, który przerwie jej rozmyślania, jednak na daremno. Przy zgaszonych światłach i w kompletnej ciszy, gnębiące ją pytania stawały się jakby wyraźniejsze i jeszcze bardziej zawiłe, co poskutkowało niemal nieprzespaną nocą.
Gdy tylko Hermionie udało się zasnąć nad ranem, zadzwonił telefon. Za pierwszym razem nie był w stanie obudzić odsypiającej trudną noc dziewczyny, dopiero po którymś z kolei dzwonku półprzytomna wymacała pod ręką słuchawkę.
- Haalo.- jęknęła w poduszkę.
- Cześć kochanie. Jak się spało? U nas w mieszkaniu okropny ziąb. To chyba przez tą pogodę, kolejny dzień tak ulewny i wietrzny to trochę przesada.- rozległ się szczebiotliwy głos ciotki. Hermiona wyłapywała co trzecie słowo, jej oczy stale same się zamykały. To takie absurdalne, że myśli o właściwie niewiadomo kim zaprzątały jej głowę niemal całą noc. Chwila... Dziewczyna podniosła się już nieco przytomniej, wciskając poduszkę pod szyję, by móc się na niej oprzeć. Poprawiła włosy, przetarła oczy i poczekając cierpliwe, aż ciocia skończy swój monolog, odparła:
- Tak ciociu, masz rację. Pogoda w Irlandii nas nie rozpieszcza, mam nadzieję, że w Anglii bardziej uda ci się aura. Wiesz...- przejechała nerwowo ręką po włosach. Zastanowiła się chwilę, co poskutkowało ciszą w słuchawce. Ciotka najwyraźniej czekała na to, co Hermiona ma do powiedzenia. Ona sama jednak nie wiedziała do końca, czy na pewno chce zapytać o tajemniczego rudzielca. Czy prawda może okazać się niewygodna?
- Ostatnio nie mogłam znaleźć tego przepisu na zapiekankę ziemniaczaną. Gdzie go włożyłaś?-wypaliła dziewczyna, niemal natychmiast karcąc się w myślach. Przewróciła oczami i kilka razy bezgłośnie uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
Gdy ciocia skończyła kolejny monolog i w końcu się rozłączyły, Hermiona poczuła straszną złość do siebie samej. Męczyła się całą noc, a gdy miała już możliwość dowiedzenia się czegokolwiek, to stchórzyła. W przypływie desperacji wykręciła kolejny raz numer cioci, jednak gdy usłyszała jej głos ponownie odwaga z niej uleciała. Szybko jednak wzięła się w garść i łamiącym głosem zapytała:
- Ciociu, wybacz, że znowu zawracam ci głowę, ale czy wiesz może kim jest Ron... Ron Weasley?- bezgłośnie wypuściła powietrze z ust.
W słuchawce zapadła pełna napięcia cisza. W końcu ciotka odparła, tym swoim poważnym tonem:
- A skąd to pytanie?
Powiedzieć jej, czy nie? Cóż, skoro powiedziała ,,a", trzeba powiedzieć ,,b".
- Bo wiesz... Wczoraj... Był u mnie, z jakimś chłopakiem.
- Co takiego?!- wrzasnęła ciotka do słuchawki tak, że Hermiona musiała odsunąć ją od ucha.- Czego chciał?!
- W... Wydaje mi się, że po prostu pomylił adresy. Ale kim on jest?- reakcja ciotki utwierdziła dziewczynę w przekonaniu, że jej obawy były słuszne.
Na chwilę znowu zapadła cisza.
- To osiedlowi chuligani. Nie otwieraj im i staraj się ich unikać.
Hermionę zaczęła ogarniać frustracja, że o kogo nie zapyta, zawsze słyszy, że powinna go unikać. Dobrze wiedziała, że ciotka kłamie i coś ukrywa, jednak postanowiła polegać wyłącznie sama na sobie. Zmusiła się do sztucznego uśmiechu i odparła zbyt słodko:
- Dobrze, oczywiście ciociu. A teraz wybacz, ale robię twoją zapiekankę.
Po czym cisnęła słuchawką. Osiedlowy chuligan, tak? Więc dlaczego twierdził, że ją kochał? A może to właśnie dlatego ciotka chciała, żeby dziewczyna go unikała? Hermiona nie czekając na samoistne rozwiązanie sprawy, wzięła ją w swoje ręce.
Mimo wczesnej pory, znów przeciskała się przez te tłumy młodzieży w markecie, który miała już okazję odwiedzić. Odnalazła ruchome schody i z duszą na ramieniu stanęła na piętrze, gdzie znajdował się sklepik z antykami. Wzięła kilka głębokich oddechów. Stresowała się zdecydowanie dużo bardziej, niż przed feralną rozmową kwalifikacyjną. W końcu ruszyła do wejścia.
Sklep oczywiście okazał się pusty. Dziewczyna tym razem nauczona doświadczeniem, od razu niemal krzyknęła:
- Dzień dobry!
Jednak nikt nie zareagował, nadal nie było śladu starca. Poczekała jeszcze chwilę, po czym znów prawie wrzasnęła:
- Dzień....
- Witam waćpannę. Czego tu szuka?- podskoczyła, po raz kolejny zaskoczona nagłym pojawieniem się właściciela sklepu. Gdy odwróciła się w jego stronę, z twarzy zszedł mu uśmiech, a oczy niemal zapłonęły.
- Hermiona Granger... wyszeptał. Stale się w nią wpatrując, obszedł ją dookoła i zapytał niemal wprost do jej ucha przyciszonym głosem:
- Jak mogę ci pomóc?
Dziewczyna starała się opanować przerażenie, lecz łamiący głos zdradzał jej emocje.
- Chciałam zapytać... To znaczy... Czy wie pan, kim jest Ron Weasley?- postanowiła nie ,,owijać w bawełnę", miała już dość niedomówień.
Starzec spojrzał na nią badawczo, chwilę się zastanowił. Przespacerował się po sklepie, po czym czyszcząc rąbkiem swojej koszuli jakąś lampkę odparł:
- Weasley i Potter byli tu u mnie. Zatrzymali się na chwilę, ponoć w jakiejś ważnej sprawie. A teraz? Podejrzewam, że wyfrunęli do Hogwartu.
- Do Hogwartu?- powtórzyła zdezorientowana dziewczyna.
Starzec ostrożnie odstawił lampkę, po czym sięgnął po zegar z kukułką i przyłożył go do ucha.
- Ponoć odprawiłaś ich z kwitkiem. Czego mieliby więc tu szukać?
- Ale...
- Dzień dobry, panie Olivander.- do sklepiku wszedł jakiś mężczyzna.- Czy ma pan dla mnie mój lampion?
- Oczywiście, szanowny panie. Zapraszam.- zwrócił się do Hermiony- Przykro mi dziecino, ale nie mam dla ciebie więcej czasu.
Dziewczyna zrezygnowana wycofała się ze sklepu. Czy to oznacza, że już nie spotka tajemniczego chłopaka? I gdzie jest do diabła Hogwart?
Po powrocie do mieszkania próbowała odnaleźć tę frazę w wyszukiwarce internetowej, jednak na próżno. Gdy wynik już chociaż w małym stopniu odpowiadał szukanej informacji, okazywał się jakąś usuniętą stroną. W dziewczynie narastała złość i frustracja w związku z jej bezradnością. Nienawidziła zakładania rąk i pozostawiania czegoś bez rozwiązania. Wpatrywała się jeszcze przez chwilę w bezużyteczne wyniki wyszukiwania, po czym ze zdenerwowaniem trzasnęła klapą od laptopa, chwyciła kurtkę i ruszyła do domu Gerarda i ciotki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro