Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Zakochałem się"

Wchodzę do Lions i od razu dostrzegam Liama, siedzącego na końcu kawiarni.

- Pali się, jełopie ? - pytam ze złością. Ten debil dał mi pięć minut na dotarcie tutaj, tłumacząc że ma sprawę życia i śmierci. A tak cudownie mi się leżało na leżaku w ogródku.

- Tak - uderza otwartą dłonią w stół, co prowadzi do przewrócenia się pustej butelki po coli. - Siadaj na dupsko i słuchaj!

- No mów - siadam na kanapie i opieram się o oparcie z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Jeśli to nie jest nic godnego uwagi, to pozbawię go przyjaciela.

- Chyba się zakochałem! - gdybym teraz coś piła, Liam byłby mokry. Że co? On? Otrząsam się i zbieram swoją szczękę z podłogi.

- Powtórz

- Zakochałem się . - śmieje się. - Zaskoczona ?

- W chuj - kwituję. - W kim?

- Ma na imię Bethany i jest w naszym wieku. Spotkałem ją miesiąc temu na moście Golden Gate. Popsuł jej się samochód, więc jej z nim pomogłem i ta nasza znajomość zaczęła przeradzać się w coś głębszego.

- STARY! Miesiąc? - oburzam się. - Ja ci mówię o wszystkim od razu, a ty czekałeś miesiąc?

- To będzie trudne - wypuszcza powietrze. - Nie chciałem, żebyś wiedziała.

- Co? Dlaczego? - nie ukrywam swojego żalu. Przecież przyjaciele mówią sobie wszystko.

- Bo wiem jaka jesteś i Bethany by tego nie zaakceptowała.

- Czekaj, co? Jaka niby jestem i co ona ma z tym wszystkim wspólnego?

- Nienawidzi dziewczyn, które myślą, że wszystko im się należy. Takich pewnych jak ty. Uważa, że takie osoby tylko krzywdzą.

- Do czego zmierzasz?

- Ona chce cię poznać - wzdycha. - Powiedziałem jej, że jesteś wstydliwa i małomówna. Możesz taką poudawać?

- JASNE! - wstaję od stolika. - Mogę w ogóle nie przychodzić na to spotkanie! Przecież jestem wstydliwa! Spójrz na siebie! Sam jesteś dupkiem i jakoś to jej nie przeszkadza!

- Jestem dupkiem tylko przy tobie!

- Jeszcze mi powiedź, że ja każę ci nim być! - wyrzucam ręce do góry i zaciskam szczęki.

- Nie, ale - urywa.

- ALE?

- Nie chcę stracić Bethany przez ciebie. - zabolało. - Wybacz, ale twoje odzywki czasem są nie na miejscu i boję się, że odstraszysz ją. - usilnie próbuję się nie rozpłakać. Tyle lat pieprzonej przyjaźni i co z tego mam? Okazuje się, że cały czas miał o mnie wyrobione zdanie, chorej psychicznie suki.

- W takim razie życzę wam powodzenia.

- Darcy.. - chwyta mnie za nadgarstek. Wyrywam się z tego uścisku od razu. - Darcy, nadal chcę być twoim przyjacielem, ale proszę tylko, żebyś przy Bethany była inna.

- Cześć - ruszam w kierunku wyjścia.

- DARCY! - woła, ale mam go w dupie. Przyjaciel...- Darcy - biegnie za mną.

- Czego? - przystaję na środku chodnika i spoglądam na twarz tego zdrajcy.

- Nie chcę się kłócić.

- Skoro chcesz, żebym udawała kogoś kim nie jestem to myślę, że nie powinniśmy się przyjaźnić. Nie potrafię być inna, a nie chcę udawać. Życzę szczęścia z Bethany, ale o mnie zapomnij.

- Dar.

- Koniec - unoszę dłoń. - Koniec, Liam. Kochasz Bethany i ja to rozumiem, ale boli mnie to, że przez nią niszczysz naszą przyjaźń.

- Nie niszczę! Proszę cię tylko o przysługę!

- Zawsze prosisz o przysługi - uśmiecham się sztucznie.

- Nie prawda! Darcy źle mnie zrozumiałaś. Masz udawać tylko przy Beth. To wszystko.

- Jak długo?

- Tak długo jak z nią będę. Kocham ją i nie mam zamiaru z nią zrywać, więc musisz udawać tą wstydliwą dziewczynę.

- Powiedz Bethany, że Darcy nie żyje. Została potrącona na pasach.

- CO TY PIEPRZYSZ?

- Ja udawać nie będę, więc dla ciebie jestem już martwa. - odwracam się i ruszam przed siebie.

- CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! - nie odpowiadam tylko przyśpieszam. Nie chcę go widzieć. Straciłam jedynego przyjaciela. Nie jestem zła, że poznał kogoś kogo pokochał, ale bolą mnie jego słowa. Nie potrafię być inna i on o tym powinien wiedzieć najlepiej. Co ze mną jest nie tak? Najpierw Elijah okazuje się szowinistyczną świnią, a potem Liam wymaga ode mnie rzeczy niemożliwych. Jeszcze jak Cody coś odpieprzy to mogę się zabić. Kurwa. Muszę go spotkać ten ósmy raz, potem dziewiąty, a za dziesiątym zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości. Gdzie on może tera być? Cholera. Nic o nim nie wiem!

- Do dupy to wszystko - mówię pod nosem i wchodzę do parku, dzięki któremu znajdę się szybciej w domu. O dziwo nie chce mi się płakać. Jestem po prostu cholernie wściekła i mam ochotę w coś uderzyć. Szkoda, że Elijah wrócił już do Los Angeles. - Kurwa! - mówię nieco głośniej i siadam na ławce. Jak Liam mógł mnie tak potraktować? Wiem, że nie jestem święta i mam zagrania rozkapryszonej księżniczki, ale przynajmniej nikogo nie udaję, a on oszukuje Bethany. Robi z siebie miłego, opanowanego faceta, a w rzeczywistości nim nie jest. Co za kawał gnoja!

- OSIEM! - woła do mnie Cody. Co? Dopiero o nim myślałam, żeby go spotkać! Spoglądam w niebo z uśmiechem.

- Dzięki ci Boże - wstaję z ławki i czekam, aż do mnie podbiegnie. W stroju do biegania też wygląda seksownie, chociaż na siłowni bez koszulki prezentował się goręcej.

- Cóż za miła niespodzianka - uśmiecha się, pokazując przy tym swoje dołeczki.

- Bardzo miła - odwzajemniam uśmiech, a potem bez namysłu staję na palcach i przyciągam jego twarz do swojej. Wpijam się w jego wargi, a on przez chwilę stoi nieruchomo. Jednak po kilku sekundach przyciąga mnie bliżej siebie i oddaje każdy pocałunek...

------
Hej misie ❤️
Zaskoczeni? 😂😂
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro