Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30


Ojciec rozmawia z Louis'em, a ja siedzę z Max'em w salonie. Czuję jakby mnie ignorował, rozumiem, że może być na mnie zły za ataki mojego ojca na Louisa, ale ja także za to nie odpowiadam. Sama wolałabym żeby tata tak bardzo nie wtrącał się do mojego życia.

- Twój ojciec to bardzo niebezpieczny człowiek - wreszcie się odzywa. - Ty możesz go denerwować ile tylko chcesz, nic ci się za to nie stanie, ale nas może zabić.

Dreszcze przechodzą po moim ciele. Nie chce sobie nawet tego wyobrażać. Louis jest dla mnie zbyt ważny bym miała go stracić.

- Nie pozwolę mu na to - Max prycha i odwraca głowę. Widzę, że sam walczy ze sobą by mi nie powiedzieć tego o czym myśli. Jeśli jednak chodzi o mnie to nie musi ukrywać swoich uczuć. Jestem dalej tą samą osobą, zmieniło mi się jedynie imię. Chociaż dalej czuję się jak Rosie, a nie Marcella.

- Nie wiesz o czym mówisz.

- Chyba jednak wiem. Już raz ocaliłam Louisa i jeśli będzie trzeba to zrobię to po raz kolejny - wstaje z fotela i siadam na tej samej kanapie co on. - Naprawdę nie bawiłam się uczuciami twojego taty. Bardzo mi na nim zależy.

- Skoro tak to zostaw go w spokoju - radzi mi, a może nawet każe. Kolejna osoba próbuje mnie przekonać, że powinnam zrezygnować z osoby, którą kocham.

Czemu ludziom tak łatwo przychodzi ingerowanie w życie innych osób. Ja nikomu nie mówię z kim powinien być, lub nie, a ciągle słyszę rady na ten temat. Ja nigdy bym się na takie coś nie odważyła.

- Nie zrobię tego - informuje go pewnym głosem. Nie zamierzam się wycofywać. Ja nie ogłaszam kapitulacji, walczę o swoje.

- Szkoda, że swoim zachowanie narażasz mojego ojca - wypomina mi.

Już otwieram usta by mu znów powiedzieć, że nie dopuszczę by Louis'owi się coś stało, ale w salonie pojawia się mój ojciec. Nie była to długa rozmowa.

- Wracamy do domu - mówi w moim kierunku.

Też mi coś. Jestem już dorosła i na pewno nie będę słuchała taty.

- Sama tu przyjechałam, więc wyjdę kiedy będę chciała - ledwo się powstrzymuje żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok miny ojca. Nie wyraża ona z całą pewnością zadowolenia. No trudno, każdemu się nie da dogodzić.

- Mylisz się Marcello - zmierza w moją stronę. Nie ruszam się nawet o centymetr, bo wiem, że nie zrobi nic mi nie zrobi. Za bardzo mu zależy na naszych relacjach. - Wstań - rozkazuje.

Max wykonuje to polecenie i się odsuwa. On naprawdę boi się mojego ojca. Ja za to nie.

- Nie masz się czym martwić, obiecuje, że wrócę.

- A ja chce byś teraz ze mną pojechała - dalej naciska.

Do pomieszczenia jednak wraca Louis przez co odwracam głowę w jego stronę i mimowolnie się uśmiecham. Już nie mogę cię doczekać aż wrócę w jego objęcia.

- To jest dom Marcelli i może tu być ile tylko zechce - popiera mnie Louis. Niby to tylko kilka słów, ale ogromnie dużo one dla mnie znaczą. On pokazuje, że jest dla niego tak ważna, że nie boi się reakcji mojego ojca.

- Mało kto mnie tak irytuje jak ty - rzuca tata w stronę szatyna.

Muszę wreszcie zareagować, bo dalsza kłótnia nie doprowadzi do niczego dobrego. Wstaje i unoszę głowę w spojrzeć w turkusowe oczy ojca.

- Zależy ci na moim samopoczuciu? - zadaje retoryczne pytanie. On oczywiście kiwa głową na tak. - Wiem, że teraz jestem w swoim domu, ale mimo wszystko czuję się tam obco. A to miejsce bardzo dobrze mi się kojarzy, więc nie bądź zły, że chce tu czasem przyjeżdżać - staram się by mój głos brzmiał miękko.

Po wyrazie twarzy taty widzę, że to działa i zaczyna się łamać. A to znaczy, że dobrze mi idzie.

- Masz być w domu przed północą - już mam mu powiedzieć, że w moim wieku nie obowiązują mnie żadne limity czasowe, ale szybko gryzę się w język. Lepiej nie przesadzać.

- Okej, będę co do minuty.

Składa pocałunek na moim czole i kieruje się do wyjścia.

- Pamiętaj, że Theo na ciebie czeka i w każdej chwili się do twojej dyspozycji - rzuca na odchodne. Zauważam jakąś zmianę w nastroju Louisa.

Czyżby tata mu powiedział o moich pokręconych relacjach z Theo. Mam nadzieję, że nie, bo to co nas łączy, jest cholernie trudne do wyjaśnienia, a ja mam dziś zbyt mało czasu na takie rozmowy.

- Zobaczycie, że to się źle skończy - komunikuje nam Max i na całe szczęście też nas opuszcza. Wreszcie zostaliśmy sami.

- Na razie marudzi, ale za jakiś czas zaakceptuje nasz związek, albo przynajmniej przestanie się sprzeciwiać - zbliżam się do mojego mężczyzny. I chociaż krzywo się uśmiecha to po jego spojrzeniu widzę, że coś go trapi. - Co takiego ci powiedział?

- To samo co mi powtarza odkąd się wydało, że jesteś jego córką, czyli, że na ciebie nie zasługuje i jestem za stary.

Chwytam twarz Louisa w swoje dłonie i muskam jego usta.

- Nie ważne jaki jesteś, liczy się tylko, że cię kocham. I jestem pewna, że nawet jak odzyskam pamięć to moje uczucia do ciebie się nie zmienią.

Wreszcie na twarzy Lou pojawia się szczery uśmiech. Mam nadzieję, że wreszcie mi uwierzył.

Pov Louis

Marcella zapewnia mnie o swoich uczuciach, ale to nie sprawia, że robię się spokojny. Nasz związek jest zagrożony i to nie tylko ze strony Rodrigo. Wspomniał o jakimś Theo, a ja doskonale pamiętam, że to imię podczas snu wyszeptała moja księżniczka.

Mam nadzieję, że Marcella jego także nie pamięta.

- Chodźmy do naszej sypialni, poprzytulamy się, albo zrobimy to na co tylko będziesz miała ochotę - szepcze jej do ucha. Muszę dbać o nią.

Ma być u mojego boku szczęśliwa żeby nawet przez moment nie pomyśleć o porzuceniu mnie.

- Właśnie na to miałam ochotę - odpowiada mi zmysłowym głosem.

Łapie mnie za dłoń, a następnie ciągnie na górę. W połowie drogi nie wytrzymuje i biorę ją na ręce.

Moja księżniczka głośno się śmieje, a ja już wiem, że nigdy nie pozwolę jej odejść. Ona należy do mnie,

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro