"Wkrótce się spotkamy"
Clay
Wiedziałem, że wkrótce spotkam się ze swoją kuzynką. Nawet nie wiem czy mnie pamięta. Kiedyś u niej byłem, ale kiedy była bardzo mała. Ciesze się, że będzie mogła jakiś czas u nas zostać, może czegoś ją nauczę. Gdyby nie byłam uczennicą tego Wu, to pewnie nie szybko bym ją spotkał. Sprawdzałem właśnie pokoje dla gości, gdy znowu usłyszałem to głupie pytanie.
-Clay proszę cię powiedz mi czy ona ma chłopaka?
-Nie wiem. Daj ty mi w końcu z tym spokój.
-Jeśli nie ma, to będzie mieć.
Stanął dumnie, pokazując zęby. Chciałem go walnąć, ale się tym razem powstrzymałem. Poszedłem do głównej hali i wziąłem się za trening. Chwile później dołączyła do mnie Macy. Ona również się przejęła tymi potworami.
-Słyszałam, że twoja kuzynka przyjeżdża.
-Tia. Lance cały czas mnie pyta czy ma chłopaka.
-Coś czuję, że dostanie kosza.
-Tak samo myślę.
Zaśmialiśmy się i wróciliśmy do ćwiczeń.
Kasumi
Czułam się totalnie wyczerpana po tej akcji. Nie mogłam nawet normalnie myśleć. Odwróciłam się na drugi bok i zauważyłam zadowoloną twarz szatyna, który leżał obok mnie. gdybyśmy nie byli parą, to pewnie wzięłabym swoją poduszkę i w niego waliła. Uśmiechnęłam się i zapytałam.
-Jak długo spałam?
-Prawie godzinkę.
-Nie nudziło ci się.
-Nie, bo...
Podniosłam jedną brew do góry i zauważyłam, że mój kryminał jest otwarty na innej stronie. Zaczęłam się głośno śmiać. Kai najwyraźniej nieźle się zdziwił. Puknęłam go lekko w czoło i powiedziałam.
-Nie jestem zła. Mniej więcej pamiętam, gdzie stanęłam.
Odetchnął z ulgą i zaczął powoli wstawać.
-To ja pójdę spakować plecak. Niedługo wyruszamy.
-Właśnie tego się obawiam.
Gdy usiadłam, przytulił mnie i znowu poczochrał mi włosy. Kiedy wyszedł, weszła Hana i wyjęła z naszej wspólnej szafy, swoją torbę. Pakując pojedyncze ciuchy zapytała.
-Kas kiedy kupiłaś ten czerwony plecak.
-Ja nic nie kupowałam.
Wstałam i zerknęłam do środka. Faktycznie obok mojej torby sportowej, leżał jakiś nowy czerwony plecak. Był on dość duży. Otwierając największą kieszeń, w oczy rzuciła mi się jakaś kartka. "Dla mojego płomyczka". Zaśmiałam się pod nosem i schowałam kartkę do biurka. Ukradkiem zauważyłam jak moja przyjaciółka, sięga po tą rzecz. Nie zdążyłam jej zatrzymać i przeczytała.
-Wiedziałam. Nasze Kami rośnie w siłę.
-Hana. To samo mogę powiedzieć o Cona, a teraz oddawaj mi to.
-A jak nie to co?
-Masz pająka na plecach.
Początkowo nie chciała w to uwierzyć, ale gdy wykorzystałam swoją moc wiatru, natychmiast wyrzuciła ze swoich dłoni skrawek papieru i się darła. Schowałam go tym razem do plecaka. Po chwili do naszego pokoju wparował Cole z Kaiem. Szkoda, że nie nagrałam co ona wyrabiała.
C-Co się stało?
-Zdejmij go ze mnie!
C-Ale nic nie masz.
Spojrzała się na mnie gniewnie i powiedziała.
-Masz 3 sekundy.
Wybiegłam z pokoju i wykorzystałam swoją moc teleportacji i przeniosłam się na dach. Dzięki takim akcjom zapominałam o pewnych sprawach.
Patrząc w niebo, przed moimi oczami pojawiła się tamta sytuacja. Użyłam miecza, straciłam moc ciemności oraz pozbyłam się Turela. Gdybym wtedy się nie zdenerwowała, nie odkryłabym tych umiejętności i pewnie wszystko skończyłoby się tak jak z moją mamą. Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam na plac. Chciało mi się śmiać z mojej koleżanki, która bezskutecznie mnie szukała. Może mam czasami głupie pomysły, ale nie tylko ja je mam. Wstałam i krzyknęłam.
-Ej Hana. Na górze.
Pomachałam jej szczerząc zęby i zeskoczyłam na dół. Nie obawiałam się jej, bo wiedziałam, co chce zrobić. Mimo że jest bardzo szybka, to udawało mi się uniknąć jej ataku z markerem. Odpowiednim ruchem wyrwałam jej narzędzie z ręki. Zaczęłam go sobie obracać i spojrzałam na przyjaciółkę.
-Francuskie wąsiki czy kozia bródka?
-Ani to ani to.
-A tak myślałam.
Pokazałam jej język, odrzucając do niej pisak.
-Chodźmy już, bo nie zdążymy się spakować.
Kiwnęła głową i poszła za mną. Zanim wyjedziemy chciałam jeszcze spotkać się ze swoimi rodzicami i popytać o swojego kuzyna. Miałam nadzieję, że nie będzie on synem mego dawnego wroga. Spakowałam parę ciuchów na zmianę i oczywiście mój laptop. W końcu może mi się przydać. Zarzucając plecak na plecy, wyszłam z pokoju.
-Kas czekaj. Pójdę z tobą i tak będziemy lecieć na smokach.
-Dzięki Kai.
Wysłałam wiadomość na naszą grupę i ruszyliśmy do domu moich rodziców. Udało mi przekonać, żebyśmy poszli pieszo. Trochę się ze mną spierał, że po dzisiejszym nie powinnam się przemęczać, ale ja również trzymałam się swego. Niby się w końcu zgodził, ale przez resztę drogi mi marudził.
Po dziesięciu minutach byliśmy przed białym budynkiem, jednak zanim weszliśmy, powiedziałam.
-I co nie straciłam przytomności.
-Ale mogłaś.
Przewróciłam oczami i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Po chwili moim oczom pokazał się mój tata. Uśmiechnął się szeroko i zaprosił nas do środka. Usiedliśmy w salonie i czekaliśmy. Do pomieszczenia weszła moja mama z jakimś albumem. Usiadła obok nas i otworzyła na jakiejś stronie, gdzie było tylko jedno zdjęcie. Byłam tam bardzo mała, a obok mego łóżka stał jakiś brunet.
-To nie jest Rock. On tak nie wygląda.
-Zgadza się. To jest Clay.
-Dlaczego go nie pamiętam?
-Odwiedził nas tylko raz i to wtedy, gdy byłaś mała.
Przyglądałam się bacznie zdjęciu i próbowałam znaleźć jakieś podobieństwo do Turela. Nagle ktoś mnie przestraszył.
-Wiemy już wszystko od Wu. Możesz być spokojna. On jest z mojej dalekiej rodziny.
Wzdrygnęłam się i szybko odskoczyłam na bok. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam.
-Możesz mnie tak nie straszyć tato. Byłabym wdzięczna.
-Podobno nie boisz się niczego.
Posłałam mu agresywne spojrzenie i wróciłam do swojej rozmowy. Dowiedziałam się, że w Knighton Clay jest rycerzem i łatwo go rozpoznam. Na tarczy ma orła, który jest na jego herbie. Zanim wyszliśmy dostałam jakąś księgę. Było w niej zapisane coś o średniowieczu i rycerzach.
-Po co mi ta książka?
M-Dowiesz się w swoim czasie. Udanej drogi.
-Weź tam za bardzo nie rozrabiaj.
-Tato!!!
Mój towarzysz zaśmiał się i złapał mnie za rękę. Wyszliśmy i wytworzyliśmy swoje smoki. Mój był oczywiście czerwono-niebieski. Nasi przyjaciele już dawno wyruszyli w drogę, więc przez większość czasu lecieliśmy sami.
*******Wspomnienie********
Była mniej więcej połowa lipca. W kołysce leżała mała dziewczynka, a obok niej stał nastoletni brunet. Chłopak nawet się nie zorientował, kiedy ktoś z dredami zrobił mu zdjęcie aparatem cyfrowym. Mężczyzna odłożył swoje urządzenie i podszedł do dzieciaków. Mała Kasumi przewracała się z boku na bok, co lekko zaniepokoiło zgromadzone wokół niej towarzystwo. Po chwili otworzyła oczy i zaczęła płakać. Ojciec wziął ją na ręce, ale to nie pomogło.
-Może ja spróbuję.
Kazuma podał chłopakowi dziewczynkę, która po minucie przestała płakać, a na jej twarzy zagościł uśmiech.
-Nie wiem jak ty to robisz. Mi to zajmuje o wiele dłużej.
-Sam tego nie wiem.
-A ja wiem. Jak ty byłeś w pracy Clay się nią zajmował i pewnie też opowiadał o rycerzach.
-Nie długo, będę musiał wracać do akademii, ale mam dla tego małego krzykacza prezent.
Brunet oddał dziewczynkę jej mamie i na chwilę wyszedł. Wrócił, trzymając w rękach dużego pluszaka wilka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro