Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

''Wy?''

Wychodzę z Codym z sali gimnastycznej. Musimy porozmawiać i najlepiej gdzieś na osobności. W szkole panuje zupełna cisza, ze względu, iż trwają lekcje. Idealnie.

- Darcy - mówi miękko. - Przepraszam za to milczenie, ale sama słyszałaś, że odebrano mi telefon i pieniądze.

- Nie mogłeś pożyczyć telefonu Michaela? - tak naprawdę nie jestem już zła. Nie musi mi się tłumaczyć. Zrobił awanturę Gillian, więc wszystko jest w porządku.

- Mogłem, ale nie znam twojego numeru na pamięć.

- No fakt - śmieję się. - W porządku, naprawdę.

- Nie jesteś zła? - unosi ze zdziwienia brwi.

- Byłam - przyznaję. - Miałam nawet ochotę z tobą zerwać. Ba...Nawet myślałam, że już zerwaliśmy.

- Pamiętaj, że to nie w moim stylu - przytula mnie do siebie i całuje w czubek głowy. Dlaczego jestem w stosunku do niego taka niska? Czuję się jak krasnal, ale przynajmniej jego ramiona dają mi poczucie bezpieczeństwa.

- Zeswatajmy Gillian i twojego brata - sugeruję. - Oni się bawią naszym kosztem, to my zabawmy się z nimi.

- Jak niby chcesz to zrobić? - pyta zaintrygowany.

- Umówisz się z Gillian, a ja z Jaydenem. My się nie pojawimy, a oni tak.

- Nah - kręci głową. - Już wolę stać w płomieniach, niż bawić się w takie gówno. Za dużo zachodu.

- Jak chcesz, zawsze mogę przywalić twojemu bratu.

- To byłby ciekawy widok - śmieje się. Przechodzimy obok pomieszczeń gospodarczych.

- TAK! - czyjś jęk zatrzymuje nas. Zdezorientowani spoglądamy na siebie, a potem na drzwi, w których prawdopodobnie ktoś się wyśmienicie bawi. - TAK!

- Idziemy? - pyta. Kręcę przecząco głową. - Bo?

- Bo w środku jest chyba Tallulah - szepczę. - To jej głos.

- Tallulah to?

- Moja przyjaciółka. - podchodzę do drzwi i pukam.

- Kurwa - ktoś szepcze. - Przyłapali nas.

- Tall? - pytam przez drzwi.

- Darcy? - moje przypuszczenia okazały się prawdą.

- Tak - śmieję się. - Wiesz, że nie jesteś wcale cicha.

- Ty też - szepcze mi do ucha Cody. - Zwłaszcza jak dochodzisz. - daję mu kuksańca w brzuch, na co reaguje śmiechem. Po kilku chwilach drzwi się otwierają i staje w nich Tallulah, a za nią....

- Co jest kurwa? - pytam z rosnącą furią. - WY?

- Darcy to nie tak!

- A JAK? Oszukałaś mnie! Myślałam zresztą, że kręcisz coś z Ianem!

- Ian to tylko kolega, któremu zresztą podoba się Lucy Irvine.

- Mniejsza z tym - kwituję. - Ty i Liam? Od kiedy, do cholery? - spoglądają na siebie, a potem prosto na mnie z minami zbitego psa. Moja przyjaciółka prowadza się z Liamem. Cudownie. A myślałam, że go nienawidzi. Taa... słyszałam jak go kurwa nienawidzi.

- Od kilku dni - odpowiada Liam. - Po rozstaniu z Bethany dotarło do mnie, że bardzo mocno skrzywdziłem ciebie i poprosiłem Tall o pomoc...

- Stul psyk - syczę. - Nie chcę cię znać i to się nie zmieni!

- Wiem, że zjebałem...

- Powiedziałam stul psyk! - unoszę się. - Nie chcę z wami nawet rozmawiać! - mijam Cody'ego i wściekła zmierzam do wyjścia ze szkoły.

- Darcy! - woła za mną Tallulah. Rozumiem wszystko, ale nie tą sytuację. Oni? Naprawdę? Nie miałabym nic przeciwko, gdyby Liam nie był takim sukinsynem.

- Darcy - zatrzymuje mnie Cody.

- Nawet nie próbuj ich usprawiedliwiać! - warczę.

- Nie miałem nawet zamiaru. Nie chcę tylko, żebyś zrobiła coś głupiego.

- Zabierz mnie stąd. - niemal błagam. - Proszę, chodźmy stąd.

- Okej. Nie musisz zabrać swoich rzeczy? - jeju.. Kompletnie zapomniałam, że trening wciąż trwa.

- Właściwie to muszę wracać na salę gimnastyczną. Możesz mi potowarzyszyć, jeśli chcesz.

- Zawsze....

****

Delia ( niespodzianka)

- Theo - wzdycham. - Dlaczego znów pobiłeś się z kolegą? - mam już serdecznie dość wizyt u dyrektora. Co tydzień Theo wdaje się w inną bójkę.

- Nie powiem - zaciska usta. Spoglądam na Nico z nadzieją, że on do niego przemówi, ale jest tak samo bezradny, co ja. Czasem mam wrażenie, że to zachowanie to nasza wina. Przecież przez jakiś czas trwał kryzys między mną, a Nico. Na dzieciach zawsze wywiera to wpływ.

- Theo, mama o coś pytała.

- Słyszałem, ale nie mam zamiaru odpowiadać.

- Dlaczego? - pytam zrezygnowana. Dzisiejszy dzień zaczął się wyśmienicie i myślałam, że będzie taki już do zachodu słońca i dłużej, ale oczywiście mój syn ma swoje humorki.

- Bo to mój protest.

- Protest? - pytamy jednocześnie.

- Wujek Drake przegrał ze mną w monopol!

- No i?

- Więc ma zabrać mnie do Disneylandu. - chowam twarz w dłonie.

- I dlatego wdajesz się w bójki? - dopytuje Nico.

- Tak, bo wiem, że wujek Drake dowie się o nich i weźmie mnie do Disneylandu.

- Przecież my możemy cię zabrać. - sugeruję.

- Ale to wujek przegrał!

- Wujek z tobą pojedzie, ale jeśli przestaniesz się bić - mówię dobitnie. - Pogadam z nim.

- Obiecujesz?

- Tak, skarbie. - w tym momencie chce mi się śmiać. Theo jest nieprzewidywalny, a wszystko przez mojego kochanego braciszka.

- Super - uśmiecha się. - Idę odrobić lekcje. - znika na schodach, a my wybuchamy śmiechem z tej komicznej sytuacji.

- Och ten Drake - śmieje się Nico i całuje mnie w czoło. - A właśnie! Nie miałaś dzisiaj wizyty u lekarza?

- Miałam - uśmiecham się i złączam nasze usta. - Spisałeś się doskonale. Jestem w ciąży.

------
Hej misie ❤️
Trochę dramy, trochę nowin😂😂
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro