Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

''Specjalne zaproszenie"

Wigilia tuż tuż, a ja nadal nie mam pojęcia, co powinnam podarować Codyemu na prezent. Wczorajsza wyprawa do galerii handlowej z Tal, zakończyła się niepowodzeniem, bo nie znalazłam niczego sensownego. Zirytowana spoglądam na swojego białego misia i mimowolnie się uśmiecham. Cody zadał sobie wiele trudu, aby przewieźć go pociągiem, a potem dotrzeć z nim do mnie ze stacji.

- Darcy! - woła mama, więc szybko zwlekam się z łóżka i schodzę na dół.

- Coś się stało? - pytam.

- Delia nie może do nas przylecieć na święta. Ginekolog jej zakazał, więc lecimy do niej całą rodziną.

- Serio? - marudzę. - A miałam nadzieję, że będę mogła zaprosić do nas Codyego.

- On leci z nami. Delia powiedziała, że chce go poznać. Wylatujemy jutro wieczorem, więc idź się szykować.

- MAAAAAAAAAAMO! - krzyczy Dwayne, na co się krzywię. Całe osiedle go słyszało, jak nie miasto. Co temu gnojkowi odbiło?

- Dwayne, ja wiem, że jestem stara, ale słuch mam jeszcze dobry. Co się stało?

- Nic - zabiera z miski czerwone jabłko. - Sprawdzałem, czy jesteś. - wzrusza ramionami. - DORIAN!

- COOOOO?

- ODPUŚĆ! MAMA JEST W DOMU!

- DOBRA!

- Co wy kombinujecie? - pyta mama i spogląda przenikliwie na tego małego idiotę. On jedynie się uśmiecha i bierze kęs jabłka.

- Nic, a nic.

- Dwayne?

- Też cię kocham, mamo. - daje jej buziaka w policzek i wybiega z kuchni, potykając się o własne nogi. Dziwnym trafem udało mu się zachować równowagę i pobiegł dalej. Zapewne zaszyje się z Dorianem w pokoju i będą kombinować, jak bezkarnie podglądać dziewczyny w szkole, gdy przebierają się na wf. Oni są nieobliczalni i nie można im ufać. Wracam do swojego pokoju i od razu z szafy wyjmuję walizkę. Wolę się spakować od razu, a wieczorem mieć święty spokój od jakichkolwiek obowiązków. Pakuję kilka par spodni, chociaż wątpię, żeby mi się przydały. To Barcelona, a tam rzadko kiedy jest zimno, dlatego biorę więcej spódniczek i letnich bluzek.

****

Cody

- Kenneth! Ty idioto! Zeżarłeś mi naleśniki! - krzyczy Jayden na biednego susła, który śpi na kanapie. Musiałem mu nawet zrobić zdjęcie, bo w pewnym momencie zaczął ssać kciuk. Takie duże, słodkie dziecko.

- Weź mu odpuść, matole. - wtrącam i wracam do przeglądania jubilerskiego sklepu internetowego. Za tydzień jest wigilia, a ja nadal nic nie kupiłem mojej dziewczynie.

- Co ty? Masz zamiar się oświadczyć? - zagaja Jayden i zagląda mi przez ramię.

- Nie - śmieję się. - To za parę lat. Kupię jej chyba bransoletkę.- przeglądam oferty, gdy moja komórka daje o sobie znać. Na wyświetlaczu pojawia się zdjęcia uśmiechniętej Darcy, a mój dzień od razu staje się lepszy. - Halo?

- Cześć! - chichocze.

- Oho, ktoś tu ma dobry humor. - stwierdzam.

- Bardzo! Moja siostra robi wigilię w Barcelonie i jutro tam lecimy. - co? Kurwa, a myślałem, że te święta spędzimy razem. No, ale mówi się trudno. Nie można mieć wszystkiego.

- W takim razie, miłej zabawy.

- Nie rozumiesz, osiołku. - śmieje się. - Ty też z nami lecisz. Dostałeś nawet specjalne zaproszenie.

- Naprawdę? - dziwię się. Tak naprawdę nie znam jej starszej siostry. Nigdy jej nawet nie widziałem i nie wiem, czy to nie będzie przesada pojechać do niej na święta. Nie chcę się nikomu narzucać.

- Pakuj się, kochanie. - cmoka do słuchawki. - Widzimy się jutro na lotnisku w San Francisco. Wylot mamy o dwudziestej. Pa. Kocham cię.

- Ja ciebie też. Do zobaczenia. - rozłącza się, a ja zamykam laptop i odkładam go na stolik kawowy.

- Co jest? - pyta Jay.

- Lecę na święta do Barcelony. - oznajmiam i idę do swojego pokoju, aby się spakować. Chociaż przez kilka dni będziemy mieli spokój od Liama, Gillian i tego całego gówna z moim zatruciem. A spędzanie czasu z rodziną Darcy, to czysta przyjemność.

***

Darcy

Siedzę w poczekalni na lotnisku i czekam na Codyego, który właśnie jedzie tutaj taksówką oraz dziadka Jamesa i babcię Alice, którzy zawsze się spóźniają. Spoglądając na moją rodzinę to zaczynam mieć obawy, że te święta będą spokojne. Babcia Nadia i dziadek Will to mieszanka wybuchowa, tata i mama codziennie wyglądają tak, jakby mieli na siebie ochotę, Drake i Vivian to chodząca bomba, nie wliczając do tego Raelyn, Noelle i małego Willa.Ah.. I jeszcze ich małego psa. Dwayne i Dorian to nieźli kombinatorzy i na pewno grzeczni nie będą. A jak dziadek James i dziadek Will się upiją to będziemy mieli darmowy koncert. Cholera. To będzie istna masakra.

- Dzień dobry - wita się Cody z moimi rodzicami.

- CODY! - woła dziadek. - Cześć moja kochana, łachudro. - podchodzi do niego i mocno go obejmuje.

- Rany, dziadku - wtrąca Drake. - Wyglądasz bardzo gejowsko, jak go tak tulisz. - dziadek od razu odpycha od siebie mojego chłopaka i pokazuje środkowy palec w stronę Drakea.

- Tatusiu - marudzi Noelle. - Dlaczego piesek nie chce się bawić? - wskazuje na śpiącego mopsa.

- Bo śpi - odpowiada Drake.

- TATO! - piszczy Lynn. - Dwayne mnie ciągnie za warkoczyki.

- Dwayne - wtrąca tata. - Zostaw swoją bratanicę!

- Ona jest głupia! - oburza się chłopiec. Ignoruję ich małą wojnę i staję na palcach, by pocałować Codyego w usta.

- No hej, przystojniaku. - uśmiecham się, co odwzajemnia.

- No hej, piękna....

-----
Hej misie ❤️
Brak weny wciąż mi ciąży, ale nie chciałam wam kazać dłużej czekać. Rozdział moim zdaniem jest bez sensu, ale przed nami święta w Barcelonie. Cała rodzina w jednym domu? To się nie moze udać😂😂😂
Buziole 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro