Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Przez ulicę jeżdżą mokre od deszczu samochody. W powietrzu unosi się woń paliwa i bryzy deszczowej. Co jakiś czas słychać głośne silniki przejeżdżające obok. Latarnie ledwo co świecą żółtym światłem na drogi miasta. Jest to chłodny wieczór, prawie że noc, która miała zmienić cały bieg zdarzeń dwóch osób. Jedną z nich jest Unia Europejska, który właśnie stąpa po wielkich kałużach w sklepieniach w betonie, wracając z pracy pieszo. Niestety, jego kierowcy coś wypadło, oraz nie miał ani grosza na taksówkę, więc nie miał jak wrócić transportem. Jego telefon się rozładował, a zegarek stanął w miejscu.
-Gorzej być nie mogło -stwierdził pod nosem do siebie, zakrywając czubek głowy ręką przed deszczem. Szkoda – ponieważ się mylił. Trzy kroki po tym zdaniu autobus przejechał koło niego i, rozlewając na niego wodę z wielkiej kałuży na ulicy, zamoczył go do suchej nitki, jakby wcześniej nie był mokry.
-Świetnie -zaczął pod nosem -tego potrzebowałem. Dodatkowego prysznica.
Szedł tak rozgoryczony wpadką pechowych zdarzeń, gdy nagle pod jego nogami znalazło się coś miękkiego, futrzanego. Spojrzał zaskoczony w dół i ujrzał białego, puchatego kota z błękitnymi oczami. Kot był jeszcze suchy, dlatego musiał dopiero co wyjść na zewnątrz. Zaczął się miziać do jego nóg, przykrywając je swoim grubym, napuszonym ogonem. Widocznie poszukiwał zainteresowania u Unii. Mężczyzna, uspokojony obecnością zwierzaka, podniósł go na wysokość swojej twarzy. Kot, co dziwne, nie reagował, jednakże uśmiechał się swoim pyszczkiem do Unii i zamiałczał kilka razy. Unia uśmiechnął się.
-Coś mi się wydaje, że będę miał szczęście, kolego -rzekł do kota, kładąc go z powrotem na ziemię. Zwierz odszedł, skacząc w stronę jakiegoś budynku. Przed całkowitą ucieczką odwrócił głowę ostatni raz w stronę odchodzącego Unii i wszedł przez wentylację.
Natomiast drugą osobą, której los miał się zmienić tej nocy, był ONZ. Również on wracał ze swojej pracy przez środek miasta, lecz – w porównaniu do Unii – w całkowitym spokoju i bez problemu. Miał ze sobą czarną parasolkę, więc nie był mokry. No tak. Miał. Kolejny kot zjawił się obok naszej ofiary losu, stąpając po śmietnikach i zapełnionych kontenerach w poszukiwaniu schronienia przed deszczem. Ten jednak był czarny, mniej napuszony. Miał wyraziste, zielone oczy I długi, wąski ogon. Gdy ONZ przeszedł obok niego, zwierzak spojrzał mu w oczy w bezruchu. Mężczyzna był tak rozproszony tym zjawiskiem, że gdy tylko odwrócił wzrok, zauważył samochód, będący cztery metry od niego, który jechał w jego stronę z wielką prędkością. ONZ cofnął się o dwa kroki do tyłu po zauważeniu pojazdu. Kierowca starał się zahamować, gdy z naprzeciwka jechało następne auto. Obaj rozbili się o siebie, bez wszelkich obrażeń. Tymczasem ONZ uciekł z miejsca zbrodni, aby przypadkiem nie został wciągnięty w sprawę jako świadek zdarzenia.
-Co to za wariaci jeżdżą? Nie znają przepisów ruchu drogowego? -rozmyślał na głos zdruzgotany, nie wiedząc, że całe to – oraz przyszłe zdarzenia – wywołał jeden, mały zwierz.

——————————————————
Wiem, że pogłoski o czarnych kotach, co przynoszą pecha są nieprawdziwe i dla niektórych pogardliwe. Nie wierzę w takie rzeczy, a sam pomysł dodałem jedynie dla zaostrzenia fabuły. Przepraszam czytelników, których mogłem tym urazić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro