Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Betowała: @wredna_osoba   (Dziękujcie jej za poświęcenie)

Miłego czytania 

***

W małym domku przy lesie panowało dość duże poruszenie. Właścicielka przybytku – wysoka, rudowłosa piękność, Alex Mirror – szybko pakowała swoje rzeczy, dość niechlujnie wrzucając je do torby. Podśpiewywała radośnie pod nosem, lekko bujając się w rytm piosenki. Sprawdziła czy ma wszystkie pozwolenia potrzebne na przewożenie broni samolotem i szybko wrzuciła je do bagażu podręcznego. Wreszcie zorganizowano walne zebranie! Mogła spotkać się z dawnymi przyjaciółmi, dowiedzieć się co nie co o sytuacji na świecie i (najważniejsze) może dostać misje! Na żadnej nie była, od kiedy jej partner został pożarty pól roku temu przez wściekłego smoka. Na chwile umilkła i przestała się pakować. Biedny Terry, osierocił dwójkę dzieci i zostawił żonę. Pamiętała jak pocieszała ją na pogrzebie. Może na początku była mocno przygnębiona, ale teraz łzy nie wstępowały jej do oczu za każdym razem, gdy o nim myślała. Zawsze dość szybko przechodziła nad śmiercią do porządku dziennego. Dla niektórych za szybko.

Będąc pewna swojej gotowości wsiadła do odrapanego auta i ruszyła w stronę lotniska. Gdyby chciała mogłaby mieć nowiutki, błyszczący samochód prosto z salonu, ale najzwyczajniej w świecie szkoda było jej pieniędzy na zbędne luksusy. Wolała proste życie w chatce przy cichym lesie niż wielkie apartamenty w środku głośnego i zatłoczonego miasta. Jechała spokojnie, bez żadnych dziwnych zdarzeń, a gdy dotarła do celu zaparkowała jak najdalej od drzew mamrocząc o obsranych latających szczurach, które polują na jej ukochane dzieciątko.

Lot miała za 2,5 godziny, bilety kupiła poprzedniego dnia. Miała na dzieje, że odrobina czarów dekoncentrujących pomoże jej w przejściu kontroli bez problemowo. Wzdrygnęła się na wspomnienie jednej z nieudanych odpraw gdzie niemal zmusili ją do rozebrania się z powodu podejrzenia przemytu narkotyków. Starając wyglądać się na spokojną pomyślnie przechodziła przez coraz to kolejne kontrole, bramki i odprawy. Dopiero gdy wsiadła do samolotu pozwoliła sobie na rozluźnienie. Chciała iść spać, ale dość mocno przeszkadzał jej płacz dziecka siedzącego dwa siedzenia za nią. Wyczulone zmysły czasem były jej przekleństwem.

Gdy zmęczona stanęła na stałym gruncie odetchnęła z ulgą, rozciągając zastane mięsnie. Usłyszała wielo mówiące gwizdnięcie za jej plecami, które sukcesywnie zignorowała, uznając, że to nie do niej. Po odebraniu swojego bagażu ruszyła na poszukiwanie taksówki. Teraz czekało ją tylko parę godzin drogi przez autostradę. Wyciągnęła, więc nóż i zaczęła go polerować, choć zupełnie niepotrzebnie. Magia była w nim zbyt silna by choćby się zarysował, nie wspominając o stępieniu. Legendarny nóż przysięgi, przekazywany z pokolenia na pokolenie w jej rodzie, zawsze z matki na córkę. Wszelkie umowy zawarte na niego były nie do złamania i nie do zmienienia. Oraz przenosiły się z pokolenia na pokolenie. Dzięki temu kobieta mimo zaledwie dziewiętnastu wiosen na karku była dość znacząca w szeregach Rycerzy Świtu.

Nim dotarła na miejsce przebrała się w obowiązujący strój. W jej opinii workowata grafitowa szata i srebrna maska z uśmiechem była idealną kryjówką dla zdrajców jednak kapitan twardo trzymał się tej zasady. Pozwoliła sobie na parę sekund zachwytu nad tą perełką architektoniczną. Gdyby nie zamieszanie z powodu budowy to na pewno zdecydowałaby się na takie lokum – pełnie strzelistych wieżyczek i gotyckich witrażowych okien. Kulturalnie przywitała się z służącymi w upudrowanych perukach i stylizowanych na średniowiecze strojach. Ten po prawej szybko odbił się od ściany i zaczął prowadzić ją przez sale balowe i zawiłe korytarze rozmawiając niezobowiązująco.

Śmiejąc wymuszenie się z tylko trochę nieudanego żartu słownego dotarła do miejsca docelowego – sali gdzie przebywali bywali czterej porucznikowie oraz właściciele tego zamku – Weslay i Marion Feirbanksowie. Trzeba było przyznać, że ci kolekcjonerzy wróżek nie mieli zbyt równo pod sufitem, z resztą kto normalny pozwala urzędować w swoim domu tajnemu stowarzyszeniowi do którego nawet się nie należy? Mimo wszystko żywiła dość dużą sympatię do spokojnej i kulturalnej Marion, lecz impulsywny i jowialny mężczyzna lekko ją przerażał. Przywitała się radośnie i wylewnie z panią domu, starając się nie patrzeć na niechlujnie jedzącego małżonka wspomnianej.

- Wschód – powiedziała w stronę czterech postaci z srebrno-złotymi maskami. Najwyższy cień wskazał jej przebieralnie by mogła potwierdzić swoją tożsamość pokazując twarz swojemu dowódcy. Zamieniła z nim parę zdań na osobności, dość subtelnie zahaczając o temat teoretycznej misji. Niestety Dougan okazał się w tej materii niespotykanie skryty jakby decyzja nie była jeszcze podjęta. Wyszła, pożegnała się z mężczyzną i ruszyła na salę by porozmawiać z dawnymi znajomymi.

Usiadła na tej samej kanapie co zawsze i nie musiała długo czekać by przysiadła się do niej chuda i wysoka postać.

- Ostatnio często pada – zaczął nowo przybyły, sądząc szorstkim po głosie, mężczyzna.

- Oby nas nie podtopiło – dokończyła odruchowo Alex.

- Miło ciebie widzieć całą, Nożowniczko – powiedział poważnie lekko ściszając głos – Krążą wokoło ciebie i śmierci Terrego dziwie plotki. Jakobyś go – tu przerwał w teatralny sposób – naraziła niepotrzebnie – dokończył niemal bez głośnie.

- Przestań Fisher – zwróciła się do mężczyzny, garbiąc ramiona i wyraźnie smutniejąc – Ludzie mówią różne rzeczy. – namyślała się chwilę - Łącznie z tym, że jesteś satyrem – powiedział prześmiewczo, za co zarobiła dość mocnego kuksańca w ramie od towarzysza.

- Coś się działo w wiesz jakiej sprawie – zapytał niby od niechcenia

- Nic mi o tym nie wiadomo – powiedziała dość ostro, prostując się i zwracając głowę w jego stronę – A coś nowego od ciebie? –

- Drobne migracje smoków wolnożyjących, niby nic wielkiego, ale większość przelatywała nad legendarną Białą Wyspą, wiesz tą w Nowej Zelandii – dziewczyna potaknęła skinięciem, lekko uśmiechając się pod maską. Tak, doskonale znała tą niebezpieczną wyspę, a jeszcze dokładniej znała jaskinie co jakiś czas zalewane lawą, zamieszkane przez tysiące istot mroku, chętnych na ciepłą krew śmiertelników o każdej porze dnia i nocy. Eksplorowała korytarze z grupą naukowców, by odkryć przyczynę tych przedziwnych zjawisk. Jak zawsze nikt nic nie odkrył, umarły dwie osoby, a jedna została kaleką. To była jedna z najgorszych misji w jakich brała udział. Oczywiście, że była. Dla tej postaci na pewno. Uśmiechnęła się szerzej.

- Podejrzewa się – kontynuował Fisher przywołując ją do rzeczywistości - że to coś co tam mieszka z chce z nimi pertraktować. – nie widząc znaczącej reakcji zirytowany położył jej ręce na ramiona i mocno nią potrząsną – wiem, że nikt mi nie wierzy, ale tam musi być ktoś kto tym rządzi! Inaczej by się pozabijały! A sojusz z tymi gadzinami dla nas jest zbyt groźny! A co jeśli –

- Wiem, wiem – przerwała mu dziewczyna świadoma uwagi jaką na siebie ściągają – Wolę nie gdybać. Może to po prostu jakaś przedziwna wersja koegzystencji – widząc, że kolega zamierza protestować szybko dodała obronnie – Albo jakaś to istota, albo jakaś to istota -

- I tak wiem, że mi nie wierzysz – westchną ciężko, odruchowo pocierając maskę. – Dobra a tak na serio to coś wiesz? – Zapytał jeszcze raz świadomy lekkości z jaką Alex potrafiła kłamać.

- Brazylijski tajny rezerwat upadł – powiedziała po chwili namysłu, ale słysząc lekceważące prychnięcie oznaczające znajomość informacji dodała – Zabrano stamtąd Okulusa. – dosłyszała słabo skryty głębszy wdech zaskoczenia.

- Twoje informacje są jak zwykle nad zwyczaj przydatne – pochwalił ją z dumą w głosie. – Choć pewnie z dziwnych źródeł – dodał bardziej do siebie. Panna Mirror zaśmiała się radośnie lekko poklepując go po ramieniu.

- Skoro już jesteśmy kwita to możemy się pożegnać Barty – powiedziała cały czas śmiejąc się cicho, ale tym razem z powodu wyraźnego zniesmaczenia z powodu użycia imienia.

- Udanych łowów i żebyś łatwo walutę zbierała – powiedział, wstał i nie czekając na odpowiedź wmieszał się w tłum postaci w szarych szatach. Rudowłosa cicho westchnęła. Ten nieszczęsny Fisher nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak ważne informacje posiadał. Gdyby tylko chcieli go słuchać. Szkoda, że ludzie są tacy ignoranccy. Z tą myślą wstała i leniwym krokiem zaczęła iść do drzwi prowadzących na zewnątrz. Była w połowie drogi gdy rozległo się wezwanie na „apel" rozpoczynający oficjalnie spotkanie. Dziewczyna z ciężkim sercem zrezygnowała z przechadzki po bajkowych ogrodach i szybkim krokiem ruszyła na sale.

Mniej-więcej połowa miejsc była zajęta, więc nie wiele myśląc zajęła dość oddalony od mównicy stolik. Pamiętała jak kiedyś Kapitan na przemowie użył bardzo wysokiego głosu, a z racji iż siedziała wtedy z przodu jej uszy mocno oberwały. Teraz już zabezpieczała się przed takimi manewrami siadając odpowiednio daleko. Poza tym można było usłyszeć tu najciekawsze rozmowy. Tyły zawsze były dla zdrajców i inteligentnych ludzi. Ewentualnie spóźnialskich.

Czekała, niecierpliwie wystukując nogą dziwny rytm. Zaczęła rozważać sięgnięcie słuchawek i puszczenie jakiejś muzyki na przegonienie nudy już bardzo na serio, gdy Kapitan, w nieodłącznej, złotej masce, pojawił się na scenie. Został powitany gromkimi owacjami, do których Alex dołączyła radośnie. Całkiem lubiła głównego przywódcę, choć rzadko miała z nim kontakt, był bardzo zapracowaną personą o nieznanej płci... ale można było spokojnie uznać go za mężczyznę. Usiadła gotowa wysłuchać mowę.

Byłą świadoma licznych zdrajców i przebudzenia Gwiazdy Wieczornej, ale te wiadomości usłyszane „z góry" dość mocno ją wstrząsnęły. Jednocześnie, z tyłu głowy przeszło jej mignięcie ekscytacji z powodu możliwości częstszych misji.

Osoba siedząca obok niej próbowała do niej zagadać, ale dziewczyna dość sprawnie spławiła ją, nie przejmując się już nawet informacjami jakie mogłaby uzyskać. Ruszyła dość szybkim krokiem do ogrodów. Zawsze spędzała w nich lwią część czasu, więc nie martwiła się, że Dougan jej nie znajdzie.

Wyszła na zewnątrz i zaczęła spacerować, leniwie gładząc kwiaty, starając się uspokoić. Zawsze brzydziła się samym konceptem zdrady, nie pojmowała jak można zrobić coś tak strasznego drugiemu człowiekowi. Na dzisiejszym spotkaniu niemal na pewno nie było jej jednej z lepszych znajomych. Wizja jej jako zdrajczyni nie była zbyt przyjemna. Gdyby nie to, to nawet chyba nie zwróciłaby na te rewelacje uwagi. Biedna Vanessa. Gdyby była na misji to by jej chyba powiedziała. Choć z panną Santoro nigdy nie było nic wiadomo.

Taką pogrążoną w myślach dziewczynę, znalazł Dougan. Nie chciał spędzać z nią więcej czasu niż to konieczne, bo spieszył się by poinformować Kapitana o warunkach Warrena. Dopadł do niej więc gwałtownie, strasząc ją tym niewyobrażalnie i zaczął jednym tchem opowiadać o poważnej misji w tajnym rezerwacie w Arizonie. Na misje po cichu zgodziła się od razu, ale głośno potwierdziła to dopiero po usłyszeniu wszystkich informacji, łącznie z składem drużyny. Miały jechać dwie świeżynki, co jeszcze bardziej ją nakręcało. Bardzo lubiła uczyć innych nowych rzeczy, dawało jej to poczucie satysfakcji.

Z racji iż wyruszali następnego ranka zadecydowała poprosić Marion o gościnę, by przespać się, przepakować i umyć. Cały dzień w grubej szacie i masce średnio służył skórze, a jej twarz była jedną z jej broni. Jeśli ktoś jest ładny to często jest mniej niebezpieczny. Ona stanowiła jeden z wyjątków potwierdzający regułę i zdawała sobie z tego sprawę. Tak, świadomość własnych mocnych i słabych stron była nader przydatna i umożliwiała racjonalnie planowanie. Taką siebie lubiła najbardziej. 


***

1744 słowa. Jestem zawiedziona własną osobą.

Mam nadzieję, że miło się czytało, ale z wielką radością przyjmę zarówno krytykę jaki i pochwały. Obydwie kategorie wypowiedzi sprawiają, że czuje się bardziej zmotywowana.

 Mam żebrać o gwiazdki? bo szczerze mi się nie chce. Serio. Nie zostawiajcie gwiazdki jeśli nie uważacie, że nie jest jej ta "książka" godna. Dzięki temu będę wiedziała komu N A P R A W D E się to podoba. Albo róbcie jak chcecie. 


Miłego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro