Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.

Och, pieprzyć mnie i moje życie. Gdybym był Bogiem, dałbym ludziom wieczne słońce, wieczne szczęście i wieczny spokój. Ale nim nie jestem i (prawdopodobnie) nigdy nie będę, dlatego właśnie otwieram trzecią w tym miesiącu paczkę papierosów i próbuję pisać. Ale pisarzem też nie jestem i (prawdopodobnie) nigdy nie będę, więc idzie mi źle, tragicznie i najgorzej na świecie. Zapisuję dwa zdania, skreślam je, zapisuję kolejne dwa zdania i znów je skreślam, i tak w kółko, niekończący się cykl, jeden z kręgów piekła Dantego, w którym utknąłem na zawsze. Czas wymyka mi się spod rąk i wysypuje spomiędzy palców, minuty jak ziarenka piasku, toną w morzu tysiąca innych ziarenek, w ostateczności nie znaczących zbyt wiele. Za oknem pada deszcz, a ja znów staję się taki sam, jak co wieczór. Jestem jednym wielkim powtórzeniem, nie tylko swoim, ale i kogoś innego. Nie wiem, kim może być ten ktoś, ale na świecie przepełnionym ośmioma miliardami ludzi musi znaleźć się choć jedna osoba, która jest dosłownie taka jak ja, która wyznaczyła pewne tory, którymi grzecznie sobie podążam. Mam już dość tych torów, chciałbym stać się kimś innym. Pierdolona komunikacja miejska. Odpalam drugiego papierosa, bo dłużej nie wytrzymam, parzy mnie całe moje ciało. Ludzie nie są w stanie zaakceptować swojej twarzy, figury, nosa, charakteru. Ja nienawidzę siebie w całości, łącznie z gardłem, jelitami, płucami i nerkami. Nienawidzę ich. Codziennie przypominają o tym, że żyję i że, z jakiegoś chorego powodu, muszę utrzymywać się przy tym życiu. Ale po co? Kto tak postanowił, kto przydzielił moją duszę do tej dziwnej nieukształtowanej formy cielesnej? Mam ochotę mu powiedzieć coś brzydkiego, naprawdę brzydkiego, obrażającego. Może i lepiej, że nie jestem Bogiem (i pisarzem), bo kto wie, jaki przyniosłoby to skutek dla ludzkości. Tak, wiem, wcześniej wspomniałem o tym, że dałbym wiecznie słońce, bla, bla, nieważne. Zmieniłem zdanie i świat mnie niemiłosiernie wkurwia, i gdybym ja go stworzył, i gdybym musiał go oglądać, wiedząc, że spierdoliłem sprawę, chyba na złość każdemu człowiekowi zesłałbym na niego prywatną plagę egipską. (Trochę żartuję, ale trochę też nie). Szczerze, uspokajają mnie tylko słowa, dlatego kładę się na łóżku i otwieram kolejną książkę. Jak co wieczór. I znów, jak co wieczór, próbuję wyobrazić sobie, że nie istnieję. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro