Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Trzeci

W którym nowa nauczycielka pozna swoich uczniów.


Enveria 19.05.2002r.

   Droga Sabrino,

     Mam nadzieję, że cieszysz się zdrowiem, a egzaminy z przed ponad pół roku nie wypruły z ciebie całej energii. Słyszałem, że miałaś najlepszy wynik i mimo, że nie zdawałaś Studium, mam nadzieję, iż zechcesz rozpocząć pracę jako Królewski Nauczyciel w moim zamku.

       Jak wiesz mój najstarszy syn jest w pełni przygotowany do objęcia tronu i jestem z niego dumny, niemniej jednak, wciąż obawiam się, że w jakimś niewyjaśnionym wypadku stanie mu się krzywda, a po mnie nie będzie nikogo odpowiedniego by przejąć tron.

   W takim razie chciałbym abyś nauczyła moich pozostałych czterech synów wszystkiego co wiesz, i co koniecznie przyda im się, gdy już sięgną po koronę — za jakiś czas, bądź w ogóle. W przyszłości chciałbym również abyś uczyła moją najmłodszą córkę, mój najdroższy skarb.

  Mam nadzieję, że zgodzisz się na tę propozycję. Wcześniejsi nauczyciele zrezygnowali wcześniej czy później. Proszę o szybką odpowiedź.

Król Enverii
Victor Genverish.


    Dziewczyna czytała list raz za razem w drodze do sąsiedniego królestwa w wymiarze Vella. Szare oczy prześwietlały każdą linijkę w poszukiwaniu ukrytego znaczenia, lecz nie doszukały się żadnego. Przekaz był czytelny, a nawet jeśli bardzo chciałaby dostrzec coś podejrzanego, nie znalazłaby niczego.

    Od przyjścia listu minął już tydzień. Do Enverii dostała się najpierw pociągiem do granicy, a stamtąd zabrał ją powóz przysłany przez ojca króla. Z tego, co było jej wiadomo, król przebywał w tej chwili w podróży dyplomatycznej wraz z najstarszym synem, a tymczasowe rządy w kraju sprawował poprzedni król — Ernest Genverish.

  Powóz tymczasem przejechał już przez bramę, okrążył ogromną fontannę przed pałacem, i zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi, przy których czuwali strażnicy, ubrani w czerwień i złoto. Uśmiechnęła się do siebie, wyglądając za okno, a następnie zerknęła na swoją lewą dłoń, gdzie na serdecznym palcu widniał pierścień z rubinowym oczkiem, który oplatały złote pnącza z kolcami.

   Wysiadła z powozu i podeszła do drzwi, które strażnicy otworzyli bez szemrania. Nie mieli wątpliwości, że młoda kobieta musi być tą nową Królewską Nauczycielką. Już sam krok, tak pełen pewności siebie i elegancji, dawał temu świadectwo. Prosta, obcisła spódnica wraz z żakietem w tym samym ciemnym, granatowym kolorze ukazywała jej idealne kształty, a biała koszula dopełniała całokształtu. W blond włosach, spiętych w wysoki kok widniał ozdobny, srebrny kolec, który prawdopodobnie podtrzymywał fryzurę na miejscu.

   Przekroczyła próg z cichym westchnieniem. Niemal od razu obok niej zmaterializował się służący. Skłonił uniżenie i bez słowa poprowadził do komnaty, w której już czekali książęta. W połowie trzeciego korytarza zatrzymali się by powitać ojca króla. Sabrina dygnęła lekko, i schyliła głowę na ułamek sekundy. Ernest Genverish, który do tej pory wpatrywał się w nią z uśmiechem, odpowiedział tym samym.

— Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc cię ponownie, moja droga! — wykrzyknął, poszerzając uśmiech.

  Sabrina obawiała się, czy przypadkiem za chwilę jej nie obejmie. Dla pewności cofnęła się ledwo dostrzegalnie.

— Mnie również jest miło z naszego spotkania, wielmożny panie. — Spuściła ujmująco wzrok i spojrzała na niego spod rzęs.

   Były król pogroził jej żartobliwie palcem.

— Nie próbuj nawet tak patrzeć na żadnego z moich wnuków, droga panno. Obawiam się, że w takim wypadku, któryś mógłby się w tobie zakochać.

  Dziewczyna uniosła dłoń do policzka, przekonując się, że jest rozpalony. Nie zdawała sobie sprawy, że jedna wypowiedź może tak ją zawstydzić. Najstarszy z Genverishów uśmiechnął się do niej po raz ostatni, a następnie minął ją, ruszając tylko sobie znanym kierunku. Służący, który obserwował wszystko w milczeniu, ruszył dalej. Sabrina, chcąc czy nie, musiała zrobić to samo.

   Sala, do której zmierzali, nie znajdowała się o wiele dalej. Weszli po ogromnych schodach i skręcili w prawo. Jej oczom ukazały się pięknie zdobione drzwi, przy których stała kolejna dwójka strażników. Jej przewodnik po raz kolejny ukłonił się i odszedł bez słowa.

  Sabrina spojrzała na strażników i zbliżyła się do drzwi. Już sięgała do klamki, kiedy wyprzedził ją jeden z nich, otwierając drzwi na rozcież. Przez krótką chwilę oślepiały ją promienie słońca, wpadające przez otwarte okno. Przymknęła oczy zasłaniając je dodatkowo dłonią, a wiatr, który ją oplótł przywiał ze sobą zapach cudownych róż i bzu.

Powoli opuściła rękę i dygnęła przed książętami. Wszyscy byli blondynami o niebieskich oczach. Różnili się tylko wzrostem i długością włosów, a najmłodszy z nich, na długich pasmach zrobił sobie czerwone ombre.

— To ty jesteś naszą nową nauczycielką? — Jeden z młodszych książąt wyrwał się do przodu z szerokim uśmiechem i wyciągniętą ręką. — Miło nam cię poznać, milady.

   Stanął kilka kroków od niej, przechylając głowę. Nagle zmrużył oczy, co nadało jego twarzy złowieszczy wygląd.

— To zapewne chciałabyś od nas usłyszeć — odezwał się ponownie z szyderczym grymasem. — Nic z tego. Nienawidzimy nauczycieli.

— Nie ma nic, czego byśmy już nie umieli — dodał chłopak nieco starszy od poprzedniego, z włosami w kolorze ciemnego miodu i okularami na nosie. — Nie sądzę aby było jeszcze coś, czego nie umiem.

— Nie potrzebujemy tak nieporadnej nauczycielki jak ty. — Pierwszy chłopak znów przejął pałeczkę, unosząc dumnie głowę.

  Duma wysoka niczym Mount Everest, pomyślała, nazwę cię więc ,,everestowa-duma".

— Pozwolę sobie zauważyć, że jeszcze nie wiecie na co mnie stać — odparła obojętnym głosem. Jej twarz wyglądała jak wykuta z kamienia. — Pozwolę sobie przeprowadzić rozmowę z każdym z was osobno. — Jej dłoń wystrzeliła w górę, wskazując palcem everestową-dumę, który miał dziwnie przycięte włosy. — Zacznę od ciebie.

— Nie...

   W jej oczach pojawił się złowieszczy błysk, który skutecznie uciszył piętnastolatka.

— Chciałabym również aby jutro wszyscy stawili się w tej komnacie  o szesnastej na grupową lekcję. Jeśli kogoś nie będzie, lekcja zostanie odwołana — dodała, krzyżując ramiona. — Czy to do was dotarło?

  Książęta jedno po drugim zaczęli wychodzić z pomieszczenia, ignorując jej pytanie. Pierwszy ruszył się najstarszy z nich — Książę Johannes — który dzięki swoim ostrym rysom twarzy i długiej grzywce opadającej na lewe oko, wyglądał złowieszczo.

— Zgub... Się...

  Sabrina zmarszczyła brwi. ,,Zgub się"? Dygnęła przed nim.

— Ciebie również miło było poznać, książę — odparła.

  Gdzieś za jego plecami rozległo się prychnięcie, ale starszy z braci to zignorował będąc już przy drzwiach. Okazało się, że to okularnik wydał z siebie ten dźwięk.

— Studium, w której akademii ukończyłaś, milady? — zapytał, dumnie unosząc głowę. Wzruszyła ramionami. Nazwę cię ,,Mądralą",pomyślała.

— Ukończyłam liceum Diamond Academii z najlepszymi wynikami — odparowała. — Nigdy nawet nie rozpoczęłam Studium.

   Mądrala tylko uniósł brew i ponownie prychnął.

— Dam ci szansę tylko dlatego, że Diamond Academii to prestiżowa szkoła. Będę czekać w swoich komnatach do południa. Choćby minuta zwłoki przekreśla naszą rozmowę raz na zawsze — dodaje i zabiera się do wyjścia.

   Nie mija chwila jak najmłodszy z książąt rzuca jej się na szyję. Sabrina była tak zaskoczona, że po prostu znieruchomiała.

— A ja jestem pozytywnie nastawiony do naszych zajęć, pani profesor!

— Och, to... naprawdę miłe... Książę.

   Zdecydowanym ruchem strząsnęła jego ręce. Czternastoletni książę nie zraził się tym jednak.

— Będę z niecierpliwością oczekiwał naszego spotkania, pani profesor! — wykrzyknął i zniknął za drzwiami.

— Cóż, okazuje się, że jednak nie wszyscy nienawidzą nauczycieli — powiedziała z krzywym uśmiechem i złapała piętnastolatka za nadgarstek ciągnąc go do jego pokoju.

~•°•~


  Sherin wróciła do mieszkania późno w nocy. Nie miała nawet siły by pójść do łazienki wziąć prysznic. Rozebrała się tylko do bielizny, rozrzucając ubrania po całej sypialni i padła na łóżko nawet się nie przykrywając. Nie minęła chwila jak zasnęła.

  W jej przypadku rzadko kiedy pojawiały się sny. Jeśli już się zdarzyły, były to niezrozumiałe bochomazy, najczęściej koszmary. Później się okazywało, że nie pamięta żadnego z nich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro