Rozdział 22
Janusz Korwin-Mikke
Ostatnio w szkole to się działy takie amory, że o ja pierdole. Tylko Kajunia płodek nie była na mnie chętna. Oczywiście nie traciłem nadziei. Jeszcze mi ulegnie, byłem tego pewien.
Utworzyłem sojusz na czas nieokreślony z Kryśką, który mi pomoże w zdobyciu tej zmywary. W końcu się przyjaźniły, więc Pawłowicz na pewno coś zdziała. Może była chora psychicznie, ale miała w sobie to coś.
- Morawiecki! - zawołałem go, kiedy tylko go zobaczyłem - Twój wiersz był do dupy! Ta głupia pizda na mnie nie poleciała!
Poprosiłem akurat jego, bo myślałem, że jest jakimś mini-bożkiem w pisaniu takich ścierw, a on to najzwyczajniej na świecie spierdolił. Miał tylko jedne proste zadanie i co? I nic. Niby tak inteligentnie wygląda w tych swoich pinglach, a w rzeczywistości jest debilem, więc w ogóle się nie wyróżnia z tłumu.
- Żadna mądra też na ciebie nie poleci. - odparł.
- Miałeś mi napisać coś, żeby zmiękły jej kolana, a to było jedno wielkie gówno. - udałem, że nie usłyszałem jego komentarza.
- Czy ty serio myślałeś, że po jednym wierszu rzuci ci się na szyję?
- No, a nie? Kobietom wiele nie trzeba.
- Wszystko? Śpieszy mi się.
- Gdzie? Do męskiego, żeby walić kapucyna do magazynów Playboya?
- Jesteś obrzydliwy. - skomentował odchodząc ode mnie.
- Spójrz najpierw na siebie może co?! - krzyknąłem za nim, a ten nie odwracając się pokazał mi środkowego palca.
Jeszcze pożałuje dnia, w którym się urodził, albo nie. Pożałuje dnia, w którym został poczęty przez swoich starych - osobiście tego dopilnuję.
Wyszedłem na zewnątrz i na kogo trafiłem na murku? Dudzixona, Trzaska, Bosaka i Biedronkę. Byli w zbyt dobrych humorach, więc uznałem, że im zepsuję. Nie mogą mieć lepszego dnia ode mnie. Nikt nie może.
- Siema. - usiadłem obok Krzyśka - Ile za gram? - spytałem.
Nie obiecałem mu przecież, że dochowam tajemnicy.. a może obiecałem i zapomniałem? Jeden chuj.
- Nawet jakby ktokolwiek miał grama to byłbyś ostatnią osobą, która by go kupiła. - wtrącił się Andrzej.
Dzisiaj chyba bawił się w adwokata, bo jak nie pogonił mnie od Roberta, tak teraz chciał spłoszyć mnie od dilera.. a kiedyś dawno temu, za siedmioma górami i lasami, miałem go za równego gościa.
- Nie ciebie pytałem. - burknąłem.
- A ja ciebie tu nie zapraszałem, więc spierdalaj stąd w podskokach. - wyszczerzył się.
- Taki cwany jesteś, bo masz Rafałka obok. - powiedziałem.
Nawet na solo nie dałby mi rady, frajer - tak samo zresztą jak dwa jego przydupasy.
- Może po prostu lepiej wszyscy się uspokójmy? - zaproponował Robert - Zobaczcie. Mamy ładną pogodę, świeci słońce..
- ..ptaszki ćwierkają.. - dokończył Rafał.
- ..a chińskie dzieci psa przypiekają. - również się dołączyłem.
- Wystarczy. - wkurzył się Andrzej - Naprawdę nie widzisz tego, że nikt nie chce twojego towarzystwa, bo działasz wszystkim na nerwy?
- Ale spokojnie, bo ci żyłka pęknie. - powiedziałem.
- Nie pęknie jak sobie stąd pójdziesz. - westchnął ciężko Bosak - Korwin my naprawdę nie mamy do ciebie siły.
Oczywiście byłem złośliwym gnojkiem i nie miałem zamiaru się stąd ruszyć. Musieliby mnie zabrać siłą. Zbyt dobrze się bawiłem, żeby tak po prostu odejść.
- To jesteście słabi, skoro nie możecie sobie ze mną poradzić. - podsumowałem.
Jak na złość wszystko musiał zepsuć mi dzwonek na zajęcia.. chociaż nie. Poza tym miałem jeszcze inne opcje.. między innymi Spotted, które trochę umarło.
- Dla twojej wiadomości, skończyłem z tym. - powiedział cicho do mnie Bosak - Śmiało, napisz posta na stronę o tym jak cię potraktowaliśmy. Niech ci ulży. - mówiąc to zszedł z murku i dołączył do trójcy świętej.
Zapewne sobie myśli, że to będzie zwykły wpis i będzie wyglądał jak każdy inny. Niech się tylko nie zdziwi jak go przeczyta.
Miałem teraz religię i to razem z Godek, więc zapowiadała się całkiem niezła katecheza. Jeszcze z naszym ziomalem Zbyszkiem to już w ogóle. Oczywiście standardowo odmówiliśmy modlitwę i dopiero przeszliśmy do lekcji.
- „Pojęcie sprawiedliwości w religii" - to temat naszej dzisiejszej katechezy. - powiedział Ziobro pisząc na tablicy.
Po chwili poza tematem, pojawił się drukowanymi literami napis SPRAWIEDLIWOŚĆ.
Oczywiście nikt tego nie pisał, bo zeszytów i tak nie sprawdzał. Tak właściwie to ja nigdy niczego nie pisałem, bo nie chciałem obciążać kręgosłupa. Już wystarczyło mi to, że nosiłem te durne podręczniki.
- Z czym wam się kojarzy „sprawiedliwość"? - spytał ksiądz - A może ktoś jest w stanie podać prawidłową definicję tego słowa?
- To uczciwe i prawe postępowanie. - odpowiedziała Kaja.
- Bardzo dobrze! - ucieszył się i zapisał to nieco niżej po czym narysował kreskę, która łączyła jej wypowiedź z głównym słowem - No dawajcie. Nie powiecie mi chyba, że lewactwo wam mózg wyprało. Chyba, że jednak będę musiał przynieść na kolejną katechezę wodę święconą i wypętać z was wszystkich, wartości jakie reprezentuje sobą ta ideologia.
Tam gdzie nie trzeba było nawiązywać do lewaków, to on i tak był w stanie ich wepchnąć do swojej wypowiedzi. Standard, w końcu to Ziobro.
- Czegoś czego nie ma w naszym kraju. - powiedziałem.
- Zgodzę się z tobą, ale proszę.. rozwiń myśl, żeby wszyscy w klasie otworzyli oczy.
- Po prostu teraz wszyscy myślą, że im wszystko wolno. Na przykład taki ruch społeczny jak feministki, nie ponosi odpowiedzialności za swoje czyny. Robią jakieś niepotrzebne marsze i zgrupowania i w ogóle no, głupie to jest jak but.
- Dzięki feministkom kobiety mają teraz prawa wyborcze i nie są traktowane jak przedmiot.. - wtrąciła się Godek - ..i mogą mieć martwe płody!
Normalnie aż kurwiki w oczach jej się zapaliły na słowo „martwe płody".. i to niby Pawłowicz jest tą bardziej pojebaną? W sumie z Kają przynajmniej nie będzie nudno.
- Ale wy nie powinnyście mieć żadnych praw, a ty w szczególności. Kiedyś dziewczyny w twoim wieku miały już mężów, dzieci i zajmowały się domem. - odparłem - Pomyśl sobie. Ja bym dbał o swoje wykształcenie, a ty o nasze małe Korwiniątka. Czy to nie brzmi jak plan na życie?
- Aż żal przerwać mi tak piękną dyskusję.. - Zbyniu gdyby mógł to normalnie, by się rozpłakał - Ale mam małą prośbę. Wrócimy do tematu lekcji, a wy na kolejnej wyrazicie swoje stanowiska na temat feminizmu. Co wy na to?
Praca w parze z Kają? Brzmi nieźle. Zaprosiłbym ją do siebie, ale nie będę specjalnie dla niej ogarniać bałaganu, jaki robimy razem z Ryszardem. Mógłbym ją ewentualnie zaprosić do posprzątania, nic poza tym. Od siebie dorzuciłbym strój seksownej pokojówki - tak dla klimatu.
- Z przyjemnością. - powiedziała rzucając mi mordercze spojrzenie, a ja jedynie pięknie się uśmiechnąłem.
- Wracając do twoich słów Janku.. - zaczął swój długi monolog.
Niekoniecznie mnie interesował, bo w głowie miałem tylko jedno. Ja, Janusz Ryszard Korwin-Mikke - sam na sam, z Kają Urszulą Godek. Te spotkanie przejdzie do historii, czułem to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro