Rozdział 21
Andrzej Duda
W sumie to dobrze, że Cristoforo się zgodził na randewu. Chyba zacznę go tak nazywać, a do Biedronia będę mówić Roberto. Czy to nie jest cudowny pomysł?
- Andrzej, a ty co jakiś taki dzisiaj rozkojarzony? - Żółtek zaciągnął się swoim e-papierosem.
Uznałem, że mogę mu wybaczyć to, że pali to e-gówno. W końcu niekażdy jest święty.
- Ja? Nic.. nic.. - zaśmiałem się nerwowo - Nie masz zwykłych szlugów nie?
- Pytasz o to trzeci raz i trzeci raz odpowiadam ci to samo: nie mam.
Szlag. Ja to jak zwykle muszę się z czymś wkopać. Jak nie z randką - to teraz.
Czy będzie to podejrzane jak nagle się rozchoruję? Chyba nie. Mógłbym przecież być chory już wcześniej.. Będę musiał to rozważyć.
- Więc powiesz o co chodzi? - spytał po dłuższej chwili ciszy.
- Ale o co może chodzić? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Nie wiem, może o Trzaskowskiego? - podsunął myśl, a we mnie aż się zagotowało.
- Dlaczego niby o niego?! - oburzyłem się.
- Nie jestem Kaczyńskim, więc nie musisz przede mną udawać, że nic się między wami nie dzieje. - odparł, a ja trochę odetchnąłem z ulgą.
W sumie to nigdy nie pytałem go o to czy jest tolerancyjny, bo myślałem, że ma takie samo zdanie jak kurdupel i (poniekąd) ja, ale jednak jak widać - pomyliłem się co do niego.
Może Stanisław nie musiał być tylko i wyłącznie od dawania mi szlugów? Mógł być moim kolegą, czy coś w tym rodzaju. W sumie to nie miałem przyjaciół, dlatego też zrezygnowałem z startowania na przewodniczącego samorządu szkolnego, bo i tak nikt poza Rafałkiem nie zagłosowałby na mnie.
- Okej, ale nic mu nie mów. - powiedziałem, a on jedynie przytaknął - Raffaello zaprosił mnie na randkę dziś wieczorem, ale ja nie chciałem na nią iść, więc zaproponowałem też Bosakowi, żeby zabrał z sobą Biedronia.. i tak o to mamy podwójną randkę, ale i tak się denerwuję. - mówiłem trochę za szybko, więc nie wiedziałem czy on cokolwiek z tego zrozumiał.
- Udam, że nie usłyszałem tego z Bosakiem, ale wracając do ciebie.. dlaczego nie chciałeś iść na randkę z kimś kogo lubisz?
Szlag! Wygadałem się z Cristoforo i Roberto na ich temat! Chociaż.. i tak ludzie zaczną coś podejrzewać, a Żółtek i tak nie miałby komu tego sprzedać. Skoro nie powie Jarkowi o mnie i Raffaello.. to czemu miałby mówić o nich?
- Bo nie umiem w takie gówna. - odpowiedziałem - Coś się w ogóle na nich robi specjalnego czy co?
- Spędza się miło czas.
- To nie jest dla mnie coś nadzwyczajnego, bo spędzamy miło czas w objęciach pościeli. - skomentowałem - No wysil swoje szare komórki i mi pomóż.
Naprawdę to było w cholerę stresujące. Chyba będę musiał się napić przed tym spotkaniem, żeby jakoś się wyluzować. Ciekaw byłem tylko, czy oni też podchodzili do tego tak samo jak ja, czy mieli na to totalnie wyjebane, a ja zachowywałem się jak ostatnia ciota?
- To zależy gdzie idziecie. - zauważył.
- Do kina.
- Przecież tam się prawie nic nie robi! Czego ty się boisz? Dużego ekranu i popcornu?
- Chyba słowo „randka" mnie wystraszyło. - przyznałem - Powinienem się jakoś elegancko ubrać?
- Wiecznie chodzisz w koszulach, więc co chcesz włożyć? Garnitur? - spiorunowałem go wzrokiem - Nie świruj, przyjdź ubrany normalnie. - nagle się uśmiechnął, a po chwili krzyknął głośno - Nie musisz się chować Rafał! Widzę cię!
Dlaczego on go zauważył i to jeszcze w tym najgorszym momencie, kiedy najchętniej bym z nim nie rozmawiał?
- Wcale się nie chowałem. - odparł rozbawiony podchodząc do nas - Przypadkiem znalazłem się w pobliżu. - wyjaśnił.
- A ja przypadkiem zostawię was samych. - zaśmiał się Żółtek i jak powiedział, tak zrobił.
Ta rozmowa trochę mi pomogła, więc chyba kupię mu za to jakiś olejek do tego jego sprzętu. Taki mały prezent.
- O czym gadaliście? - zaciekawił się.
- Nie twój zasrany interes Raffaello. - uśmiechnąłem się wrednie - Ja się ciebie nie pytam o czym rozmawiasz z innymi osobami.
- Możesz zapytać, jeśli chcesz. - wzruszył ramionami.
- Pomyślmy.. nie obchodzi mnie to. - przyznałem.
- No właśnie! A ja się tobą interesuję!
- Zaprosiłem na naszą randkę Bosaka i Biedronia. - wyrzuciłem nagle - Chyba nie masz nic przeciwko?
- Nie. Im nas więcej tym weselej.
Widziałem po jego minie, że mój pomysł jednak nie do końca przypadł mu do gustu. Ale to nie była moja wina, że byłem samolubnym dupkiem, który myślał tylko o sobie! Taka była moja natura, a z nią przecież nie wygram.
Uznałem, że skoro został jeszcze tydzień do jego wylotu to zrobię mu niespodziankę ostatniego dnia i spędzimy go tylko we dwoje.. ale nie mam zamiaru nazywać tego randką.
To będzie po prostu zwykłe, przyjacielskie (chyba) spotkanie - w końcu kolejne będą odbywać się na kamerce przez najbliższe trzy miesiące.
Chociaż wątpię, że będziemy gadać codziennie. Przecież nie będzie chciało mu się rzucić zwiedzania Stanów i innych dupereli tylko dla mnie. Sam osobiście bym tego nie zrobił, więc nie oczekuję tego samego od Trzaskowskiego.
- Zapowiada się naprawdę miły wieczór, w miłym gronie, nie uważasz?
- Z grzeczności, nie zaprzeczę.
Położyłem mu dłoń na ramieniu, a on ją strzepnął. Skubany uczy się moich ruchów, a później wykorzystuje je przeciwko mnie.
- Nigdy nie jesteś grzeczny, ale to już inna kwestia. - puściłem mu oko.
- I to ci się podoba. - złapał mnie za tyłek, a ja w zamian dałem mu liścia.
- Gdzie z tą ręką bezbożniku?! - udałem oburzonego, chociaż w głębi duszy mi się podobało - Idź się z tego wyspowiadaj do Ziobro!
- Jak będę chciał to pójdę, ale nikt zapewne nie będzie miał więcej grzechów od ciebie.
Wcale nie byłem takim złym człowiekiem - no dobrym może też nie, ale bez przesady.
- Zróbmy listę i przekonajmy się kto ma ich więcej. - zaproponowałem.
- Czas do następnej przerwy. - postanowił.
- Stoi. - podaliśmy sobie rękę i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę.
Wyjąłem telefon i otworzyłem Notatki uprzednio go odblokowując. Oczywiście pierwsze co było na liście to palenie papierosów, trawy i picie przed ukończeniem osiemnastych urodzin (teraz się już nie liczy, bo jestem pełnoletni). Oczywiście doszło do tego parę pierdół takie jak: przechodzenie na czerwonym świetle, przeklinanie, obrażanie ludzi.
Do dzwonka miałem już dosyć dużo punktów. Nie wiedziałem czy to powód do dumy, ale patrząc na swoją listę - nie miałem aż tak nudnego życia jak mogło się wydawać.. więc chyba było okej. Gorzej by było gdybym nie napisał nic.. chociaż czy to w ogóle było możliwe? Każdy na pewno miał swoje za uszami.
Byłem ciekawy co takiego wymieni Raffaello, w ogóle ile tego wymieni i czy chętnie pokaże mi swoją listę. Oczywiście zmuszę go, żeby zrobił to pierwszy, żebym policzył ilość punktów. Jak będzie miał bardzo (ale to bardzo) mniej ode mnie to wtedy wymienię te najgorsze i większości mu nie przeczytam. Przecież nie będzie musiał wiedzieć wszystkiego, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro