" Chyba znalazłaś swojego księcia z bajki"
Liam: RATUJ MNIE!
Nie odpisuję. Zrobię mu na złość, bo wiem że go RATUJ MNIE to nic poważnego.
Liam: Ej! Wiem, że to czytasz, lamo!
Liam: Nie ignoruj mnie, bo naślę na ciebie striptizerów.
Liam: Nie! Bo się jeszcze podniecisz! Naślę na ciebie stado szczurów ty mała gnido! Odpisz mi! O D P I S Z!
Darcy: Co tym razem?
Liam: Nic nadzwyczajnego. Musisz udawać moją dziewczynę, żeby spławić Cassandrę.
Darcy: Wal się!
Liam: Zrobię to po randce. Spokojnie. Najpierw mnie kurwa ratuj!
Darcy; Znowu?
Liam: Tak! Ruszaj dupę, jestem już w Lions i Cassandra właśnie wchodzi o baru! PROSZĘ!
Darcy; Okej. Ostatni raz ;)
Liam; Ale się sprężaj!
Nie mam zamiaru. Niech się męczy. Jak zaprosił sobie dziewczynę na randkę to niech sobie z nią siedzi. Muszę się przebrać, uczesać włosy i zrobić makijaż. Co najmniej pół godziny mi to zajmie, a kolejne piętnaście minut dotarcie do Lions. Nie mam zamiaru biec mu na pomoc, skoro sam jest sobie winien.
- Darcy! - do pokoju wchodzi mama. - Wybierasz się gdzieś?
- Do Lions, a co?
- Bardzo ci się śpieszy? - zastanawiam się przez chwilę.
- Nie.
- Cudownie - uśmiecha się. - Podrzucisz mojej mamie książkę kucharską?
- Jasne.
- Dziękuję. - zostawia mnie samą, a ja z perfidnym uśmieszkiem zaczynam przeszukiwać szafę. W co by się tutaj ubrać?
******
Godzinę później
Schodzę ze swojego motocyklu i ściągam kask. Wszystko bez pośpiechu, Liam nie zając, nie ucieknie. Prędzej mnie zabije, ale co tam
Wchodzę do kafejki i od razu zauważam tego pacana, jak stara się udawać zainteresowanego, ale marnie mu to wychodzi. A może by tak wyjść? Niech się męczy. Robię krok w tył i wtedy nasze spojrzenia się krzyżują. Kurwa. Liam oddycha z ulgą, a potem przybiera swoją charakterystyczną wystraszoną minę. No to przedstawienie czas zacząć.
- Liam? Co ty tu robisz? - podchodzę do stolika i spoglądam na niego z wściekłością. - Kim jest ta dziewczyna? - wskazuję na szatynkę.
- Ni..Nikim - jąka. To wszystko już mamy opracowane do perfekcji. Za każdym razem używamy tego samego dialogu. Może powinnam pójść na aktorstwo? W sumie, czemu nie?
- To co z nią robisz? - zakładam ręce na biodra.
- Sorry, ale kim ty jesteś? - pyta Cassandra.
- Jego dziewczyną, idiotko! - warczę. - Zdradzasz mnie? MNIE?- zwracam się do Liama.
- Nie, kochanie! NIE! My tylko tak sobie siedzimy!
- Spałaś z nim? - pytam dziewczyny, chociaż znam odpowiedź. Na to też jest specjalny scenariusz.
- Tak.
- Cicho bądź - mówią w tym samym czasie.
- Nie wierzę - wyrzucam ręce do góry. - Jak długo to trwa? - cisza. - JAK DŁUGO TO TRWA?
- Dwa tygodnie - mówi Liam. - Ale to był błąd. Kocham tylko ciebie. Naprawdę?
- A co z nią? - pytam i wskazuję na jego ofiarę.
- Niech spieprza. Nie chcę jej. Chcę ciebie!
- Chyba sobie jaja robisz! - oburza się.
- Nie, muszę sobie wszystko wyjaśnić z moją dziewczyną, więc żegnam.
- Kłamca! - wstaje z kanapy i wściekła wychodzi.
- Dłużej się kurwa nie dało? Ona już planowała kolację z jej rodzicami.
- Zamów mi lepiej deser lodowy i ciesz się, że w ogóle przyszłam.
- No myślałem, że pojawisz się jakieś czterdzieści minut szybciej.
- Chyba jednak za mało mnie znasz - śmieję się. - Zamów mi żarcie!
****
- Mówię poważnie! - besztam go, gdy już najadłam się lodami. - Cody ma niezłą klatę! A tatuaże? FA SCY NU JĄ CE!
- Akurat -śmieje się. - Od kiedy lubisz tatuaże u facetów?
- Od kiedy Drake wytatuował sobie na piersi imiona swoich dzieci.
- Też mi coś - prycha.
- On ma serduszko, a w nim trzy imiona. Raelyn, Noelle i Vivian. Jest jeszcze miejsce na Williama juniora.
- Żartujesz? Jego syn będzie nosił imię po twoim dziadku?
- No, słodkie nie?
- Chore - stwierdza.
- Sam jesteś chory. Dziadek skacze z radości i wszyscy szczęśliwi.
- I Vivian się na to godzi?
- Tak, bo jej tata też miał na imię William. - spoglądam przez okno na ulicę. - Kurwa - zaczynam się śmiać. - Nie wierzę.
- Co jest? Ptak obsrał ci motocykl?
- Wypluj to słowo ułomie! Moja miłość jest lśniąca. - pukam w szybę, co zwraca uwagę pewnego szatyna. Nasze spojrzenia się spotykają, a ja z kpiącym uśmieszkiem pokazuję sześć palców. Macha do mnie z uśmiechem, a potem odwraca się i odbiera.
- To Cody?
- Tak. Seksowny tyłeczek, nie sądzisz?
- Nie oceniam facetów, zapomniałaś? I co znaczyły te palce?
- To była liczba sześć.
- No i?
- Jak będzie dziesięć idziemy się pieprzyć. - zanosi się śmiechem i spogląda na mnie z politowaniem.
- Tylko ty wpadłaś na coś tak głupiego - nabija się.
- No co? Ciągle na siebie wpadamy, więc jakaś siła nas do siebie przyciąga.
- No to łóżka na pewno - prycha. - Oj stara! Chyba znalazłaś swojego księcia.
------
Hej misie ❤️
Miłego wieczoru 😘
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro