Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koszmar

Mijała godzina za godziną. Gouenji dalej szukał czegoś co naprowadzi go gdzie teraz znajduje się Aphrodi. Najpewniej we własnym domu, ale gdzie on jest i jak tam trafić pozostaje tajemnicą. Nie miał nawet kogo spytać o pomoc. Jakby się choć zbliżył do drużyny Zeusa, zaraz zaczęły by pojawiać się jakieś podejrzenia czy oskarżenia pod adresem płomiennego napastnika. A jedyne czego chciał to porozmawiać z nieszczęśnikiem, który ze wszystkiego co kochał zrezygnował. Zupełnie nie mógł go rozgryźć. Dlaczego tak bardzo go wytrąciło z równowagi to co się stało? Oszustwo nie jest czymś dobrym, wiadomo ale on nie zrobił tego z własnej woli. Był zahipnotyzowany i nie miał nawet jak zareagować na to co się działo wokół niego. Czy zdawał sobie sprawę, że cała ta boska woda to była jedna wielka ściema? Innymi słowy to było nielegalne i mogło coś im się od tego stać. Na szczęście skutków ubocznych nie było i całe szczęście.

Jeżyk przeleciał już chyba całą okolicę i ani śladu blondyna. Zapadł się pod ziemię z tego wszystkiego? Nie tracił nadziei i szukał dalej. Przez myśl przeszedł mu park, gdzie kiedyś widział razem całą drużynę Zeusa. Czy to możliwe, że udał się właśnie tam? Postanowił to sprawdzić i czym prędzej skierował swoje kroki właśnie w to miejsce. Tego dnia było wyjątkowo gorąco. Mało kto odważył się wyjść z domu na taki skwar. Nie było czym prawie oddychać. Jednak to nie powstrzymało chłopaka przed poszukiwaniami Aphrodiego. Dotarł do parku w jakieś 10 minut. Lało się z niego jak z wodospadu.

- Rany, nie mógł sobie wybrać centrum handlowego czy czegoś z odrobiną klimatyzacji...- jęknął jasnowłosy rozglądając się na boki. Szedł właśnie główną alejką porośniętą bujnym kwieciem. Nad głowami miał w pełni okazałości wiśnie, której zapach słodki unosił się w powietrzu kojąc ugotowane zmysły. Wreszcie Gouenji opadł z sił już totalnie i oparł się o pobliskie drzewo. Ciężko dysząc zsunął się na ziemię. Blondyna ani śladu. Najwyraźniej przyszedł tu na marne. Nagle usłyszał delikatny płacz. Nie, to na pewnie nie dziecko. Rozejrzał się po okolicy ale nikogo nie dostrzegł. To wzbudziło jego podejrzenia, że może jednak na daremno tu nie przyszedł. Nasłuchiwał bardzo uważnie skąd dochodzi ten cichy dźwięk. Nagle go oświeciło. Powoli wstał i obszedł drzewo. Tak jak sądził. On i Aphrodi siedzieli po jego obydwóch stronach nie mając o sobie pojęcia. Można się było spodziewać takiego obrotu spraw. Chłopak się dział z podkulonymi nogami chowając w nie twarz. Ręce splótł kawałek za kolanami. W tej pozycji wyglądał bardzo smutno. Gouenji w pierwszej chwili wahał się co ma zrobić ale po namyśle usiadł obok blondyna, ręce założył za głowę i spojrzał przed siebie. Cień jaki dawała wiśnia, kończył się parę kroków od nich. Dalej była już tylko nasłoneczniona trawa i parę niewielkich krzaków. Widok może nie porywał ale to już lepsze niż gapienie się tępe w ścianę. Aphrodi cicho szlochał. Juz nawet to nie był dźwięk płaczu a raczej ciche popiskiwanie. Shuuyi zrobiło się go żal i chciał go jakoś pocieszyć ale nie bardzo miał pomysł na to jak to zrobić.

- Wszystko w porządku?- spytał wreszcie wyprostowując obie nogi. Terumi drgnął. Najwyraźniej nie usłyszał jak ktoś koło niego siada. Przestał jęczeć, podniósł głowę i spojrzał na chłopaka siedzącego obok. Był lekko różowy na twarzy a oczy całkowicie zaszklone.

- Tak, a co.- rzucił oschle opierając brodę na kolanach.- Chcesz czegoś ode mnie?- w tym momencie rozbrzmiał dźwięk telefon. Gouenji odruchowo sprawdził czy to nie jego ale dzwonek się nie zgadzał. Muzyczka dobiegała z kieszeni długowłosego jednak ten nic sobie z tego nie robił. Płomienny napastnik przekręcił lekko głowę.

- Telefon ci dzwoni.- rzucił oczekując jakiejś reakcji. Ta go co najmniej zaskoczyła.

- Wiem. I co z tego.- chłopak przewrócił oczami.

- Może byś odebrał?

- Po co. Nie chcę z nikim rozmawiać.- Gouenji westchnął a w duszy powiedział  "jak z dzieckiem". Zastanawiał się co powinien zrobić. Wreszcie poszedł na całość. Przysunął się bliżej Terumiego, zlokalizował gdzie ma telefon i wsunął rękę do jego lewej kieszeni (a siedział po prawej). Blondyn poruszył się nieznacznie ale pozwolił wyjąć sobie przedmiot. Ktoś rozłączył się a jeżyk sprawdził kto dzwonił. Jakie było jego zdumienie kiedy zobaczył z 34 nieodebrane połączenia od kolegów z drużyny Aphrodiego.

- To jest jakiś koszmar.- powiedział do siebie a nieco głośniej do towarzysza- Czyś ty zwariował? Czemu nie dajesz im znaku życia? I dziwisz się, że dzwonią jak opętani.- mówiąc to wyłączył telefon.- Powiedz mi, co się z tobą dzieje. To, że oddałeś swoje miejsce kapitana innemu koledze to jedno, ale bycie totalnie obojętnym na wszystko i wszystkich to drugie. O co ci chodzi.

- Zawiodłem wszystkich po kolei.- odparł niewzruszenie długowłosy.- Więc po co mam udawać, że wszystko jest dobrze. Jako kapitan mam obowiązek ich chronić, wybierać tak abyśmy coś tym zyskali. A ja nas sprowadziłem na dno. Nie mogę na siebie przez to patrzeć.- z jego oczu znów popłynęły łzy. Gouenji patrzył teraz na chłopaka starając się zrozumieć jego pozycję. Przecież koledzy o nim nie zapomnieli. Martwią się o niego. Więc dlaczego to tak właśnie wygląda?

- Aphrodi, wiem że jest ci ciężko. Ale nie możesz popadać w jakąś skrajność.- wyznał w końcu.- Na prawdę chcesz rzucić piłkę nożną? Myślisz, że ona ci na to pozwoli? A twoi przyjaciele? Byłem dziś rano na ich treningu a raczej debacie co mają teraz zrobić.- Terumi nieznacznie podniósł głowę i zwrócił ją w kierunku kolegi.- Po przeczytaniu twojego listu wszyscy byli mocno poruszeni. Najbardziej chyba Hera. Kiedy mu zaproponowali bycie kapitanem, wcale się z tego nie ucieszył. Nie wiem co dalej miało miejsce ale postanowiłem ci pomóc. Uwierz, nie tylko ciebie Kageyama wciągnął w takie cholerne bagno. A Kidou? On był mu podporządkowany odkąd miał 6 lat. Pomysł co on może przez to czuć. Ale się nie poddał. Sprzeciwił się rozkazom i teraz gra razem ze mną w drużynie i na nowo cieszy się z piłki. Ty też masz w sobie siłę, aby stanąć nad tymi wszystkimi problemami i zacząć od nowa.- mówiąc to poklepał blondyna po ramieniu.

- Dlaczego mi pomagasz.- spytał grobowym tonem Afuro zachowując zimną krew. Gouenji zaskoczony zabrał rękę z ramienia chłopaka i zmierzył go wzrokiem. W jego oczach nie dostrzegł już tej iskierki jaką widział na meczu, kiedy to wydawał rozkazy i strzelał boską wiedzą. Po niej został tylko smutek i ból. Chłopak na prawdę mocno to wszystko przeżywał.

- Dlatego, że nie wszystko jest stracone. Możesz naprawić swoje błędy pod warunkiem, że tego będziesz chciał.

- Nie wiem czy tego chcę. Za dużo gadasz. I do twojej wiadomości nigdy nie przyjmę pomocy od rywala.- rzucił mu gniewne spojrzenie, po czym wstał. Wyrwał z rąk jeżyka swój telefon i ruszył przed siebie.- Zostaw mnie samego.- rzucił na odchodne.

*******

Wieczorem Aphrodi siedział w swoim pokoju i tępo gapił się za okno na zachodzące słońce. To jedyny widok, który go obecnie cieszył. Mógł na chwilę zapomnieć o życiu jakie ma i przenieść się w krainę marzeń. Zastanawiał się również nad tym co powiedział mu Gouenji. Dlaczego tak bardzo chce mu pomóc? Są rywalami. A może to kolejny podstęp? Wszystko już mieszało się mu w głowie i nie mógł rozróżnić co jest fikcją a co prawdą. Wstał z łóżka na którym siedział i podszedł do okna. Przekręcił klamkę i otworzył je. Od razu zawiał go przyjemny wietrzyk rozwiewając mu długie blond włosy. Zamknął oczy i rozkoszował się to wspaniałą chwilą. Niestety nie na długo.

- Afuro, zrób że coś z tym stadem szympansów rzucającymi się pod naszym domem.- drzwi otworzyły się z łozgotem a do pokoju weszła niezadowolona Jun z patelnią w ręce. Chłopak westchnął i odwrócił się do niej.

- O czym mówisz?- spytał chłodno.

- Twoi koledzy z drużyny strajkują w moim ogródku. Łaskawie mógłbyś im coś powiedzieć? To nie do wytrzymania. Próbowałam ich przepędzić ale ciągle wracają jak komary. Może byś im tak coś powiedział.- blondyn pokiwał głową i zszedł na dół rozmówić się z przyjaciółmi. Gdy tylko otworzył drzwi do środka wsypała się cała drużyna Zeusa warcząc i sapiąc jak wściekłe psy. Na widok Aphrodiego natychmiast doprowadzili się do jakiegoś ładu i składu. Stanęli w dwóch rzędach i jak na rozkaz ukłonili się przed blondynem. Ten był totalnie zdezorientowany i nawet nie miał pojęcia co się właściwie dzieje.

- Człowieku, masz pojęcie jak my się o ciebie martwiliśmy?- zaczął Ares podnosząc się do pozycji wyprostowanej- Baliśmy się, że coś ci się stało.

- Nie odbierałeś naszych telefonów to zaczęliśmy snuć straszne scenariusze.- dorzucił Hefajstos również się prostując.- Co ty u licha wyprawiasz?

- I co miał oznaczać ten list?- zakończył Demeter poprawiając swój hełm gladiatora. Aphrodi przeleciał wzrokiem po całej drużynie jakby w ogóle ich nie poznawał. Westchnął głośno i skrzyżował ręce.

- To było na poważnie chłopaki.- odparł- Wystarczy wam już tego wstydu którego się przeze mnie najedliście. Tak samo upokorzenia. Gdybym dobrze wybrał, nie byłoby żadnego problemu.

- Ale nikt cię nie wini za to co się stało.- tym razem głos zabrał Hera. Podszedł do przyjaciela i wręczył mu opaskę kapitana.- Wróć do nas Aphrodi. Jakoś się wszystko ułoży. Znajdziemy trenera i będzie jak dawniej.- Terumi spojrzał na opaskę w kształcie wieńca laurowego a potem na brązowowłosego. Przez chwilę nawet i się wahał ale zaraz przypomniał sobie zdarzenia z poprzedniego dnia. Ujął dłoń Hery a drugą zamknął ją tak, że to właśnie jego przyjaciel trzymał opaskę. Napastnik nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Podobnie jak cała reszta.

- Nie mogę.- powiedział niewzruszony długowłosy i odepchnął delikatnie dłoń Hery.- Nie chcę już mieć nic wspólnego z piłką. I z wami też.- mówiąc to obrucił się do zebranych tyłem i ruszył do swojego pokoju. Jun akurat stała w połowie drogi na górę i przysłuchiwała się rozmowie chłopaków. Reakcja syna bardzo ją zaskoczyła. Wiedziała dobrze jak Afuro kocha piłkę nożną i żyje tylko dla niej. Tym bardziej szokujące było jego wyznanie. Zostawił kolegów i matkę samych a sam zamknął się w pokoju.

- Co się z nim stało?- to pytanie kobieta rzuciła mimowolnie. Przeniosła wzrok na chłopców stojących w przedpokoju jakby prosiła ich o wyjaśnienie tego wszystkiego. Jednak oni również nie wiedzieli co się z nim dzieje.

- Tak zachowuje się od wczoraj.- rzucił Hefajstos stając obok Hery, który zaciskał z całej siły dłoń, gdzie trzymał opaskę kapitana.- Przegraliśmy z Raimon'em. To nim bardzo mocno wstrząsnęło. Nie odbiera od nas telefonu ani nie chce się z nami kontaktować w żaden inny sposób.

- Niestety i ja nie wiem co mu dolega.- odparła Jun schodząc do chłopców.- Nigdy nie widziałam go w takim stanie.

- Może on tak przeżywa to oszustwo.- tym razem głos zabrał Demeter- Wie pani, Kageyama czyli nasz trener stworzył specjalną miksturę dzięki której z łatwością wszystkich pokonywaliśmy. Ale była ona nielegalna. Nie wiem, może zwątpił w naszą siłę.- resztą słysząc te słowa posmutniała. Może Demeter ma rację. Może ich siła była tylko zwykłą iluzją. A jeśli tak, to nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Jun rozejrzała się po kolegach syna. Nie rozumiała ich wielkiej miłości do piłki. Dla niej definicją tej gry było: Dwudziestu jeden zawodników gania za kawałkiem powietrza obciągniętego skórą lub innym materiałem. Wybitny sport. Ale jak się uprzeć to każdą dyscyplinę można takim myśleniem ośmieszyć. Uśmiechnęła się lekko i podchodząc bliżej spytała.

- A może byście coś zjedli? Jest pora kolacji.- chłopaki odwzajemnili uśmiech ale odmówili.

- Dziękujemy ale my będziemy się już zbierać.- pożegnali się i wyszli z domu. Został jedynie Hera, który po krótkiej rozmowie z mamą przyjaciela udał się do jego pokoju. Drzwi były jednak zamknięte a w pomieszczeniu panował mrok. Aphrodi wchodząc tu nie miał ochoty ujawniać swojej obecności toteż nie włączył specjalnie światła. Oparł się o drzwi i zjechał po nich na podłogę chowając twarz w dłonie. Obraz zawiedzionych kolegów tłukł mu się po głowie jak ślepy tuńczyk. Coraz to nowe obrazy i słowa zapadały blondynowi w pamięć i niszczyły go tym samym od środka. Nagle z beznadzei wyrwał go znajomy głos należący do jego najlepszego przyjaciela. Ukucnął on po drugiej stronie drzwi jakby doskonale wiedział gdzie znajduje się Afuro. Przyłożył rękę do drzwi i spokojnym głosem spytał.

- Aphrodi, czy to jest twoja ostateczna decyzja? Odchodzisz od nas i nie będziesz już grał w piłkę?- odpowiedziało mu milczenie.- Jeśli jest coś w czym mogę ci pomóc to powiedz mi. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie zapominaj o tym. Zawsze jestem do twojej dyspozycji i dobrze o tym wiesz.- dalej nic. Herze zabiło mocniej serce. Nie z radości ani jakiegoś innego powodu. To było raczej uczucie, w którym traci się kogoś bliskiego na którym człowiekowi zależy najbardziej. Znali się od małego i zawsze byli dla siebie wsparciem. Ale teraz? Aphrodi nawet nie chce z nim rozmawiać. Blondyn siedział po drugiej stronie drzwi i mocno przygryzał sobie wargi że złości i smutku aż poleciało z nich trochę krwi. Nie chciał tego wszystkiego robić ale nie miał wyboru. Musiał się odciąć od tego wszystkiego. Innego sposobu nie widział, mimo że ten okazał się najboleśniejszy. Hera jeszcze chwilkę kucał pod drzwiami pokoju kolegi aż wreszcie zrozumiał, że to jest koniec.- Skoro już podjąłeś decyzję, to niech tak będzie.- mówił to że łzami w oczach i czym prędzej opuścił dom blondyna. Aphrodi przyłożył jeszcze swoją dłoń do drzwi i wyszeptał.

- Przepraszam...

******

Hera wybiegł z domu przyjaciela i prawie od razu wpadł na jakiegoś przechodnia, który Bogu winny szedł sobie właśnie do domu. A konkretnie to wracał z treningu. Obaj wywalili się na chropowaty chodnik  i jęczeli z bólu.

- Uważaj jak chodzisz.- skarcił brązowowłosego tajemniczy nieznajomy wyplątując się z nieciekawej pozycji w jakiej przyszło im się znaleźć.

- Wybacz.- rzucił posępnie Hera rozmasowując sobie kostkę.- Jestem trochę nieobecny.- podniósł głowę i ogarnął, że zderzył się z płomiennym napastnikiem z gimnazjum Raimon'a.- Gouenji?- wycedził zaskoczony. Jasnowłosy też dopiero teraz zrozumiał, że to napastnik z Zeusa. A bardzo dobrze się składało. Właśnie kogoś od nich potrzebował.

- Tak ja. Jak ty się nazywasz? Bo chyba mi uciekło twoje imię.- spytał jeżyk podnosząc się z ziemi. Podał rękę brązowowłosemu, aby pomóc mu wstać. Chłopak skorzystał z oferty i zaraz obaj stali na równych nogach.

- Hera.- odparł napastnik otrzepując się z kurzu.

- Idealnie. Powiedz mi proszę, gdzie mieszka Aphrodi.

- Nie wiem czemu chcesz to wiedzieć, ale dla mnie to bez znaczenia.- mówiąc to wskazał dom za sobą.- Właśnie od niego wyszedłem. Nie wiem co się z nim stało, ale to nic dobrego.- oznajmił krzyżując ręce. Shuuya zmierzył chłopaka wzrokiem i spytał wprost.

- Plakałeś?- Hera natychmiast spojrzał na towarzysza, po czym zaraz się zmieszał. Wytarł oczy rękawem czarnej bluzy i westchnął.

- To nic takiego. Zapomnij.

- Czyli rozmawiałeś z nim.- Gouenji pokiwał głową.- Wszystko jasne.

- Nawet całą drużyną do niego przyszliśmy ale to nic nie dało. On jest w jakimś dole. Sam nie wiem.

- Tak, też z nim rozmawiałem. Chcę jakoś mu pomóc. Nie wiem jeszcze jak ale trzeba mu zwrócić to co kocha.- wyznał płomienny napastnik uśmiechając się do byłego rywala. Ten wydawał się być tym stwierdzeniem zaskoczony. Przecież nie znał Aphrodiego tak dobrze jak on to jak miał mu pomóc za przeproszeniem?- Wiem co o mnie myślisz. Ale mam pewną teorie, która jeśli się sprawdzi to Afuro wróci do gry. Ale musicie mi dać czas. Na razie do niego nie dzwońcie ani nie kontaktujcie sie z nim.- Hera w pierwszej chwili chciał zanegować pomysł jasnowłosego ale doszedł do wniosku, że jeśli nie ma już żadnej nadziei, to warto próbować wszystkiego. Uśmiechnął się do Gouenji'iego i wyciągnął do niego dłoń.

- Zaopiekuj się nim. Jeśli będziemy potrzebni, poinformuj nas. To jest nasz przyjaciel i kapitan w jednym. Jeśli ma wyzdrowieć to ufamy ci. Ale jeśli zrobisz mu krzywdę to cię ukrzyżujemy.- jasnowłosy zaśmiał się serdecznie i uścisnął dłoń rywala.

- Dam z siebie wszystko.

*******

Pisze i pisze i skończyć nie mogę. Jakoś ta historia mnie wciągnęła i mam masę pomysłów na dalszy rozwój historii. Na razie Aphrodi jest w fatalnym stanie ale to dopiero początek więc nie martwcie się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro