Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nightly call

O pierwszej w nocy, kiedy cały blok zapadnięty był w śnie, w mieszkaniu pod numerem trzynaście grał telewizor. Na ekranie pojawiały się i znikały wysokie postacie z pomarańczową piłką. Mężczyzna uważnie przyglądał się szybkim, przemyślanym i zwinnym ruchom graczy, starając się zapamiętać niektóre kompilacje.

Nastała przerwa, więc szybko skoczył do kuchni po dokładkę soku i drugą misę popcornu. Uważnie nasłuchiwał, czy nie zaczyna się kolejna część meczu.

Minutę za wcześnie wyjął przekąskę z mikrofali i pogalopował przed telewizor w sypialni. Wygodniej mu się oglądało na łóżku niż na kanapie. No i kołdra pachniała Hoseokiem.

Na szczupaka rzucił się na łóżko, nie wysypując uprażonej kukurydzy. Z tego wszystkiego zapomniał o soku, który wcześniej zostawił na kuchennym blacie. Postanowił już to zignorować, bo rozgrywka się zaczęła.

Po zdobyciu punktu przez jego wrogów głośno krzyknął. W tej samej chwili zadzwonił telefon. Sięgnął po komórkę, tylko przeleciwszy wzrokiem nazwę. Honey.

-- Nie mam czasu, mecz oglądam.

Rozłączył się. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swojego błędu i oddzwonił do chłopaka. Od razu usłyszał głośny śmiech.

-- Przepraszam -- mruknął, wyciszając telewizor.

-- Twoi przynajmniej wygrywają? -- spytał, dalej się uśmiechając.

-- Tak! -- zawołał. Pisnął, gdy jego ulubiony zawodnik rzucił za dwa punkty.

-- To wybaczam -- cmoknął do słuchawki.

-- Czemu dzwonisz tak późno? Powinieneś spać o tej godzinie -- dodał z troską w głosie. Teraz zaczynał już nawet zapominać o rozgrywce. Zapominał o wszystkim, kiedy w grę wchodziło dobro Junga.

-- Dosłownie przed momentem wróciłem z tego spotkania. Może i nie śpię tu za dobrze, -- ziewnął -- głównie dlatego, że ciebie tu nie ma, jednak pracuję za kilku! -- zakończył z dumą.

-- Pogniewamy się -- wyłączył telewizor.

-- Dlaczego? -- zamarł przy naciąganiu spodni od piżamy na uda.

-- Bo obiecywałeś, że nie będziesz się przepracowywał? -- zapytał sarkastycznie.

Zamilkł. Faktycznie. Jeszcze w drodze na lotnisko tak przyrzekł.

-- Przepraszam, skarbie -- odparł ze skruchą. -- Poproszę o małego stopa, dobrze?

Westchnął ciężko.

-- Rób, jak uważasz. Ważne, żebyś sobie nie zaszkodził. O której dzisiaj zaczynasz?

-- O ósmej, jak zwy-

-- Do spania! -- krzyknął w słuchawkę, zupełnie nie przejmując się sąsiadami.

-- Ale-

-- Hoseok.

-- Ale-

-- Hoseok!

-- Ale-

-- Hoseok, do cholery!

-- Uh, niech ci będzie -- poddał się. -- Dobranoc?

-- Branoc, kochanie. Prędko zaśnij, abyś miał wieeele siły na rano!

-- Ty również, skarbie -- uśmiechnął się smutno. -- Kocham cię.

-- Ja ciebie mocniej -- pożegnał się, a chłopak po drugiej stronie rozłączył.

Położył się na łóżku i przytulił pierzynę. Tęsknił za swoim chłopakiem i jego całusami w czółko na dobranoc. Cholera, tak bardzo mu tego brakowało. On był taką mentalną podporą.

















Trochę mi się przedłużył 🙈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro