Odmienne sytuacje
Dzień, w porównaniu do poprzedniego, był piękny i słoneczny. Jesień to była jedna z piękniejszych pór roku w tym mieście. Najbardziej ze wszystkich cieszył się Unia Europejska. Co weekend szedł do parku, aby pospacerować i ujrzeć kolory ciepłe; czerwony, żółty, pomarańczowy. Czasem zdarzały się blado-fioletowe i brązowe liście, lecz tylko te, które zaczynały gnić. Unia nie patrzył na negatywy. Skupiał się na tym, co piękne. Wracał po takich spacerach do domu rozpromieniony na twarzy. W biurze, gdy tylko była ładna pogoda, otwierał okno, aby móc słyszeć śpiew ptaków, latających wokół wielkiego dębu, rosnącego obok. Czasem jakiś wróbel podleciał i stanął na progu okna, czasem jaskółka zaczęła dziobać w drzewo. Tego dnia było znakomicie, dopóki nie przyszedł Polska, proszący o wypłatę. Wtargnął do biura Unii, podenerwowany, klnąc pod nosem. Unia starał się nie krzyczeć z samego rana, wyjątkowo za dobry humor. Jednak Polska potrafił być naprawdę wkurzający.
-Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego czekam na swoją wypłatę ponad miesiąc? -wykrzyknął mu prosto w twarz. Unia otworzył szufladę, z której wyjął teczkę z dokumentami o Polsce.
-Nie wiem, o czym ty mówisz -rzekł z uśmiechem na twarzy. Polskę to tylko bardziej rozgniewało.
-Przecież sam dobrze wiesz -zaczął -o czym mówię. Ostatnio rozmawiałem z Rumunią, który dostał swoją wypłatę DWA DNI WCZEŚNIEJ! Starasz się traktować swoich pracowników sprawiedliwie, lecz zapominasz o tych, którzy najbardziej potrzebują uwagi. Nie przekonałem cię? Co z tego. Nie spocznę, dopóki nie dostanę tego, co mi się należy. Za moją ciężką pracę. Wiesz może, co ja przechodziłem kiedyś? Wiesz, że bolało? A wiesz może, że teraz nadal boli?
I tak paplał, dopóki Unia nie znalazł szukanego przez niego dokumentu. W ogóle go nie słuchał. Słyszał to już wystarczająco dużo razy, aby zapamiętać każde pojedyńcze słowo i wypisać na tablicy trzysta razy. Poprawił sobie grube, przypięte kartki, nadal uśmiechając się i odwrócił je w stronę Polski.
-Patrz -przerwał mu, pokazując palcem w okienko znajdujące się w prawym dolnym rogu -tu. To tutaj masz zapisaną swoją kwotę. A tutaj -teraz skierował palec na lewo, w środkową linijkę -dokładną datę jej otrzymania oraz moje potwierdzenie. A tutaj -rzekł z podirytowaniem w głosie -jest twój oficjalny podpis.
Polska oniemiał. Wziął do rąk dokument i go uważnie przeczytał. Unia wstał z biurka, wyszedł do Polski i złapał jedną ręką za dokument, wciąż się uśmiechając – lecz z nerwów.
-Skończyłeś już? -zapytał. Gdy Polska kiwnął głową na tak, Unia wziął dokument, złożył go w rolkę i walnął go z całej siły w głowę.
-Jeszcze raz przyjdziesz z taką bezsensowną skargą do mnie, to obiecuję, że już więcej nie będziesz miał jak przyczepić się o swoją pensję, sklerotyku -stwierdził gorzko, kładąc dokument na biurko. Twarz mu spoważniała, gdy wymówił te słowa. Polska złapał się za głowę, przeprosił kilka razy i wyszedł z pośpiechem. Unia usiadł do biurka, schował dokumenty i spojrzał z ulgą w okno. Przez tą sytuację zapomniał, że miał dobry humor jeszcze kilka minut temu. Wyjął książkę z teczki, założył nogi na biurko i zaczął w spokoju czytać.
W tym czasie ONZ, człowiek miłujący zimę, starał się ignorować liście spadające mu na głowę, kraczące wrony latające w te i we w te, głębokie i jakże brudne kałuże, oraz wiele innych negatywów jesieni. Oczywiście były to według niego negatywne cechy tej przepięknej pory roku. Nie był zdecydowany na wszystko, co go spotykało w takich dniach. Okna zawsze miał zamknięte, a gdy przebywał w domu – zasłonięte. Siedział przy biurku w swoim biurze, przeglądając internetowe wiadomości i newsy. Szukał zdarzenia, w które o mało co nie został wplątany. Co dziwne, nie znalazł żadnego artykułu na ten temat. Może wszystko skończyło się jednak dobrze? Może obydwaj kierowcy wrócili spokojnie do swoich domostw? Nic o tym nie wiedział. Pomyślał jeszcze raz o kocie, który prawie doprowadził do jego śmierci. Oburzył się i wyłączył laptop. Zastanawiał się, czy nie zająć się czymś takim jak przeczytaniem książki. Normalnie nic on nie robi oprócz siedzenia w biurze i czekania na jakieś ważne sytuacje. Każdy dzień spędzał tak samo, siedząc w miejscu i nic nie robiąc. Był przy tym bardzo cierpliwy i spokojny, także i rozgarnięty. Bał się jednak opuszczenia swojego miejsca pracy nawet na chwilkę. Uważał, że jeżeli wyjdzie ze swojego biura choćby na sekundę, to może nie dojść do niego ważny komunikat, który zmieniłby los całego świata. Był bardzo zapatrzony w tą myśl, aż się w nią zapadał. Unia powtarzał mu, że to przesada, że powinien załatwić sobie jakieś hobby, znaleźć sobie jakieś zajęcie, któro odciągnie go od tej myśli. On jednak nie był przekonany tym pomysłem i zostawał przy swoim siedzeniu w miejscu. Po długim zamyśleniu ktoś zapukał do jego drzwi. Odciągnięty od złych myśli, wstał od biurka i poszedł, aby otworzyć. Jednak nikogo na zewnątrz nie było. Na ziemi leżał list, trochę brudny. Mężczyzna kucnął, aby go podnieść i zaniósł do środka, zamykając za sobą drzwi. Wcześniej nie miewał takich sytuacji, dlatego był zaskoczony i podekscytowany. Siadając do biurka otworzył list i wyjął z niego pogiętą kartkę. Na niej widniały następujące napisy:
Witam pana Organizację Narodów Zjednoczonych!
Dawno się nie widzieliśmy.. Czyż nie? Ostatnio dowiedziałem się o adresie do twojego biura. Chciałbym z tobą porozmawiać. Spotkajmy się w biurze Unii Europejskiej.
Twój poprzednik,
Liga Narodów.
"Nie... To niemożliwe. Ktoś musi robić sobie ze mnie żarty" myślał ONZ. Przecież Liga Narodów nie żyje od kiedy on powstał. A to jeszcze były czasy drugiej wojny światowej. Niby jakim cudem miałby tak nagle ożyć, wyjść z grobu? Nie napisałby tego tak czy inaczej. Ten ktoś, kto go nabiera, wcale nie pomyślał o logice swojego żartu. ONZ schował list do szuflady z myślą o swoim poprzedniku. Gdyby jednak ten ożył... Co by najpierw uczynił? Czyżby właśnie skontaktował by się z ONZ? Z kimś, kogo nie cierpi przez zastąpienie go, a jednocześnie unicestwienie jego działań? Trudno stwierdzić. Właściwie to jedyne, co by zrobił, jeżeli już miałby się z nim spotkać, stanowiło by coś negatywnego. Ekscytacja momentalnie zmieniła się w głęboki stres.
Ciemnym wieczorem ONZ postanowił pojechać do budynku Unii Europejskiej. Znowu padał deszcz, dlatego zadzwonił po taxi. Nie był do końca pewien, czy robi dobrze, lecz martwił się jednocześnie o Unię. A co, jeżeli ten ktoś, kto przysłał mu list zrobił lub postanawia zrobić krzywdę jego przyjacielowi? "Unia może być w niebezpieczeństwie" myślał. I tylko ta myśl mu szła po głowie, dopóki nie dojechał na miejsce.
W budynku było ciepło i komfortowo. Z powodu, że jechał autem, ONZ postanowił pójść schodami. I po pięciu piętrach okazało się to złym pomysłem, dlatego ruszył do windy. W środku napotkał Szwajcarię, wyczerpanego ciągłą pracą i dużą dawką kofeiny. Ten, nie rozróżniając już żadnej osoby, wskazał palcem na ONZ i przymrużył oczy.
-...Szef? -zapytał osłabionym głosem. Mężczyźni spoglądali tak na siebie obydwoje zakłopotani, aż w końcu ONZ postanowił się odezwać, by przerwać niezręczną ciszę.
-Y, nie. Organizacja Narodów Zjednoczonych.
Gdy Szwajcaria usłyszał ten niski, wyrazisty głos, rozszerzył oczy, jakby miał niebezpieczeństwo przed twarzą. Ukłonił się krótko i przeprosił za "zniewagę". ONZ go uspokoił, przy czym sama sytuacja go rozbawiła i zapomniał o całym stresie, który niestety wróci, gdy tylko przybędzie do biura. Szwajcaria wyszedł na swoje piętro i tak oto mężczyzna został sam w windzie. Na początku nie mógł sobie przypomnieć, po co tu przyjechał. Wreszcie jednak wrócił mu rozum do głowy, gdy tylko winda się otworzyła, a przed sobą miał wąski korytarz, na przeciwko którego stały drzwi do szefa budynku. Tak więc ruszył; był zdruzgotany myślą, iż gdy tylko otworzy drzwi, ujrzy tam swojego poprzednika. Co ten by wtedy zrobił? To niedorzeczne, nierealne! Bez sensu się zamartwiać na zapas. W końcu przy drzwiach. Złapał za klamkę i wszedł do środka ostrożnie.
——————————————————
Wiem, że za późno wstawiony rozdział. Pisałem go jeszcze w jesień, październik. Przepraszam za to i mam nadzieję, że jeszcze złapiecie ten jesienny klimat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro