Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Antydepresanty"

Niesprawdzony ❤️

Siedzę na kanapie i wpatruję się w ekran telewizora bez żadnych oznak zainteresowania. Dopiero dzisiaj obudziłam się z poczuciem straty. Wczoraj byłam na Liama wściekła, a dzisiaj nie mogę pogodzić się z faktem, że on już nie jest moim przyjacielem.

- Daj to, Noelle - mówi Lyn.

- NIE! - krzyczy mała dziewczynka. - Ta lalka jest moja! Tatuś kupił ją mi, a nie tobie!

- Zaraz ci ją oddam!

- NIE! - skacze niezadowolona po dywanie.

- Dlaczego wy jesteście takie głupie? - pyta Dwayne.

- No - wtrąca Dorian.

- SAM JESTEŚ GŁUPI! - krzyczy Raelyn, ale ja nie reaguję. Jakoś w dupie mam kłótnię tych potworów. Mało mnie teraz obchodzą. Ja straciłam najlepszego przyjaciela.

- Nie krzycz, bo jeszcze w gacie narobisz - śmieje się Dorian.

- I będzie śmierdzieć. Fuj! - dopowiada Dwayne.

- Darcy! Oni nas obrażają - żali się czteroletnia dziewczynka.

- A ty tylko beczysz! - oburza się Dorian.

- ZAMKNĄĆ MORDY WY MAŁE PIEKIELNE PSY! - wrzeszczę na całe gardło i wstaję z kanapy. Cała czwórka dosłownie zamiera i spogląda na mnie z szeroko otwartymi oczami. Noelle z otworzonymi ustami upuszcza swoją lalkę. Kurwa. Oni są w szoku i to nie wcale takim małym. - Przepraszam - mówię spokojniej.

- Darcy? - pyta niepewnie Dorian. - Nie wpełznął ci do dupy żaden demon?

- Ty wrzasnęłaś - wtrąca Dwayne. - Chyba musimy zawołać księdza. Egzorcyzmy trzeba przeprowadzić. - już mam się odezwać, kiedy Noelle zanosi się płaczem.

- Ty jesteś potworem - łka. - Dlaczego jesteś potworem?

- Kochanie, nie jestem - klękam przed nią. - Po prostu niepotrzebnie się uniosłam.

- Fe! Jesteś zła! - nadal płacze.

- Co tu się dzieje? - pyta nagle Drake. No pięknie. Zaraz wygłosi mi kazanie stulecia, o tym, że na jego dzieci się nie krzyczy. Jedynie on ma takie prawo.

- Darcy jest zła. - zawodzi Noelle. - I tak głośno krzyczała. - braciszek bierze dziewczynkę na ręce i spogląda to na mnie to na bliźniaków i Raelyn.

- Dlaczego ona jest wystraszona? - pyta spokojnie.

- Darcy jest dziwnie nabuzowana. - tłumaczy Dorian. - Nazwała nas psami piekielnymi.

- I to dosłownie - dopowiada Dwayne. Ja się z nimi policzę na osobności. Bracia od siedmiu boleści. Jeden drugiego broni. Idioci. W sumie oni umawiają się z tą samą dziewczyną, która nie wie, że jest ich dwóch. To się dopiero nazywa mistrzostwo i kretynizm.

- Tatusiu ona jest zła - łka Noelle i wtula się w Drake'a niczym małpka. Mały lizus.

- Co się dzieje? - Drake zwraca się prosto do mnie. Chyba się domyślił, że nie mam ochoty na kłótnie i coś mnie gryzie.

- Liam - wzdycham.

- Co ten mały gówniarz ci zrobił?

- Kazał mi się zmienić, bo jego dziewczyna nienawidzi pewnych siebie dziewczyn. Miałam udawać wstydliwą, małomówną szarą myszkę.

- Co za chuj - stwierdza, a Raelyn uderza go z piąstki w brzuch.

- Mamusia kazała cię bić, jak będziesz mówił brzydkie słowa.

- Więcej nie będę - śmieje się. - Obiecuję. - potem spogląda na mnie. - Może idź na jakiś spacer, a ja zostanę z nimi.

- Mówisz poważnie?

- Tak, lepiej trzymaj się z dala od dzieci - nabija się. - Są przerażeni.

- Dobra, znikam. - wychodzę z salonu z ulgą. Czasem ten przygłup się przydaje. Wychodzę z domu i kieruję się w stronę plaży. To moje ukochane miejsce w całym San Francisco. Mam nadzieję, że nie spotkam tam Liama, bo mi chyba serce całkiem pęknie, a już ledwo się trzyma. Wczoraj Cody lekko skleił je taśmą, ale rana po stracie przyjaciela cholernie boli, a taśma długo nie wytrzyma. Jeszcze dwa cholerne spotkania z Codym. Już nie mogę się ich doczekać. I to dosłownie. Ten pocałunek to był niezły początek i naprawdę liczę na rozwinięcie tej relacji. Siadam na piasku i wpatruję się w zachodzące słońce. Nie chcę płakać, nie chcę, ale nie potrafię pohamować tych pieprzonych łez. Dlaczego ja płaczę za Liamem. Przecież tego oczekuje, a ja nie mogę być słaba. Poradzę sobie bez niego. Wierzchem dłoni ścieram łzy z policzka, ale na marne. Uparcie pojawiają się nowe.

- Darcy? Dlaczego płaczesz? - znikąd pojawia się Cody. Wcale mnie to nie dziwi. Los nas chyba dobrał i nawet nie chcę się z nim o to spierać.

- Bo.. - łkam i nie potrafię wydusić z siebie sensownego zdania. Uśmiecha się lekko i przytula mnie do swojego torsu. Delikatnie gładzi moje włosy.

- Nie płacz - szepcze. - Będzie dobrze

- Mój przyjaciel to ostatni sukinsyn - wypowiadam. - Potraktował mnie jak zabawkę, którą może ustawiać jak chce.

- Mówisz o tym chłopaku, co siedział z tobą w pociągu? - odsuwa się kawałek i spogląda w moje oczy.

- Tak

- Tak myślałem, że jest z nim coś nie tak. Rozchmurz się.

- Nie dam rady - wzruszam ramionami.

- Nie? - pyta ze słodkim uśmiechem. - A lody z posypką?

- Mów dalej... - mniam.Moje antydepresanty !

- Do tego koktajl waniliowy i budyń.

- Nie znosisz budyniu! - zaczynam się śmiać. To naprawdę zaskakujące, że wie, czym poprawić mi humor.

- Ja go przecież jeść nie muszę - sugeruje i podnosi się z klęczek. Podaje mi dłoń, którą od razu chwytam i pomaga mi wstać. - A tak na marginesie to nasze

- Dziewiąte spotkanie - wtrącam. - Wiem i bardzo się z tego cieszę. Ale teraz daj mi budyń!

----
Hej misie ❤️
Mam za dobre serce ♥
No ale co tam 😘😘
Żyje się raz 😘😘
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro