Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Segregator"

Niesprawdzony ❤️

Pierwszy tydzień szkoły dobiegł właśnie końca. Dziś piątek! Koniec oglądania mordy Liama i tej wiecznie wkurzonej rudej małpy o imieniu Gillian. Wychodzę ze szkoły i w tym samym czasie dzwoni moja komórka.

- Czego chcesz śmierdzący mutancie?

- Cześć siostrzyczko - kwituje Drake. - Mam ogromną prośbę.

- Mów i spieprzaj.

- Pojedź na tor wyścigowy i zabierz z biura mojego laptopa.

- Popieprzyło cię, kartoflu? Rusz dupę!

- STARA! Syn mi się kurwa rodzi! - krzyczy. - Zabierz mojego laptopa i nie marudź!

- Czekaj, to Will junior też był zrobiony w sylwestra?

- Tak - śmieje się. - Spadam! Vivian znów zacznie mi grozić amputacją jaj.

- W końcu to zrobi.- rozłączam się i kieruję się w stronę toru. Ta leniwa gnida wie, kiedy może mnie bezkarnie wykorzystywać. Kolejny Collins przychodzi na świat. Czy tylko ja jakoś się z tego nie cieszę? Za dużo dzieci w tej rodzinie. Grr.

- Dar! - woła za mną Tall. - Poczekaj!

- Co jest?

- Mam ochotę na kawę. Skusisz się ?- uśmiecham się. Przez te pięć dni zdołałam naprawdę ją polubić. Jest miła i nigdy nie przeszkadzają jej moje żarty. Obie jesteśmy sobą i to się liczy.

- Jasne. Najlepiej duża Mocha. Ale najpierw muszę skoczyć na tor wyścigowy. Idziesz ze mną?

- Pewnie - ruszamy z miejsca w stronę toru. - Po co tam idziesz?

- Mój brat zostawił tam laptopa i kazał mi go zabrać. Przecież nikt mu go tam nie ukradnie. Ewentualnie ktoś mógłby wbić mu na facebooka Cholera - zaczynam się śmiać. - Dziadek Will. No tak! Drake się boi, że dziadek mu wbije na laptopa.

- To źle?

- To katastroficzne. Nie znasz mojego dziadka! On jest zdolny do wszystkiego. Pościągałby mu jakieś pornosy, a potem powiedziałby Vivian, że Drake to ogląda.

- O cholerka - śmieje się. - Niezły dziadek.

*****

Wchodzimy do biura, gdzie panują egipskie ciemności. Pewnie wszyscy siedzą w szpitalu i czekają na Williama juniora. Zaraz! Przecież dziadek też jest na pewno w szpitalu, więc po co ja mam zabierać tego laptopa do domu? Nie ogarnę tego człowieka. Zapalam światło i zamykam za nami drzwi.

- Wow - kwituje Tall. - Stąd jest niezły widok na cały tor.

- Dlatego wyścigi oglądamy całą rodziną tutaj. - wzruszam ramionami. - Zero spoconych ciał i krzyków za uchem. Cisza, spokój i kultura. Nie wróć! Bez kultury. - sięgam na półkę po laptopa i niechcący zrzucam na ziemię pomarańczowy segregator. Odstawiam laptopa na biurko i zaczynam zbierać rozsypane papiery.

- Pomóc ci? - pyta Tall.

- Nie, poradzę sobie. - szybko zbieram dokumenty i odkładam na biurko. Teraz muszę je jakoś normalnie poukładać. Tata nienawidzi mieć syfu w dokumentacjach. Mam nadzieję, że szybko nie sięgnie po ten segregator. Układam kartkę za kartą w ekspresowym tempie.

- Często tu przychodzisz?

- Nie. Bardzo rzadko. Nie jestem jakąś szczególną fanką wyścigów. - jedna z kartek spada z powrotem na ziemię. - Cholera. Te papiery mnie nienawidzą. - sięgam po zgubę i zamieram. Przyglądam się dokładnie zdjęciu na CV i unoszę brwi. - Ale chyba powinnam nią zostać. - dopowiadam po chwili.

- Co jest?

- Dziesięć - szepczę.

- Dziesięć?

- Pamiętasz jak mówiłam ci o Codym?

- Aaaa to - uśmiecha się. - No pewnie. I co z nim?

- Spotkałam go przypadkiem dziesiąty raz.

- Co? Gdzie? - zaczyna rozglądać się bo biurze. Zaczynam chichotać i podaję jej kartkę. - O rzesz w mordę. Ale dupa. No, ale kartką sobie nie dogodzisz.

- Podaj mi ją - spełnia moją prośbę, a ja zerkam szybko na dane. - Cody Hunter, lat dwadzieścia. Bla bla bla Ooo! Miejsce zamieszkania i numer telefonu. Lepiej być nie może.

- Co ty chcesz zrobić? - pyta zaintrygowana, gdy sięgam po czystą karteczkę i długopis.

- Jak to co? - uśmiecham się tajemniczo i zapisuję potrzebne dane. - Czas najwyższy spotkać się dziesiąty raz w rzeczywistości. Mamy weekend, a do Oakland jest tylko półtora godziny drogi.

- Ty jesteś szalona! - nabija się. - Pojedziesz do niego?

- Żebyś wiedziała, że tak. - chowam kartkę do torby, a segregator odkładam na swoje miejsce. Zabieram jeszcze laptopa mojego braciszka. - To co? Kawa?

- Yeap! - wychodzimy z biura. Na moich ustach gości uśmieszek triumfu. Co z tego, że teraz Codyego tutaj nie ma, jak ja mogę się do niego wybrać z wizytą. Nawet jego brat i kumple mnie nie przerażają. Zawsze mogę do niego zadzwonić. Ach, dzięki Drake! - Co powiesz rodzicom?

- Prawdę.

- Serio?

- No - śmieję się. - Moja mama i tak o wszystkim wie. Rozmawiam z nią na każdy temat.

- A tata?

- A tata ma mnie teraz w dupie, bo rodzi mu się wnuk. Normalka.

- Czyli jedziesz do Oakland?

- Tak. Jak zamówimy sobie kawy to kupię sobie bilet przez internet.

- Jesteś zdeterminowana.

- Po prostu muszę odreagować od tego gówna z Liamem, a Cody to moja skryta fantazja..

---
Hej misie ❤️
To już ostatni 😂😂😂
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro