Rozdział Trzeci
W którym nowa nauczycielka pozna swoich uczniów.
Enveria 19.05.2002r.
Droga Sabrino,
Mam nadzieję, że cieszysz się zdrowiem, a egzaminy z przed ponad pół roku nie wypruły z ciebie całej energii. Słyszałem, że miałaś najlepszy wynik i mimo, że nie zdawałaś Studium, mam nadzieję, iż zechcesz rozpocząć pracę jako Królewski Nauczyciel w moim zamku.
Jak wiesz mój najstarszy syn jest w pełni przygotowany do objęcia tronu i jestem z niego dumny, niemniej jednak, wciąż obawiam się, że w jakimś niewyjaśnionym wypadku stanie mu się krzywda, a po mnie nie będzie nikogo odpowiedniego by przejąć tron.
W takim razie chciałbym abyś nauczyła moich pozostałych czterech synów wszystkiego co wiesz, i co koniecznie przyda im się, gdy już sięgną po koronę — za jakiś czas, bądź w ogóle. W przyszłości chciałbym również abyś uczyła moją najmłodszą córkę, mój najdroższy skarb.
Mam nadzieję, że zgodzisz się na tę propozycję. Wcześniejsi nauczyciele zrezygnowali wcześniej czy później. Proszę o szybką odpowiedź.
Król Enverii
Victor Genverish.
Dziewczyna czytała list raz za razem w drodze do sąsiedniego królestwa w wymiarze Vella. Szare oczy prześwietlały każdą linijkę w poszukiwaniu ukrytego znaczenia, lecz nie doszukały się żadnego. Przekaz był czytelny, a nawet jeśli bardzo chciałaby dostrzec coś podejrzanego, nie znalazłaby niczego.
Od przyjścia listu minął już tydzień. Do Enverii dostała się najpierw pociągiem do granicy, a stamtąd zabrał ją powóz przysłany przez ojca króla. Z tego, co było jej wiadomo, król przebywał w tej chwili w podróży dyplomatycznej wraz z najstarszym synem, a tymczasowe rządy w kraju sprawował poprzedni król — Ernest Genverish.
Powóz tymczasem przejechał już przez bramę, okrążył ogromną fontannę przed pałacem, i zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi, przy których czuwali strażnicy, ubrani w czerwień i złoto. Uśmiechnęła się do siebie, wyglądając za okno, a następnie zerknęła na swoją lewą dłoń, gdzie na serdecznym palcu widniał pierścień z rubinowym oczkiem, który oplatały złote pnącza z kolcami.
Wysiadła z powozu i podeszła do drzwi, które strażnicy otworzyli bez szemrania. Nie mieli wątpliwości, że młoda kobieta musi być tą nową Królewską Nauczycielką. Już sam krok, tak pełen pewności siebie i elegancji, dawał temu świadectwo. Prosta, obcisła spódnica wraz z żakietem w tym samym ciemnym, granatowym kolorze ukazywała jej idealne kształty, a biała koszula dopełniała całokształtu. W blond włosach, spiętych w wysoki kok widniał ozdobny, srebrny kolec, który prawdopodobnie podtrzymywał fryzurę na miejscu.
Przekroczyła próg z cichym westchnieniem. Niemal od razu obok niej zmaterializował się służący. Skłonił uniżenie i bez słowa poprowadził do komnaty, w której już czekali książęta. W połowie trzeciego korytarza zatrzymali się by powitać ojca króla. Sabrina dygnęła lekko, i schyliła głowę na ułamek sekundy. Ernest Genverish, który do tej pory wpatrywał się w nią z uśmiechem, odpowiedział tym samym.
— Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc cię ponownie, moja droga! — wykrzyknął, poszerzając uśmiech.
Sabrina obawiała się, czy przypadkiem za chwilę jej nie obejmie. Dla pewności cofnęła się ledwo dostrzegalnie.
— Mnie również jest miło z naszego spotkania, wielmożny panie. — Spuściła ujmująco wzrok i spojrzała na niego spod rzęs.
Były król pogroził jej żartobliwie palcem.
— Nie próbuj nawet tak patrzeć na żadnego z moich wnuków, droga panno. Obawiam się, że w takim wypadku, któryś mógłby się w tobie zakochać.
Dziewczyna uniosła dłoń do policzka, przekonując się, że jest rozpalony. Nie zdawała sobie sprawy, że jedna wypowiedź może tak ją zawstydzić. Najstarszy z Genverishów uśmiechnął się do niej po raz ostatni, a następnie minął ją, ruszając tylko sobie znanym kierunku. Służący, który obserwował wszystko w milczeniu, ruszył dalej. Sabrina, chcąc czy nie, musiała zrobić to samo.
Sala, do której zmierzali, nie znajdowała się o wiele dalej. Weszli po ogromnych schodach i skręcili w prawo. Jej oczom ukazały się pięknie zdobione drzwi, przy których stała kolejna dwójka strażników. Jej przewodnik po raz kolejny ukłonił się i odszedł bez słowa.
Sabrina spojrzała na strażników i zbliżyła się do drzwi. Już sięgała do klamki, kiedy wyprzedził ją jeden z nich, otwierając drzwi na rozcież. Przez krótką chwilę oślepiały ją promienie słońca, wpadające przez otwarte okno. Przymknęła oczy zasłaniając je dodatkowo dłonią, a wiatr, który ją oplótł przywiał ze sobą zapach cudownych róż i bzu.
Powoli opuściła rękę i dygnęła przed książętami. Wszyscy byli blondynami o niebieskich oczach. Różnili się tylko wzrostem i długością włosów, a najmłodszy z nich, na długich pasmach zrobił sobie czerwone ombre.
— To ty jesteś naszą nową nauczycielką? — Jeden z młodszych książąt wyrwał się do przodu z szerokim uśmiechem i wyciągniętą ręką. — Miło nam cię poznać, milady.
Stanął kilka kroków od niej, przechylając głowę. Nagle zmrużył oczy, co nadało jego twarzy złowieszczy wygląd.
— To zapewne chciałabyś od nas usłyszeć — odezwał się ponownie z szyderczym grymasem. — Nic z tego. Nienawidzimy nauczycieli.
— Nie ma nic, czego byśmy już nie umieli — dodał chłopak nieco starszy od poprzedniego, z włosami w kolorze ciemnego miodu i okularami na nosie. — Nie sądzę aby było jeszcze coś, czego nie umiem.
— Nie potrzebujemy tak nieporadnej nauczycielki jak ty. — Pierwszy chłopak znów przejął pałeczkę, unosząc dumnie głowę.
Duma wysoka niczym Mount Everest, pomyślała, nazwę cię więc ,,everestowa-duma".
— Pozwolę sobie zauważyć, że jeszcze nie wiecie na co mnie stać — odparła obojętnym głosem. Jej twarz wyglądała jak wykuta z kamienia. — Pozwolę sobie przeprowadzić rozmowę z każdym z was osobno. — Jej dłoń wystrzeliła w górę, wskazując palcem everestową-dumę, który miał dziwnie przycięte włosy. — Zacznę od ciebie.
— Nie...
W jej oczach pojawił się złowieszczy błysk, który skutecznie uciszył piętnastolatka.
— Chciałabym również aby jutro wszyscy stawili się w tej komnacie o szesnastej na grupową lekcję. Jeśli kogoś nie będzie, lekcja zostanie odwołana — dodała, krzyżując ramiona. — Czy to do was dotarło?
Książęta jedno po drugim zaczęli wychodzić z pomieszczenia, ignorując jej pytanie. Pierwszy ruszył się najstarszy z nich — Książę Johannes — który dzięki swoim ostrym rysom twarzy i długiej grzywce opadającej na lewe oko, wyglądał złowieszczo.
— Zgub... Się...
Sabrina zmarszczyła brwi. ,,Zgub się"? Dygnęła przed nim.
— Ciebie również miło było poznać, książę — odparła.
Gdzieś za jego plecami rozległo się prychnięcie, ale starszy z braci to zignorował będąc już przy drzwiach. Okazało się, że to okularnik wydał z siebie ten dźwięk.
— Studium, w której akademii ukończyłaś, milady? — zapytał, dumnie unosząc głowę. Wzruszyła ramionami. Nazwę cię ,,Mądralą",pomyślała.
— Ukończyłam liceum Diamond Academii z najlepszymi wynikami — odparowała. — Nigdy nawet nie rozpoczęłam Studium.
Mądrala tylko uniósł brew i ponownie prychnął.
— Dam ci szansę tylko dlatego, że Diamond Academii to prestiżowa szkoła. Będę czekać w swoich komnatach do południa. Choćby minuta zwłoki przekreśla naszą rozmowę raz na zawsze — dodaje i zabiera się do wyjścia.
Nie mija chwila jak najmłodszy z książąt rzuca jej się na szyję. Sabrina była tak zaskoczona, że po prostu znieruchomiała.
— A ja jestem pozytywnie nastawiony do naszych zajęć, pani profesor!
— Och, to... naprawdę miłe... Książę.
Zdecydowanym ruchem strząsnęła jego ręce. Czternastoletni książę nie zraził się tym jednak.
— Będę z niecierpliwością oczekiwał naszego spotkania, pani profesor! — wykrzyknął i zniknął za drzwiami.
— Cóż, okazuje się, że jednak nie wszyscy nienawidzą nauczycieli — powiedziała z krzywym uśmiechem i złapała piętnastolatka za nadgarstek ciągnąc go do jego pokoju.
~•°•~
Sherin wróciła do mieszkania późno w nocy. Nie miała nawet siły by pójść do łazienki wziąć prysznic. Rozebrała się tylko do bielizny, rozrzucając ubrania po całej sypialni i padła na łóżko nawet się nie przykrywając. Nie minęła chwila jak zasnęła.
W jej przypadku rzadko kiedy pojawiały się sny. Jeśli już się zdarzyły, były to niezrozumiałe bochomazy, najczęściej koszmary. Później się okazywało, że nie pamięta żadnego z nich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro