Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

cz 2.16


Powinnam odepchnąć od siebie Octtavio, a za jego śmiałość wpakować mu kulkę w kolano. Tak postąpić powinnam, ale, że rozum nie zawsze współdziała z innymi częściami ciała to dalej pozwalam się całować. Nie odwzajemniam tego żarliwie, lecz nie robię też nic by to przerwać.

— Wiedziałem, że też tego pragniesz — szepcze jak tylko kończymy nasz pocałunek. Wreszcie zdobywam się wreszcie na to co winnam była od razu zrobić i odpycham go od siebie.

— Mówiłam, żebyś nigdy więcej czegoś takiego nie robił — staram się brzmieć jak najbardziej poważnie. On nie może zauważyć moich wątpliwości.

— Nie interesuje mnie to co mówisz. Widzę po twoim zachowaniu, że mnie pragniesz tylko sama nie chcesz tego przed sobą przyznać. Oszukujesz się, bo tak jest prościej.

Kolejny, który wie lepiej ode mnie. Mam już serdecznie dość tego, że każdy uważa iż ma większą wiedzę o moich potrzebach ode mnie.

— Nie mam pojęcia co sobie ubzdurałeś, ale to nie jest prawda. Zależy mi na tym by się dowiedzieć co kombinuje Theo, więc doprowadzimy tę sprawę do końca i trzeba będzie przerwać naszą współpracę, bo mam już dość, że muszę ci na każdym kroku udowadniać, że jestem w szczęśliwym związku.

Żałuję, że przyjechałam z nim, bo teraz jestem zmuszona zamówić sobie taksówkę, ale wszystko jest lepsze niż powrót jednym autem z nim.

— Nie możesz zerwać ze mną współpracy — jego głos przybiera ostrego tonu. — Uprzedzałem co ci zrobię jak mnie oszukasz. I mimo że jesteś dla mnie ważna to, to zrobię — oznajmia i mnie wymija.

Nie odchodzi jednak daleko.

— Gdzie mam cię odwieść?

— Nigdzie. Sama wrócę do domu — słyszę jak głośno wzdycha i czuję jak łapie mnie za ramię.

— Od zawsze byłaś uparta, ale przynajmniej wcześniej nie byłaś głupio zauroczona w jakimś nieudaczniku — bystrzeje na jego słowa, ale jego surowe spojrzenie sprawia, że się nie odzywam.

Wpycha mnie na przednie siedzenie swojego auta, a sam zajmuje miejsce kierowcy.

— Chce jechać do domu ojca — nie zamierzam dopuścić by Louis widział, że byłam z Octtavio, a przy okazji też zabiorę swoje auto. Zresztą tata już mnie widział z blondynem to nie będzie jakoś bardzo zdziwiony.

— Jak będę miał jakieś informację to się z tobą skontaktuje — mówi jak już dojeżdżamy na miejsce.

— Dobrze — odpowiadam i szybko opuszczam samochód.

Teraz już widzę, że wchodzenie z nim w układy nie było dobrym pomysłem.

Nie mogę tak po prostu jechać do Louisa, bo wiem, że tata by się na mnie śmiertelnie obraził jakbym nawet na chwilę do niego nie zajrzała.

A mam akurat takiego pecha, że trafiam na śniadanie. I na domiar złego Theo też tu jest.

— Nie mam pojęcia czy mam się cieszyć czy płakać, że spędzasz noce z kimś takim jak Octtavio — mówi tata popijając swoją białą kawę. Nie przypatruje się jednak mu tylko więcej uwagi poświęcam przyglądaniu się Theo. Oczywiście robię to ukradkiem.

Widzę jak mocniej zaciska dłoń na widelcu. Ledwo powstrzymuje się przed powiedzeniem mu, że zawsze może się pocieszyć w ramionach jakieś dziwki podobnej do mnie.

— Łączą mnie z nim jedynie interesy. Nic więcej — tata robi taką minę, że od razu widzę, że mi nie wierzy. To już jego problem.

Zbliżam się do niego i całuję go w policzek.

— Przyszłam się jedynie przywitać. Zabieram swoje auto i wracam do domu.

— Tu jest twój dom. I mam nadzieję, że niedługo ty też to zrozumiesz.

***

Wracam do Louisa z nadzieją, że miał coś do załatwienia i całego tego czasu nie spędził na rozmyślaniu. Ja i on widzimy, że w naszym związku nie jest tak jak być powinno. I to niestety jest potęgowane przeze mnie.

— A ty znowu tutaj — po wejściu do domu zostaje przywitana przez niezbyt przyjaźnie do mnie nastawioną kobietę.

Nie pamiętaj jej, ale po tym zachowaniu widzę, że zdążyłyśmy się już zapoznać.

— Mamo daj jej spokój — nagle pojawia się Max.

Ta kobieta to jest jego matka. Czyli była żona Louisa.

— Odkąd się tylko tu pojawiła to sprawia same kłopoty. Byłam pewna, że ten wariat jej ojciec raz na zawsze ją stąd zabierze — no to mam coraz więcej informacji. Ta kobieta poznała mojego tatę i z tego co słyszę to nie zrobił na niej dobrego wrażenia.

No cóż nie obchodzi mnie to zbytnio.

— Nie znam pani i nie widzę powodu byśmy ze sobą rozmawiały — mówię spokojnie przez wzgląd na Maxa. Nie chce się kłócić z jego matką i stawiać go w niezręcznej sytuacji. On może mieć z nią dobre kontakty.

Nie każda jest taka jak moja.

Ona jednak nie zamierza dać za wygraną. Szatynka szybkim krokiem się do mnie zbliża.

— Chce jedynie byś się odczepiła od mojego męża!

Przez chwilę ta informacja przetwarza się w mojej głowie. Louis ma żonę. I z tego co się dopiero dowiedziałam to on nadal jest w związku małżeńskim.

— Diana! — w pomieszczeniu rozlega się głośny i stanowczy krzyk mojego mężczyzny. Chociaż nie jestem pewna czy nadal mogę go tak nazywać. — Mówiłem ci, że masz zniknąć z mojego domu. Czego w tym nie potrafisz zrozumieć?

Jestem ciekawa czy Louis wygania ją tylko dlatego, że właśnie przyszłam. Może jak mnie nie było to spędzali miło czas.

— A czemu do ciebie nie dociera, że ta dziewczyna nie jest dla ciebie.

— Na całe szczęście nie ty o tym decydujesz. Za godzinę ma cię tu nie być — warczy w jej stronę. Następnie odwraca się do mnie i po prostu wyciąga dłoń w moją stronę.

Chwytam ją, bo nie chce już dłużej słuchać pretensji tej kobiety.

— Czemu mi nie powiedziałeś, że masz żonę? — pytam się go jak wchodzimy do jego gabinetu. Nie podoba mi się, że ukrył przede mną tak istotną rzecz.

— Wiedziałaś wcześniej o Dianie. Teraz sporo się dzieje i po prostu zapomniałem, ale nic mnie nie łączy z tą kobietą.

— Poza Max'em — wtrącam.

Nagle się uśmiecha. Zbliża się do mnie i składa buziaka na moich ustach.

— Podoba mi się, że jesteś o mnie zazdrosna. To znaczy, że jestem dla ciebie ważny.

Liczę na waszą opinię. Za około godzinę powinien wpaść następny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro