Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwsza noc

Jakoś się pozbierałam po tej końcówce treningu. Jednak nadal nie mogę się przestać śmiać z reakcji mojego przyjaciela. A najlepsze jest to, że mam to nagrane. Kolejna perełka do kolekcji. Może puścimy je dziś wieczorem. Drużyna mego kuzyna jeszcze wszystkiego o mnie nie wie, ale niedługo powinni się dowiedzieć. Szczególnie dziś. Leżałam na łóżku w tym samym pokoju co wcześniej się obudziłam i zastanawiałam się, czy nie zgrać wszystkich moich wybryków na jakąś płytę. Chociaż i tak bez tego dostanę kijem w łeb od mistrza. Zawsze tak się kończy jeśli mnie poniesie. Odczuli to już teoretycznie wszyscy. No oprócz Nyi. Z nią to ja robię te kawały. Farba w szamponie Jay'a, pływający telefon Hany, bardzo ale to bardzo pikantne ciasto Cola, zaginiona ładowarka Zane'a, lepkie buty Lloyda i nowy strój Kaia. Po tym jednym nie dawał mi spokoju przez dobry miesiąc. No co? Słitaśnie wyglądał w tym różowiutkim kostiumie. Przynajmniej mam pewność, że żadna mi go nie odbije. Nagle do pomieszczenia weszła Macy i usiadła obok mnie.
-Zawsze tak masz z nimi?
-Prawie zawsze. A nie popraweczka zawsze.
-U nas to prawie cały czas są jakieś kłótnie. Główie Lanca i Claya.
Przekręciłam głowę na bok i spojrzałam na czerwonowłosą.
-Zazwyczaj chodzi o to, że Lance nie chce ćwiczyć.
-Ale dziś ćwiczył.
-Właśnie chciałam cię zapytać co ty zrobiłaś.
Podniosłam ręce w geście obrony. Udawałam, że nic nie wiem, ale chyba mi się to nie udało. Westchnęłam cicho i powiedziałam tak cicho, żeby tylko ona słyszała.
-Poraziłam go lekko prądem. Zawsze działa.
-A masz jeszcze jakieś pomysły. Wiesz tak na przyszłość.
Na mojej twarzy zagościł szatański uśmieszek i zaczęłam się chichotać. 
-Dobra...Powoli zaczynam się tego bać.
-Nie masz czego. Prędzej ofiara powinna się bać niż osoba, która to będzie robić.
Wzięłam do rąk swój telefon i włączyłam jedno zdjęcie. Była na nim Hana, która bezskutecznie starała się zabrać telefon, który wisiał dobre cztery metry nad ziemią. Później przełączyłam na kolejne, na którym była ta sama osoba, ale tym razem szukała swoich ubrań na zewnątrz, gdy panowała zima. Tak wiem. Jestem bodła. Jednak mam wytłumaczenie. To był tylko dla jej dobra.

Przez resztę czasu starałam się wymyślić dla niej różne sposoby, żeby zagonić tego lenia do pracy nad sobą. Nawet nie skapnęłyśmy się, kiedy do pokoju wparował mój chłopak razem z blondynem. (Proszę nie piszcie GreenFlame. Ale to nie oznacza, że jestem przeciwko temu.). 
-To ja już pójdę się przyszykować. Dzięki za pomysły.
-Najlepsze pomysły tylko u mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
L-Lepiej nie będę pytać.
-Spokojnie mój blond przyjacielu, wszystko będzie dobrze.
Chłopcy wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenie i spojrzeli na mnie. Coś czuła, że źle się to dla mnie skończy.
"-Macy tylko się zdziw tym co zaraz zobaczysz.
-Wiesz raczej nic mnie już nie zdziwi."
Po chwili nie wiadomo skąd pojawił się obok mnie szatyn i przerzucił mnie przez ramię. Zaczęłam się wiercić i walić go po plecach, krzycząc, żeby mnie puścił, ale to nie podziałało.
-Do jasnej! Przecież wiesz, że tego nie cierpię.
-Ale ty wiesz jak ja uwielbiam się z tobą droczyć. 
Dorwę. Wypatroszę. Zakopię. Potem odkopię. Znowu wypatroszę i znowu zakopię. Dobrze, że tylko ja czytam w czyiś myślach, bo pewnie inaczej miałabym jeszcze bardziej przechlapane. Ten widok musiał być komiczny, ponieważ jak tylko kogoś mijaliśmy, to było słychać ich niepohamowany śmiech. Nawet mój kuzyn nie mógł wytrzymać. Zemszczę się i chyba mam nawet pomysł. Udałam, że się poddaję i skupiłam się na farbie w sprayu. Może tym razem zielona. Miałam tego pełno. W mojej ręce pojawiła się oczekiwana puszka. Więc tak mam tylko dwie sekundy, żeby ją wstrząsnąć, a potem psiknąć na włosy chłopaka. Nie zmyje tego przez dwa dni. Jednak nie za bardzo mi się ten pomysł. Już gdy miałam wstrząsnąć, ale znalazłam się na ziemi twarzą do niej, a ręka z farbą została unieruchomiona. W tym właśnie momencie zdałam sobie sprawę w jakiej jestem sytuacji. Leżę plackiem na ziemi, a Kai na mnie siedzi z tą puszką. Zanim się zorientowałam miałam już zielone włosy. Znowu wykorzystałam teleportację i to tym razem ja siedziałam na nim, robiąc to samo. Jednak udało mi się tylko zrobić połówkę, ponieważ po pierwsze skończyła mi się farba, a po drugie leżałam teraz pod moją ofiarą. Uśmiechnęłam się niewinnie i zaczęłam się zastanawiać co zrobić. 
-Kai co Jay robi z twoim żelem do włosów?
-Chwila zaraz co?!
W tym właśnie momencie ze mnie zszedł i pobiegł w swoją stronę. Szybko wstałam na równe nogi i zaczęłam się rozglądać za jakąś kryjówką. Westchnęłam cicho i weszła do odpowiedniego pokoju. Czekali tam już praktycznie wszyscy. Nie było tylko jeża i bruneta. 

Gdy weszłam, usłyszałam głośny śmiech mojej koleżanki. Wtedy wstał Lance i zapytał.
-Co się stało z twoją fryzurą.
-Powiem tak. Nie udało mi się czegoś do końca zrobić i takie są tego efekty.
Spojrzałam na stale śmiejącą się Hanę. Dobre po części to jest u niej normalne, ale to już przesada. Jak ja bym chciała ją teraz teleportować do jakieś wody. No niestety ostatki sił zużyłam na Jay'a. Przewróciłam oczami i wykonałam parę ruchów ręką i po chwili moja przyjaciółka, była prawie przemoknięta do ostatniej nitki. Już miałam się zacząć śmiać, ale poczułam czyjś zdenerwowany wzrok. Powoli odwróciłam się za siebie, a tam zobaczyłam swego chłopaka. Zaśmiałam się nerwowo i zaczęłam się wycofywać. Dopiero gdy wyszedł z cienia, wszyscy oprócz mnie wybuchli niekontrolowanym śmiechem. 
-Dziś ci daruję, ale nie jutro.
Przeszły mnie ciarki. 
"-Clay ratuj.
-Lepiej będzie jak nie będę się wtrącać.
-Proszę ratuj. Znowu będę mieć milion siniaków tak jak wtedy co uczyłam się walczyć bronią.
-A no właśnie jaka jest twoja broń.
-Katana."
J-To co oglądamy?
Po dość długiej i burzliwej rozmowie wybraliśmy jakąś komedie. Hana chyba by nie wytrzymała na horrorze, a Cole pewnie byłby z tego zadowolony.
 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro