Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

cz 2.23


Wiele słyszałam o Octtavio. To, że jest trudny we współpracy, ale za to skuteczny. I niestety stwierdzam, że jest w tym prawda. Do tej pory bez zarzutu wykonywał zlecone mu zadania. Teraz jednak postanowił ukazać swoją buntowniczą naturę. Najgorsze jest jedna to, że w obecnej chwili potrzebuję bezwzględnie wiernych ludzi. Chce ukarać Theo, ale na własnych zasadach.

– Zapominasz się – mówię zimnym tonem. Nie mogę pokazać, że się go obawiam. To jedynie utwierdziłoby go to w przekonaniu, że ma nade mną władzę.

– Nie Marcello – on także odpowiada chłodnym tonem. – Obiecałem sobie, że po tym co się stało osobiście go zabiję i zamierzam się trzymać tego postanowienia.

– Marci – nagle dociera do mnie słaby głos bruneta. Spoglądam w jego stronę i dalej widzę go ledwo żywego z półotwartymi oczami.

Mimo, że wiem iż prawdopodobnie wyrządził mi sporą krzywdę to czuję litość w jego kierunku. To mój kuzyn i znam go od małego więc nie wiem jak nieczułym człowiekiem musiałabym być żeby mu nie współczuć.

– Może chociaż jej się przyznasz pieprzony tchórzu! – warczy blondyn i rusza w jego kierunku.

Coś mi mówi, że chce mu jeszcze przyłożyć, a kolejne już obrażenia mogłyby się skończyć śmiercią dla mojego kuzyna dlatego chwytam mężczyznę za ramię.

– Jeśli chcesz cokolwiek jeszcze od niego się dowiedzieć to odpuść – patrzę prosto w jego arktyczne oczy.

– Tylko na chwile – zastrzega.

Cieszę się, że choć na moment udało mi się go odwieść go od morderczych instynktów.

– Nie pozwól mu – Theo dalej jęczy co na pewno nie działa na jego korzyść. Powinien się zamknąć i choć na chwile dać o sobie zapomnieć.

By uniknąć tragedii wyciągam Octtavio z pomieszczenia na korytarz. Jak nie będzie widział Theo to może szybciej się uspokoi.

– Dlaczego nie trzymasz się wcześniejszych ustaleń? To ja miałam się zająć ukaraniem Theo.

– Jak zawsze mu wszystko odpuścicie. A on skrzywdził ciebie i wiele innych osób.

Posyłam mu wredne spojrzenie. Jego tłumaczenie jest dość kuriozalne.

– A ty co stróż moralności i porządku? Robiłeś jeszcze gorsze rzeczy niż on, więc nie uzurpuj sobie prawa do wymierzania sprawiedliwości. To ja zdecyduję na jaką karę zasługuje Theo.

Tym razem to Octtavio podle się do mnie uśmiecha.

– Twój ojciec jak zwykle mu daruje, bo ten tchórz przyrzeknie mu, że będzie wykonywał wszystkie jego polecenia – warczy głosem przepełnionym jadem. – A ty jak już znudzisz się Tomlinson'em to wpadniesz w jego ramiona żeby się zabawić. Znowu pozwolisz robić z siebie idiotkę.

– Zamknij się! – warczę.

Chciałabym żeby było inaczej, ale jego słowa cholernie mnie bolą. Wiem, że nie raz postąpiłam głupio, ale nie tylko ja chodzę w życiu na łatwiznę. Nie zawsze da się postępować tak jak trzeba.

– Prawda zawsze boli Marcello.

Ma rację. Sama przed sobą przyznaję, że moje postępowanie nie raz jest pozbawione wszelkiej logiki. Lecz takie jest właśnie życie. Mało jest ludzi, którzy postępują zawsze w przemyślany wcześniej sposób. Nie ja jedna kieruję się emocjami.

– Mów ile za niego chcesz i kończmy już tę współpracę.

Napiętą jak struna atmosferę przerywa jego śmiech.

– Czyli będzie dokładnie tak jak się tego spodziewałem.

Myli się. Zamierzam pociągnąć Theo do odpowiedzialności, ale to ja zdecyduję o jego karze. A nie Octtavio.

– Myśl sobie co tam tylko chcesz. Nasza współpraca zakończona – ruszam w stronę wyjścia, ale on łapie mnie za ramię. Przyciąga do siebie i zamyka w swoich ramionach.

– Jak pewnie wiesz mam pewne znajomości – staram się wyrwać z jego uścisku, ale on jest o wiele silniejszy. Moje wiercenie nie robi na nim żadnego wrażenia. – Udało mi się dowiedzieć, że Theo bardzo się interesował ciekawą substancją. Wiesz, że jest coś takiego co czyści pamięć.

Słysząc te słowa po prostu zastygam. Spodziewałam się, że coś takiego mogło mieć miejsce, ale jest ogromna różnica pomiędzy podejrzewaniem czego, a pewnością. Dobija mnie też świadomość, że najcięższy cios otrzymałam od bliskiej mi osoby. Nie darzyłam Theo takim uczuciem jak zawsze tego oczekiwał, ale mu ufałam.

Teraz właśnie widzę jak wielki błąd popełniałam.

– On cię oszukiwał. A co najgorsze wszedł w układ z Davis'em. Niewiele brakowało byś żywa z tego nie wyszła. Wystarczyło, że zamiast oddać cię Louis'owi po prostu wpakował ci kulkę w głowę.

Puszcza mnie, a ja sama z siebie stoję w tym samym miejscu.

Walczę ze sobą żeby nie wybuchnąć głośnym płaczem.

– Rozumiem, że się w tobie zakochał, bo ja także nie jestem obojętny na twoje wdzięki – unoszę oczy do góry by do moich powiek nie napłynęły łzy. – Z tego co mi jednak wiadomo to się dba o osoby, które się kocha, a nie naraża je na śmierć. A tak to się mogło wszystko skończyć.

Przegrywam walkę sama ze sobą i moje policzki robią się mokre.

– Podejrzewam też, że podał ci drugą dawkę przez co znów straciłaś pamięć, ale za to wróciły ci wcześniejsze wspomnienia. Myślę też, że twój ojciec zna prawdę.

Gwałtowanie odwracam głowę w jego stronę.

Nie, to nie jest możliwe. Mój tata na pewno nie pozwoliłby na coś takiego. Kocha mnie.

– Spokojnie mówię o twoim drugim epizodzie amnezji. Rodrigo z całą pewnością nie naraziłby cię na śmierć. Jednak to wymazanie wspomnień o Louis'ie już było mu na rękę.

Nagle do głowy przychodzi mi pewna myśl. Może jest szalona, ale nie zaszkodzi spróbować.

– Załatw mi antidotum na tą substancję, a jak nie będzie to ją samą. Do trzech razy sztuka.

Nie zaprzepaszczę okazji by odzyskać wszystkie swoje wspomnienia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro