Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Rok 2107, pod koniec/końcówka III Wojny Światowej

Wszędzie coś wybuchało. Przez dym prawie nic nie było widać. Grupa polskich żołnierzy poruszała się blisko ściany jednego z budynków z włączonymi noktowizorami. Mieli wyświetloną mapę, pokazującą gdzie spotkać się z drugim oddziałem. Koło nich biegły androidy. Każdy z ludzi miał w przydziale jednego z nich. Maciej Kwiatkowski był jednym z nielicznych mających własnego robota, reszta dostała jakiegoś od państwa na czas walk. Mężczyzna spojrzał na biegnącego koło niego androida. Jedyne, co odróżniało go od ludzi była biała skóra. Czarne włosy wyglądały zza hełmu. Oczy miał czarne, bacznie obserwował otoczenie.

Nagle wszystko ucichło. Żołnierze poruszali się cicho. Bezszelestnie. Starali się pozostać niezauważonymi. Dowódca podniósł rękę, a cała grupa stanęła. W pewnym momencie Maciej zauważył plamę ciepła czającą się za murem, lecz zanim w ogóle zdążył chwycić bron, tajemnicza postać strzeliła. Pocisk trafił osobę znajdującą się tuż obok mężczyzny. Oddział rozpadł się. Wszyscy szukali jakiegoś schronienia, z którego mogliby wyeliminować przeciwnika. Jedynie parę androidów zostało. Próbowali trafić w nieprzyjaciela. Kwiatkowski rzucił się za jakiś samochód, chociaż wiedział, że materiał, z jakiego zbudowano ten model, łatwo przepuszczał najnowszej generacji pociski laserowe.

- Radzę poszukać bezpieczniejszego miejsca – odezwał się jego, jak dotąd milczący, android, kucając obok niego.

- Nie wydaje mi się, żeby takie istniało – odparł smętnie Maciej. K-212, jak wskazywały ledwo widoczne numery na jego karku, pokiwał w zrozumieniu głową i zaczął obserwować teren wokół nich. Jego oczy delikatnie świeciły. Było to coraz bardziej widoczne, gdyż powoli zapadała noc.

- Moje czujniki wykryły ruch z naszej prawej strony – powiedział nagle android. – Pójdę to sprawdzić.

- Karolu... - zaczął Kwiatkowski, zwracając się do robota imieniem nadanym przez siebie. K-212 odwrócił głowę w jego stronę. - ... uważaj na siebie.

- Oczywiście.

Android zniknął w dymie, a Maciej wyostrzył obraz noktowizora. Urządzenie nie pokazywało większości robotów, więc w przypadku, gdyby jakiś postanowił go zaatakować, mężczyzna byłby praktycznie ślepy. Zamierzał jednak przeżyć. Dla swojej żony i córeczki, którą widział jedynie raz w ciągu tego roku. Na szczęście K-212 szybko wrócił.

- To łazik szpiegowski typu robala. Wyłączyłem jego kamerę i możliwość nadawania – Karol wyciągnął z kieszeni coś podobnego do dużego karalucha, tylko że zrobionego z metalu. – Możemy odbierać polecenia nadawane do niego. Po jakimś czasie będę w stanie namierzyć jego...

Dalsze słowa zagłuszył wybuch pobliskiego budynku. Odrzuciło ich parę metrów dalej. Kwiatkowski skrzywił się, słysząc jedynie nieustający pisk. Szybko sprawdził, czy jest cały, następnie powoli wstał. Spróbował włączyć wyświetlacz dołączony do hełmu, jednak nic się nie stało. Najwidoczniej został uszkodzony przez zbyt mocne uderzenie o ziemię. Mężczyzna przeczesał teren wokół siebie wzrokiem zza noktowizora. Do jego pozycji zbliżał się oddział. Maciej przeklął pod nosem. Gdyby tylko było jasno... wtedy łatwo mógłby określić czy byli to wrogowie. Wystarczyłoby jedynie przybliżyć obraz. Kwiatkowski otrząsnął się z zadumy i schował się za murem dawnej szkoły, po czym sprawdził, czy chociaż komunikatory działały.

- Tu Kwiatkowski, słyszycie mnie? – Nadał komunikat. Nie minęło nawet dziesięć sekund, gdy otrzymał odpowiedź.

- Głośno i wyraźnie. Podaj swój numer identyfikacyjny i położenie – odpowiedziała jakaś kobieta.

- MK-210-005. Nie jestem pewny, gdzie dokładnie się znajduję. Mój wyświetlacz padł. Jedynie noktowizor jeszcze zipie. Przez ostatni wybuch większość moich urządzeń nie działa – ostatnie zdanie wypowiedział jedynie po to, żeby ktoś raczył poinformować go, gdzie znajduje się reszta jego ludzi.

- Czy do twojej pozycji zbliża się jednostka wroga?

- A skąd ja mam to wiedzieć?! Do licha, przecież wyświetlacz nie działa, a jest noc! – Zawołał wzburzony. Odnosił wrażenie, że osoba, z którą rozmawiał (jeśli można ją do takiej zaliczyć. W końcu nie wiadomo, czy nie rozmawia z robotem) w ogóle go nie słuchała.

- Czy ktokolwiek idzie w twoją stronę? Ta informacja chyba będzie w pana posiadaniu – głos w komunikatorze stał się zniecierpliwiony.

- Tak. Większa grupa. Na zachód ode mnie – odburknął.

- Więc na północ znajdują się ludzie z twojego oddziału. Powiadomimy ich – połączenie zostało zerwane.

Maciej spojrzał przez noktowizor w stronę zbliżającego się nieprzyjaciela. Zostały mu jakieś dwie minuty, zanim dotrą do jego kryjówki. Zamierzał ten czas wykorzystać na szukanie K-212, później dołączy do swojej grupy.

Mężczyzna wyłączył urządzenie i rozejrzał się. Księżyc dawał niewiele światła, jednak to i tak było lepsze od noktowizora, przez który w ogóle nie dojrzałby androida. Kwiatkowski zaczął posuwać się, przytrzymując się ściany. Miał nadzieję, że w ciemności dojrzy świecące oczy robota. Nie mógłby znieść myśli, że już nigdy go nie zobaczy. K-212 stał się jego przyjacielem, chociaż sam dopiero teraz to zauważył.

Kwiatkowski szedł jeszcze jakiś czas, dopóki drogę nie zagrodziły mu zwały kamieni. W tym miejscy zatrzymał się bezradny. Po obu jego stronach znajdowały się budynki stojące bardzo blisko siebie, więc nie miał jak przejść. Westchnął bezradny i ruszył w drogę powrotną. Po przejściu parunastu metrów, przystanął. Dziwne przeczucie bycia obserwowanym od dłuższego czasu go nie opuszczało. Ta sytuacja napawała go niepokojem. Niespodziewanie usłyszał coś za sobą. Prawie od razu szybko się odwrócił. Zauważył jednak jedynie białego kota, który miauknął i uciekł. Jestem już chyba przewrażliwiony, pomyślał mężczyzna.

Maciej znów miał wznowić marsz (jeśli to, co robił, można było uznać marszem), gdy przed nim pojawiła się jakaś sylwetka. Błyskawicznie chwycił za broń, jednak postać go ubiegła, łapiąc jego rękę.

- To ja, K-212 – oznajmiła, puszczając go, a Kwiatkowski westchnął z ulgą. Dopiero teraz zauważył delikatnie świecące się oczy androida.

- Cieszę się, że nic ci nie jest.

- Powinniśmy odnaleźć naszą grupę.

- Tak, racja. Prowadź, masz lepszy wzrok ode mnie – przyznał mężczyzna, a robot zaczął iść żwawym krokiem do przodu. Maciej za to próbował za nim nadążyć i nic sobie nie zrobić.

K-212, gdy dowiedział się mniej-więcej o położeniu ich oddziału, pokazał Kwiatkowskiemu skrót, który prowadził prosto w tamto miejsce, dzięki czemu zaoszczędzili oni dużo czasu i uniknęli nieprzyjemnej konfrontacji z nieprzyjacielem. Zameldowali się dowódcy, po czym zajęli swoje pozycje. Walka z wrogiem okazała się nieunikniona.

Żołnierze czekali jeszcze w ukryciu parę minut. Potem rozpoczęli atak. Jeden wystrzał przyniósł za sobą całą falę kolejnych. Wszyscy rzucili się w śmiertelny wir walki. Maciej był jednym z tych, którzy nie lubili walczyć na odległość. Wolał robić to tak, jak kiedyś jego przodkowie. Stawiał na tradycję.

Nagle poczuł ogromny ból w okolicach brzucha i zapach przypalonej skóry. Spojrzał na swoją ranę, po czym osunął się na kolana. Nie mógł teraz zginąć. Chciał dożyć starości. Zobaczyć, jak jego córka dorasta. Cieszyć się z życia z rodziną. To wszystko w jednej chwili zostało mu odebrane. Miał jedynie parę minut, jak nie sekund, żeby pogodzić się ze śmiercią, a to nie przychodziło mu łatwo. Zamglonym wzrokiem zobaczył pochylającego się nad nim androida.

- Niech pan się uspokoi. Proszę wytrzymać, zawołam medyka – powiedział robot, podtrzymując go.

- Nie, nic nie rób – Kwiatkowski czuł, że nic się już nie da zrobić. Praktycznie w ciągu paru sekund zmienił swoje zdanie. Chciał umrzeć, ale... najpierw musiał jeszcze coś zrobić. To było niesamowite, z jaką łatwością przyszło mu pogodzenie się z tym, co nastąpi. Wtedy jednak nie miał czasu roztrząsać tego zagadnienia. – Mam tylko jedną prośbę. Tylko jedną...

- Jaką? – Zapytał z lekkim strachem K-212.

- Karolu, zaopiekuj się moją córką. Proszę cię o to, jako twój przyjaciel - mężczyźnie załamał się głos. Coraz trudniej przychodziło mu ułożenie w miarę logicznego zdania. Jeszcze gorzej było z jego wypowiedzeniem.

- Zrobię co w mojej mocy, żeby była bezpieczna, chociaż myślę, że pan sam tego dopilnuje...

- Mój czas już minął – przerwał mu Maciej. – Teraz ty musisz... musisz wykorzystać swój. Zobacz, co dzieje się na tym świecie. Brat zabija brata. Ludzie zapomnieli o emocjach. Myślą... myślą, że wszystko mogą – głos Kwiatkowskiego coraz bardziej cichnął. Mężczyzna złapał K-212 za ramię. – Proszę, zapamiętaj, żeby szanować życie niezależnie od tego, do kogo ono należy. Każdy zasługuje na drugą szansę.

Maciej czuł, jak jego ręka robi się zbyt ciężka, by utrzymać ją w powietrzu. Puścił androida. W tym samym momencie puścił się swojego życia. Zrobił to, co powinien. Mógł już umrzeć. Przynajmniej w jakimś stopniu oczyścił swoje sumienie.

- Nie! Nie może pan zginąć! – zaczął krzyczeć robot do, nieżywego już, Kwiatkowskiego. – Nie może... nie może... - Karol powtarzał to słowo, jakby dzięki temu mógł wskrzesić mężczyznę. Z jego oczu bez pozwolenia zaczęły wylewać się łzy. To był przełom. Pierwszy raz odczuł jakieś emocje. Pierwszy raz poczuł się bardziej ludzki. Pierwszy raz darzył kogoś tak głębokim uczuciem i opłakiwał jego stratę.

Bitwa jednak cały czas trwała. Nikt nie zauważył, jak jeden człowiek umarł, a android posiadł coś ludzkiego, przy okazji tracąc przyjaciela. Nikt nie zauważył, bo wszyscy zajęci był zabijaniem. Każdy, bez wyjątku, to robił. Roboty razem z ludźmi. Wybijali się nawzajem. Własne gatunki.

Trzy Prawa Robotyki według Isaac'a Asimov'a:

1. Robot nie może skrzywdzić istoty ludzkiej lub - poprzez wstrzymanie się od działania - pozwolić, by stała jej się krzywda.

2. Robot musi wykonywać rozkazy wydawane mu przez istoty ludzkie, z wyjątkiem sytuacji, kiedy byłyby one sprzeczne z Prawem Pierwszym.

3. Robot musi chronić swoje istnienie dopóty, dopóki taka ochrona nie jest sprzeczna z Prawem Pierwszym lub Drugim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro