Rozdział 27
Wyszliśmy ze szkoły. Nie rozumiem dlaczego on to robi. Od początku znajomości, nie oszukujmy się, nie byłam dla niego zbyt sympatyczna. Pomimo to jednak, on stara się, żeby między nami było w porządku. To takie... miłe z jego strony. Chyba powinnam mu wybaczyć te wszystkie akcje i nie być niegatywnie nastawiona.
- Możesz chwilkę postać? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Davida
Dopiero teraz znowu zdałam sobie sprawę, że mnie trzyma. Spojrzałam na niego.
- Czy dasz radę stanąć na chwilę, bo chciałbym zadzwonić po taksówkę? - spytał powoli wymawiając każde słowo
- Oczywiście. - odpowiedziałam
Chłopak postawił mnie ostrożnie na chodniku. Był taki delikatny, jakby obchodził się z najdroższą, porcelanową figurką. Podoba mi się to, gdy tak o mnie dba.
David wyciągnął telefon, wybrał numer i krótko załatwił nam transport. Kilka minut później przyjechała taksówka. Chciałam sama sobie poradzić, jakoś doczłapać się do pojazdu, ale chłopak był pierwszy. Wyciągnął rękę i otworzył mi drzwi. Podałam mu dłoń uśmiechając się. Wsiadłam do środka. Po chwili David był obok mnie. Ruszyliśmy.
- Dlaczego to robisz? - zaczęłam rozmowę
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- O co ci chodzi? - odpowiedział
Oj nie oszukuj. Dobrze wiedział o co mi chodzi
- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły, skoro ja od początku byłam dla ciebie taka niesympatyczna? Dlaczego pomimo to, nadal nie odpuściłeś i starasz się? - spytałam z ciekawością
- To księżniczka się już do mnie odzywa? Jeszcze niedawno dostałem od księżniczki w twarz i o ile pamiętam nie chciała mnie znać. - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
Zmierzyłam go wzrokiem
- Bardzo śmieszne. Serio mówię.
- Może dlatego, że naprawdę chcę mieć z tobą dobre relacje. - zaczął
Nagle samochód stanął.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił kierwoca
Dosyć szybko. David szybko zapłacił, wyskoczył z auta i otwierając mi drzwi, podał mi rękę. Wyszłam z pojazdu. Ku mojemu zdziwieniu chłopak znowu wziął mnie na ręce.
- No i może trochę cię lubię. - dodał szeptając mi do ucha
Delikatnie uniosłam kąciki ust.
Chłopak wniósł mnie do środka szpitala i posadził na krześle niedaleko recepcji. Podszedł do biurka. Recepcjonistka podniosła wzrok znad dziennika i spojrzała na niego. Jej oczy zrobiły się ogromne i mówię wam, była bliska nastoletniego krzyku na widok swojego ulubionego idola.
- Ty jesteś David O'Lien! Ten piosenkarz i aktor! - powiedziała
Przewróciłam oczami. Tak, bo gwiazdy nie chodzą do lekarza. One mają możliwości samoregeneracyjne.
- Moja koleżanka skręciła kostkę i... - dziewczyna nie dała mu dokończyć
- Już już. Zaraz to załatwię. - powiedziała i pobiegła
David podszedł do mnie.
- Kolejna wierna fanka? - zagadnęłam
- Proszę cię. Takich nie lubię najbardziej. Jakbym nigdy nie był u lekarza. - powiedział i usiadł obok
Po chwili wróciła fanka-recepcjonistka i skierowała nas do gabinetu 33. Chłopak wziął mnie pod ramię i zaprowadził na miejsce. Otworzył mi drzwi, a ja weszłam do środka.
Wizyta trwała krótko. Lekarz stwierdził, że mam skręconą kostkę i że muszę kupić bandaż z usztywniaczem. Wiem, odkrywcze.
- I co? - spytał David, gdy tylko wyszłam z gabinetu
- Nic nowego. Mam kupić kilka rzeczy. Dziękuję ci bardzo za pomoc, ale teraz poradzę sobie sama. - powiedziałam, po czym ruchem kulawego wielbłąda poszłam w stronę wyjścia
Chłopak schwycił mnie za rękę. Potknęłam się i mało co się nie wywaliłam. David złapał mnie w talii, a nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Uśmiechnął się.
- Nie trzeba już zadzwoniłem do twoich rodziców. Będą za kilka minut. - powiedział
Niechętnie wypuścił mnie z objęć i biorąc mnie znowu na ręce, wyniósł ze szpitala.
***********************************
Ufff... Udało się. Rozdział długi i mam nadzieję, że się podoba. Gwiazdkujcie i komentujcie.
Buziaki
Carrmen17
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro