" Segregator"
Niesprawdzony ❤️
Pierwszy tydzień szkoły dobiegł właśnie końca. Dziś piątek! Koniec oglądania mordy Liama i tej wiecznie wkurzonej rudej małpy o imieniu Gillian. Wychodzę ze szkoły i w tym samym czasie dzwoni moja komórka.
- Czego chcesz śmierdzący mutancie?
- Cześć siostrzyczko - kwituje Drake. - Mam ogromną prośbę.
- Mów i spieprzaj.
- Pojedź na tor wyścigowy i zabierz z biura mojego laptopa.
- Popieprzyło cię, kartoflu? Rusz dupę!
- STARA! Syn mi się kurwa rodzi! - krzyczy. - Zabierz mojego laptopa i nie marudź!
- Czekaj, to Will junior też był zrobiony w sylwestra?
- Tak - śmieje się. - Spadam! Vivian znów zacznie mi grozić amputacją jaj.
- W końcu to zrobi.- rozłączam się i kieruję się w stronę toru. Ta leniwa gnida wie, kiedy może mnie bezkarnie wykorzystywać. Kolejny Collins przychodzi na świat. Czy tylko ja jakoś się z tego nie cieszę? Za dużo dzieci w tej rodzinie. Grr.
- Dar! - woła za mną Tall. - Poczekaj!
- Co jest?
- Mam ochotę na kawę. Skusisz się ?- uśmiecham się. Przez te pięć dni zdołałam naprawdę ją polubić. Jest miła i nigdy nie przeszkadzają jej moje żarty. Obie jesteśmy sobą i to się liczy.
- Jasne. Najlepiej duża Mocha. Ale najpierw muszę skoczyć na tor wyścigowy. Idziesz ze mną?
- Pewnie - ruszamy z miejsca w stronę toru. - Po co tam idziesz?
- Mój brat zostawił tam laptopa i kazał mi go zabrać. Przecież nikt mu go tam nie ukradnie. Ewentualnie ktoś mógłby wbić mu na facebooka Cholera - zaczynam się śmiać. - Dziadek Will. No tak! Drake się boi, że dziadek mu wbije na laptopa.
- To źle?
- To katastroficzne. Nie znasz mojego dziadka! On jest zdolny do wszystkiego. Pościągałby mu jakieś pornosy, a potem powiedziałby Vivian, że Drake to ogląda.
- O cholerka - śmieje się. - Niezły dziadek.
*****
Wchodzimy do biura, gdzie panują egipskie ciemności. Pewnie wszyscy siedzą w szpitalu i czekają na Williama juniora. Zaraz! Przecież dziadek też jest na pewno w szpitalu, więc po co ja mam zabierać tego laptopa do domu? Nie ogarnę tego człowieka. Zapalam światło i zamykam za nami drzwi.
- Wow - kwituje Tall. - Stąd jest niezły widok na cały tor.
- Dlatego wyścigi oglądamy całą rodziną tutaj. - wzruszam ramionami. - Zero spoconych ciał i krzyków za uchem. Cisza, spokój i kultura. Nie wróć! Bez kultury. - sięgam na półkę po laptopa i niechcący zrzucam na ziemię pomarańczowy segregator. Odstawiam laptopa na biurko i zaczynam zbierać rozsypane papiery.
- Pomóc ci? - pyta Tall.
- Nie, poradzę sobie. - szybko zbieram dokumenty i odkładam na biurko. Teraz muszę je jakoś normalnie poukładać. Tata nienawidzi mieć syfu w dokumentacjach. Mam nadzieję, że szybko nie sięgnie po ten segregator. Układam kartkę za kartą w ekspresowym tempie.
- Często tu przychodzisz?
- Nie. Bardzo rzadko. Nie jestem jakąś szczególną fanką wyścigów. - jedna z kartek spada z powrotem na ziemię. - Cholera. Te papiery mnie nienawidzą. - sięgam po zgubę i zamieram. Przyglądam się dokładnie zdjęciu na CV i unoszę brwi. - Ale chyba powinnam nią zostać. - dopowiadam po chwili.
- Co jest?
- Dziesięć - szepczę.
- Dziesięć?
- Pamiętasz jak mówiłam ci o Codym?
- Aaaa to - uśmiecha się. - No pewnie. I co z nim?
- Spotkałam go przypadkiem dziesiąty raz.
- Co? Gdzie? - zaczyna rozglądać się bo biurze. Zaczynam chichotać i podaję jej kartkę. - O rzesz w mordę. Ale dupa. No, ale kartką sobie nie dogodzisz.
- Podaj mi ją - spełnia moją prośbę, a ja zerkam szybko na dane. - Cody Hunter, lat dwadzieścia. Bla bla bla Ooo! Miejsce zamieszkania i numer telefonu. Lepiej być nie może.
- Co ty chcesz zrobić? - pyta zaintrygowana, gdy sięgam po czystą karteczkę i długopis.
- Jak to co? - uśmiecham się tajemniczo i zapisuję potrzebne dane. - Czas najwyższy spotkać się dziesiąty raz w rzeczywistości. Mamy weekend, a do Oakland jest tylko półtora godziny drogi.
- Ty jesteś szalona! - nabija się. - Pojedziesz do niego?
- Żebyś wiedziała, że tak. - chowam kartkę do torby, a segregator odkładam na swoje miejsce. Zabieram jeszcze laptopa mojego braciszka. - To co? Kawa?
- Yeap! - wychodzimy z biura. Na moich ustach gości uśmieszek triumfu. Co z tego, że teraz Codyego tutaj nie ma, jak ja mogę się do niego wybrać z wizytą. Nawet jego brat i kumple mnie nie przerażają. Zawsze mogę do niego zadzwonić. Ach, dzięki Drake! - Co powiesz rodzicom?
- Prawdę.
- Serio?
- No - śmieję się. - Moja mama i tak o wszystkim wie. Rozmawiam z nią na każdy temat.
- A tata?
- A tata ma mnie teraz w dupie, bo rodzi mu się wnuk. Normalka.
- Czyli jedziesz do Oakland?
- Tak. Jak zamówimy sobie kawy to kupię sobie bilet przez internet.
- Jesteś zdeterminowana.
- Po prostu muszę odreagować od tego gówna z Liamem, a Cody to moja skryta fantazja..
---
Hej misie ❤️
To już ostatni 😂😂😂
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro