nightly call
O pierwszej w nocy, kiedy cały blok zapadnięty był w śnie, w mieszkaniu pod numerem trzynaście grał telewizor. Na ekranie pojawiały się i znikały wysokie postacie z pomarańczową piłką. Mężczyzna uważnie przyglądał się szybkim, przemyślanym i zwinnym ruchom graczy, starając się zapamiętać niektóre kompilacje.
Nastała przerwa, więc szybko skoczył do kuchni po dokładkę soku i drugą misę popcornu. Uważnie nasłuchiwał, czy nie zaczyna się kolejna część meczu.
Minutę za wcześnie wyjął przekąskę z mikrofali i pogalopował przed telewizor w sypialni. Wygodniej mu się oglądało na łóżku niż na kanapie. No i kołdra pachniała Hoseokiem.
Na szczupaka rzucił się na łóżko, nie wysypując uprażonej kukurydzy. Z tego wszystkiego zapomniał o soku, który wcześniej zostawił na kuchennym blacie. Postanowił już to zignorować, bo rozgrywka się zaczęła.
Po zdobyciu punktu przez jego wrogów głośno krzyknął. W tej samej chwili zadzwonił telefon. Sięgnął po komórkę, tylko przeleciwszy wzrokiem nazwę. Honey.
-- Nie mam czasu, mecz oglądam.
Rozłączył się. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swojego błędu i oddzwonił do chłopaka. Od razu usłyszał głośny śmiech.
-- Przepraszam -- mruknął, wyciszając telewizor.
-- Twoi przynajmniej wygrywają? -- spytał, dalej się uśmiechając.
-- Tak! -- zawołał. Pisnął, gdy jego ulubiony zawodnik rzucił za dwa punkty.
-- To wybaczam -- cmoknął do słuchawki.
-- Czemu dzwonisz tak późno? Powinieneś spać o tej godzinie -- dodał z troską w głosie. Teraz zaczynał już nawet zapominać o rozgrywce. Zapominał o wszystkim, kiedy w grę wchodziło dobro Junga.
-- Dosłownie przed momentem wróciłem z tego spotkania. Może i nie śpię tu za dobrze, -- ziewnął -- głównie dlatego, że ciebie tu nie ma, jednak pracuję za kilku! -- zakończył z dumą.
-- Pogniewamy się -- wyłączył telewizor.
-- Dlaczego? -- zamarł przy naciąganiu spodni od piżamy na uda.
-- Bo obiecywałeś, że nie będziesz się przepracowywał? -- zapytał sarkastycznie.
Zamilkł. Faktycznie. Jeszcze w drodze na lotnisko tak przyrzekł.
-- Przepraszam, skarbie -- odparł ze skruchą. -- Poproszę o małego stopa, dobrze?
Westchnął ciężko.
-- Rób, jak uważasz. Ważne, żebyś sobie nie zaszkodził. O której dzisiaj zaczynasz?
-- O ósmej, jak zwy-
-- Do spania! -- krzyknął w słuchawkę, zupełnie nie przejmując się sąsiadami.
-- Ale-
-- Hoseok.
-- Ale-
-- Hoseok!
-- Ale-
-- Hoseok, do cholery!
-- Uh, niech ci będzie -- poddał się. -- Dobranoc?
-- Branoc, kochanie. Prędko zaśnij, abyś miał wieeele siły na rano!
-- Ty również, skarbie -- uśmiechnął się smutno. -- Kocham cię.
-- Ja ciebie mocniej -- pożegnał się, a chłopak po drugiej stronie rozłączył.
Położył się na łóżku i przytulił pierzynę. Tęsknił za swoim chłopakiem i jego całusami w czółko na dobranoc. Cholera, tak bardzo mu tego brakowało. On był taką mentalną podporą.
Trochę mi się przedłużył 🙈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro