Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Powrotna podróż ''

- Liam - marudzę. - Padam na twarz! - jest gorąco i do tego nasz pociąg się spóźnia. Mieli jakąś pieprzoną awarię. Nie spałam dłużej niż dwie godziny i do tego odmówiłam sobie słodyczy. To moje życie jest nędzne.

- Padaj, gorzej już nie będzie - robi aluzję do mojego wyglądu. Nie nałożyłam dzisiaj makijażu, bo nie miałam na to ochoty. Worów pod oczami i tak bym nie zasłoniła. Makijaż wyglądałby gorzej niż moja nędzna naturalna uroda.

- Wal się, niewdzięczniku. - kładę głowę na jego ramieniu i zamykam oczy. Jestem na granicy snu, gdy nadjeżdża nasz pociąg.

- Rusz tyłek - mówi Liam i zabiera nasze torby. Przynajmniej taki z niego pożytek. W pociągu jest dość sporo ludzi. Życzę sobie powiedzenia w znalezieniu wolnego miejsca. Festyn będzie trwał jeszcze trzy dni, a dzisiaj akurat większość postanowiła wracać? Cholera. Liam zajmuje wolne miejsce i pokazuje mi język.

- Ciota - kwituję i przechodzę do drugiego przedziału. Alleluja! Jest jedno wolne miejsce!

- Można? - pytam i spoglądam na faceta obok. Kurwa. To Cody. Ma się to pieprzone szczęście.

- Mojej torbie tu wygodnie - odpowiada wrednie. Wiem, że tylko się droczy, ale skoro on gra nieczysto, ja też mogę. Wet za wet Cody. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu siadam na jego kolana.

- W takim razie, nie zabierzemy jej wygody - odpowiadam z uśmieszkiem triumfu. - Mnie tutaj wygodnie.

- Wariatka - prycha, ale wcale nie protestuje, żebym zeszła. W takim razie posiedzę sobie tutaj trochę.

- Czy to miejsce jest wolne? - pyta jakaś staruszka i wskazuje na walizkę Cody'ego.

- Oczywiście. Można usiąść - uprzedzam jego wypowiedź, bo nie mam zamiaru schodzić z jego kolan. Staruszka zajmuje miejsce, a Cody wbija mi w biodra palce. - Chyba nie jestem ciężka? - pytam ze słodyczą.

- Jesteś leciutka jak piórko - śmieje się. Postanawiam tego nie komentować, więc wyjmuję komórkę. Muszę się skontaktować z tym przygłupem w postaci mojego braciszka.

Darcy: Jak sprawa z Delią, kanalio?

Drake: Po odgłosach z ich sypialni, stwierdzam że całkiem nieźle, kretynko.

Darcy: Zrobiłeś dobry uczynek. Brawo cymbale! Nie licz, że okażę ci wdzięczność i szacunek!

Drake: Przestałem na to liczyć, gdy się urodziłaś. Wypchaj się silikonem, mała wiedźmo!

Pierś Cody'ego zaczyna się trząść. Spoglądam na niego z uniesioną brwią. Dopiero po chwili ogarniam, że przecież widzi moje wiadomości.

- Niegrzecznie jest podglądać. - besztam go, ale wcale nie jestem zła.

- No i? - pytam i pokazuje swoje dołeczki, przez które się rozpływam. - Trudno tego nie czytać, gdy widzi się treść.

- To zamknij oczy - stwierdzam i odpisuję braciszkowi.

Darcy: A niech ci boa, zmaleje, łachudro!

- To twój jakiś znajomy? - pyta z zaciekawieniem.

- Brat - odpowiadam obojętnie.

- Z bratem wymieniasz się takimi wiadomościami? - pyta zaszokowany.

- Nie znasz mojej rodziny - śmieję się. - Nic w tym dziwnego. Nawet jestem wstanie z dziadkiem takie esemesy pisać.

- Ściemniasz - unosi prowokująco brwi. Mi nie musi dwa razy powtarzać. Wybieram numer dziadka i piszę wiadomość:

Darcy: Jak tam twój sprzęt?

- Jaja se robisz? - pyta, a ja zaczynam chichotać. Tak naprawdę mam na myśli nowy zestaw głośników do tego sportowej bryczki, ale Cody wcale nie musi o tym wiedzieć. Z resztą dziadek pewnie pokusi się na nienaturalną wiadomość.

- Nie - odpowiadam i dostaję wiadomość zwrotną.

Dziadek Will : Działa :) W różnych pozycjach. Dzięki za troskę, ale mi nic nie przeszkodzi przed pieprzeniem twojej babci.

- Cholera - kwituje szatyn. - Teraz ci wierzę. - szczerzę zęby w uśmiechu, a potem dostaję wiadomość od Drake'a.

Drake: Strać cycki, Godzillo!

Darcy: Nie mam czego tracić, świnio! Nie musisz się przypadkiem dziećmi zajmować?

Drake: Buhahaha są z Kianem. Chata wolna do jutra! Juhu.

Darcy: Lecz się, frajerze. Możesz mnie odebrać ze stacji.

Drake: Zapieprzaj na nóżkach, smarkulo.

Darcy: Idź się pieprzyć w szkolnym kantorku woźnego!

Drake: Foch!

Kręcę z niedowierzaniem głową i blokuję telefon.

- Ale serio, nie jestem ciężka? - pytam, bo naprawdę zaczynam mu współczuć. Podróż będzie trwała jeszcze ponad czterdzieści minut.

- Nie rób ze mnie cieniasa. - śmieje się. - Możesz siedzieć.

- Sam podpisałeś na siebie wyrok - stwierdzam. - Za jakieś dziesięć minut nie będziesz czuł nóg.

- To już chyba mój problem.

- Dokładnie - opieram się o jego klatkę piersiową i spoglądam w okno. Chcę być już w domu. Marzę o prysznicu i moim łóżku z mnóstwem poduszek. Prześpię najbliższy tydzień.

- Jak bawiłaś się na festynie?

- Nawet nawet. Ale cierpiałam, gdy wszyscy obok mnie jedli słodycze, a ja zadowalałam się marchewką.

- Bywa - nabija się. - marchewka też dobra.

- Czułam się jak królik.

- Króliczki są słodkie - stwierdza i chyba nieświadomie kładzie rękę na moim udzie. Nie żeby mi to przeszkadzało. Udaję, że wcale tego nie dostrzegam.

- Nie prawda, ja jestem słodsza.

- Raczej w wyborach, zagłosowałbym na króliczki. - nabija się.

- Ale ja jestem słodką dziewczyną.

- Chyba jak śpisz i jeść nie wołasz.

- Pf, nie widziałeś mnie jak wpieprzam budyń.

- Czyżbyś przypadkiem nie była na diecie?

- Nie obrażaj najlepszego deseru na świecie! Z budyniu nie zrezygnuję nigdy w życiu.

- Dlaczego?

- Bo to BUDYŃ! Jak możesz tego nie czaić? Budyń życiem.

- Nienawidzę budyniu. - krzywi się. - Paćkowate gówno.

- Obrażając budyń obrażasz mnie! - chwytam się za serce. - on się czuje urażony! - zaczyna się śmiać.

- Wybacz skarbie, ale budyń to gówno!

-----
Hej misie ❤️
To już ustatni 😘😘
Siedem rozdziałów w jedne 😂😂
Pobiłam swój rekord 😂😂
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro